Szła sobie pewna bezogoniasta ulicą, nawet niedaleko schroniska i znalazła dwa psy
przywiązane do płotu. Jak się długo mieszka w jakimś miejscu, to wszystkie
okoliczne psy zna się z widzenia. A te były obce. No więc powiadomiła naszych
bezogoniastych, a ci psy zabrali i przywieźli…
Niewiele
rzeczy tak mnie dotąd zdenerwowało! Oba psiaki były ślepe! I ktoś je zostawił!
Jeden z nich, starutki już, dwunasto- trzynastoletni musiał mieć ostre
zapalenie oczu, które nie było leczone. No i oślepł. Miał także, jeszcze
niedawno, wielkiego guza przy kręgosłupie, który wreszcie pękł i została wielka
ropna rana. Też, oczywiście, nie leczona…
Stary oswoił
się już ze swoim kalectwem. Porusza się ostrożnie, wie, że jedynie na węch może
liczyć. Ech…
Drugi pies,
Lotos, był młody, ma może dwa, trzy lata. I też nie widzi, ale od niedawna –
oczy jeszcze nie zaszły mu bielmem. No więc jest zupełnie zagubiony… Kręci się
po kojcu, wpada na pręty, obija się o ściany, potyka o budę… Straszne. Nasi w
końcu uznali, że trzeba coś z tym zrobić. Znów zabrali go do zjaw, na coś, co
się nazywa tomografia mózgu. I wyszło, że ktoś musiał Lotosa rąbnąć czymś
ciężkim w głowę. I może od tego pies oślepł. I pewnie słuch też wtedy stracił,
bo jak się okazało, również nie słyszy! I teraz ma nieodwracalne zmiany w
mózgu…[1]
…
Kto zostawił
te psy? Zastanawiamy się tu wszyscy. Nasi bezogoniaści uważają, że oba żyły u
kogoś, może na działkach, bo do nich niedaleko. I były strasznie traktowane… A
jak dotknęło je kalectwo, to właściciel je porzucił. Idzie zima, na działkach
bezogoniaści nie pracują wtedy. Trzeba byłoby specjalnie chodzić, by karmić
dwie kaleki. A jemu się widać nie chciało…
Inne
wyjaśnienie na razie nie przychodzi tu nikomu do głowy. No bo co? Ktoś chodzi
po mieście, zbiera ślepe psy i przywiązuje je do płotu?...
Kto
powiedział, że człowiek to brzmi dumnie?
Może humory
poprawią się nam po akcji „Psu na budę”. Jak co roku organizują ją nasi
bezogoniaści. Już po raz dziewiąty. Trwa ona od połowy października przez cały
listopad. I adresowana jest głównie do młodych bezogoniastych ze szkół.
W tym roku ma
ona formę konkursu. Która szkoła nazbiera więcej karmy dla zwierząt, dostanie
tytuł „Szkoły Zwierzolubów 2012”.
I statuetkę. Zobaczymy, jakie będą rezultaty…
Ostatnio
przespacerowałam się po całym schronisku. Już dość dawno ego nie robiłam, bo
stawy mnie rwą. Ale trochę się polepszyło, no to polazłam… I wspominałam sobie
dawnych lokatorów, tych, którzy przyszli do schroniska wcześniej niż ja, albo w
tym samym czasie. Niewielu już takich zostało. Albo mieli szczęście i zostali
adoptowani, albo odeszli… I tak sobie
pomyślałam, że może napiszę o każdym z tych starych mieszkańców schroniska na
blogu. Kto wie, może dzięki temu znajdą sobie domy?
Zacznę od
Rity. Już od dawna, gdy pies trafia do schroniska, to dostaje imię oraz kolejny
numer. Psiaki, które trafiają tu ostatnio, dostają numery zaczynające się od
siedmiu tysięcy z haczykiem. A Rita otrzymała z początku numer 1587. To znaczy, że siedzi w
schronisku od 2004 roku! Dokładnie od listopada! No więc będzie obchodzić
niedługo rocznicę. Tylko że niewesoła ta rocznica!
Gdy ja
trafiłam do schroniska, ona już tu była. Przywieziono ją z niedalekiego miasta
jeszcze jako szczeniaka. A dziś ma już prawie dziewięć lat. Kochana suka.
Czarna, nierasowa, ale wciąż wesoła, dynamiczna i delikatna. Nie od razu
spoufala się z obcymi – musi ich trochę poznać. Ale później – trudno o lepszą
kompankę! Spacery uwielbia, zachowuje się na nich wzorowo. Kocha wodę, więc
wizytę nad strumieniem musi zaliczyć obowiązkowo! I Skoczka kocha, z którym
mieszka od dawna w jednym kojcu…
Poplotkowałam
z nią, powspominałam stare dzieje i poszłam dalej. Obok siedział młody, nowy
pies. Dalej też. I dalej, i dalej, i dalej…
A na
zakończenie kolejna psia baśń w rysunkach. Strrraszna, zbójecko-piekielna!
Narysowana przez Annę Wieszczeczyńską! (Ale pseudo: jaki pies to wyszczeka?!)
[1] Niestety, dziś już Lotosa
nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz