Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 13 września 2015

Nasi nie tylko szukają domów. Sami je dają! Część II.

Witam w drugim odcinku cuklu "Nasi nie tylko szukają domów..."! TUTAJ była pierwsza część. Kto nie czytał, niech prędziuchno nadrabia zaległości!

Dzisiaj będziemy pisać parzyście. Znaczy będzie znów o dwóch naszych, a one z kolei mają też po dwa, ale tylko jedna z nich ma dwie od nas, a druga ma jednego. I u tej drugiej to ja się bałem, że ten pierwszy zostanie pożarty a tu się okazało, że to ten drugi musi uciekać! Rozumiecie, prawda?

Zaraz się wszystko rozjaśni!

Uwaga, ekhem, historia pierwsza. NaszaLaska i jej psiolaski.
Daaawno, daawno temu, pewna dziewczynka marzyła o psie. Marzyła i marzyła, i marzyła... Aż wreszcie nadszedł czas, kiedy wreszcie mogła go przygarnąć! (Bo to odpowiedzialne bardzo było i nie tak na hura). Zajrzała na stronę naszego schroniska, pootwierała sobie wszystkie psy, które miały wpisane "mały" i zaczęła oglądać, aż nie trafiła na to:


Wieeelkie oczyska zdawały się z ekranu wyłazić, wołać, biadolić błagalnie! Nasza pozamykała wszystkie inne psy, bo to ONA, Telma, musiała być jej i koniec! Pojechała do nas pełna obaw, no bo przecież to, że Nasza kocha już Telmę to nie znaczy, że Telmie zabije mocniej serduszko, prawda? Tak sobie niemądrze myślała, a przecież wiadomo, że schroniskowcowi wystarczy pokazać kawałek siebie i on od razu, z miejsca, kocha od nosa do ogona!

Telma zamieszkała u naszej. Później zupełnie niespodziewanie i pechowo zachorowała ciężko na niuchaczówkę... czy na coś podobnego... oo wiem, na nosówkę! Walczyyyłaaa o nią ta nasza dwunożna jak LWICA! Telma ledwo uszła z życiem, już weterynarze zaczynali wątpić, bo przecież naoglądali się psów z tą chorobą i to niełatwe jest wyzdrowieć... Ale Telma wiedziała już, że ma dla kogo zdrowieć i ŻYĆ... Dała psiolaska radę z choróbskiem i od tamtej pory jest tymi wielgachnymi oczyskami wpatrzona w SWOJĄ Naszą jak w obraz...


Mijały miesiące, najpierw kilka, potem kilkanaście... a Naszą zaczęło znów na wiaty ciągnąć. Bardzo chciała pomagać i czterołapom umilać dni. Przechadzała się więc między kojcami... i przechadzała... i coś ją zawróciło... Mała suczka wciśnięta w pręty kojca, przestraszona i wycofana.

Mańka. Znaleziona z gromadą małych Maniątek. Później one rozjechały się do domów, ona musiała opuścić dom tymczasowy i przeprowadzić się do schroniskowego kojca. Nieśmiała była bardzo... i taka "się bojąca świata".


Taką poznała ją ta Nasza, co w domu miała już Telmę. Poznała i... nie mogła zapomnieć. Przychodziła i przychodziła... Oswajała, przyzwyczajała, przekonywała za każdym razem, że Mania jest cudowna i nie ma się czego bać, bo będzie dobrze i znajdzie szcześliwy dom... I pewnego dnia w głowie zaświtała myśl, że cholipcia, a może ten dom będzie u niej?! A dlaczego nie?! Po jakimś czasie nastąpiło zapoznanie psiolasek...


I w porządku! Nic się nie stało, krew się nie polała, głaski były jednoczesne i zapewniania, że żadna nie zostanie pominięta, że Telma dalej tyle samo będzie miejsca w sercu zajmować, a w naszej najwidoczniej urosło drugie, tak samo wielkie serce dla Mani...

Zamieszkały wszystkie laski razem. Wspólnie śpią...


Czasami dwunożna musi szukać sobie zastępczego posłanka...


Szamanko też jest wspólne...


Wygrały psiolaski w psiolotka. Wygrała też Nasza 8 łapek i dwie pary wpatrzonych w nią oczu, dwa ogonki merdające jak oszalałe i dwa bijące tylko dla niej serducha. Niech bajka trwa!

Aaaaa teeeraz druga historia! Inna Nasza miała już jednego czterołapa, ale... co zrobić... zakochała się! Nie było to zakochanie od pierwszego wejrzenia, ale za to takie na zabój. A zaczęło się tak...

Kiedy przyszła na szkolenie wolontariackie i przyznała się, że obawia się większych psów... Od razu szkoleniowczyni zaprowadziła ją do Żoża! Żożo mały nie jest, ale tak wiecie, pod pełną kontrolą z grubej rury!


Jako młodszy wolontariusz nie mogła wychodzić z Żożo na samodzielne spacery, ale każda wizyta w schronisku musiała mieć stały punkt - pomizianie psiulca przez kraty. Później Nasza się postarała o pozwolenie wychodzenia ze "swoim" czworonogiem i od tamtej pory stałym punktem wolontariackich odwiedzin to był wspólny spacer.

Żożo nie należał do psów z łatwym charakterkiem. Do ludzi cudowny, ale skubaniec tak się darł na inne psy, tak się nakręcał, że zupełnie przypadkiem mógł chapsnąć... Ta Nasza z nim ćwiczyła, za każdym razem, kosen... konkse... k o n s e k w e n t n i e  pokazywała, co fajne, a co niefajne i psisko zaczynało łapać! I tak przychodziła i przychodziła, wyprowadzała Żożo zupełnie nie traktując go jako czworonoga, którego w ogóle kiedykolwiek mogłaby przygarnąć. Przecież duży jest!

Aż pewnego dnia przyjechała do schroniska z drugą dwunożną... Ta dwunożna posłuchała Naszej (która zupełnie nieświadomie nawijała ciągle o tym SWOIM schroniskowcu!)... Poobserwowała, jak wyglądał spacer... I całkiem pewnie orzekła "Ależ to twój pies! Ja mam dwa psy, dasz radę, przecież Żożo jest twój!". Wtedy Nasza powiedziała, że wcale nie, że przecież Żożo duży jest, że ma w domu już małego, białego kluska, że wysokie piętro, nieeee, na pewno niee...

....ale ziarenko zostało zasiane...

Nasza poszła nawet do behapsiorysty, czy da się, jak on to widzi... Ale on powiedział, że raczej kiepsko (tak!). Bo w domu jest terier, długo był jedynakiem, no nie wiadomo... Iiii wtedy ta Nasza stwierdziła, że COOOO???? JAK TO SIĘ NIE DA! Próbujemy!

Aż się zląkłem! Bo Żożo z taką opinią miał poznać małego, kluskowatego, białego, niewinnie wyglądającego terierka...? Wiecie, co się jednak okazało...? Że to wcale nie ten kluseczek Idefix będzie musiał uciekać, tylko Żożo! Fix jest terierem nad terierami i ma swoje zdanie i zupełnie twardy charakterek!

Jak się jednak powiedziało jedno HAU, to trzeba powiedzieć drugie. Nasza razem z behapsiorystą przekonywali Fixa, że pomysł posiadania kolegi jest całkiem fajny!

I nagle stała się rzecz najmniej spodziewana... Żożo, tyle czasu mieszkający w schronisku, tyle czasu nikt nie chciał go zabrać do domu.... Nagle odezwały się dwie zupełnie nowe osoby gotowe go przygarnąć... Prawie jednego dnia! Jak się ta Nasza dowiedziała... Oooo Maaatkoo Suuuczkooo, co to się dziaaało w biuurzee! Chlipałaaa tak, że w kuchni było słychać! Że jak to, że jej Żożo, przecież JEJ... Dwa dni nie spała, nie jadła, nie oddychała prawie. W końcu wpadła do biura i powiada: "Biorę!".

Żożo przeprowadził się całkiem niedaleko... I wystarczy kilka ulic, a już można zyskać zabawki...


...i kumpla...

...który jeszcze czasami sobie poburczy i za nic na świecie nie przyzna, że kiedy nie widzi Żożulca, to jednak jest mu trochę smutno i że uwielbia razem z nim wyjadać serki prosto z kubeczka, i że lubi te przebieżki leśne wspólne, nawet jak mu łapeczki nie chcą przyspieszać...

Żożo nawet utrzymuje bardzo ciepłe stosunki sąsiedzkie! Nasza ma taką CudownąPaniąSąsiadkę, z którą lubi sobie porozmawiać od czasu do czasu. Czasami jej Fixa zostawiała do towarzystwa, bo wiadomo - razem raźniej. Początek znajomości PaniSąsiadka - Żożo był dość..... nieciekawy, aaaale puśćmy w niepamięć tę DROBNĄ wpadkę, bo teeeraaaz Żożo jest w CudownejPaniSąsiadce zakochany po uszy! I zdaje się, że z wzajemnością...


...i niech bajka trwa...


 Nieprzypadkowo napisałem o tych akurat czterołapach razem. Nie miały okazji poznać się w schronisku, poznały się później! A to dzięki temu, że te dwie Nasze się też poznały dobrze i teraz wszyscy BYWAJĄ u siebie. O, bardzo proszę:


Kuchnia łączy czworonogi! To wiadomo nie od dziś. Żożo, Telma i Mania. Idefix stwierdził, że jednak tłoku w kuchni nie lubi, bo mniejsze szanse na spadki z blatu... aaaale za to tutaj:

W wyrku mieści się duuużo zadków, a im więcej, tym cieplej. Fix vel Klusek czuwa nad sprawiedliwym podziałem miejsca.

Ach! I niech bajka trwa!

2 komentarze: