Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 6 września 2015

Nie bój się jego choroby. On się nie boi, z nadzieją patrzy w przyszłość. Derlik i jego Psianiołka.

Niektóre czworonogi mają to nieszczęście, że trafiły do schroniska. Chociaż czasami to szczęście w nieszczęściu, bo jednak lepszy kojec z pełną miską i spacerami niż jakiś pseudowłaściciel albo tułaczka leśno-uliczna. Do niektórych jeszcze dodatkowo przyplątały się jakieś dolegliwości... a to w stawach strzyka, a to żołądek wybredny, oczy za mgłą, albo jeszcze inne nieszczęśliwości... I bywa, że mieszkają u nas, starają się zdrowieć, chociaż najlepiej w domu... i wypatrują swoich ludzi... czasami dłuuugo...

Mają jednak czasem to wielkie szczęście, że odnajduje ich na ziemi ich Psianioł Stróż, co to może skrzydeł u niego nie widać, może nad ziemią się nie unosi, może pozornie wygląda na zupełnie (nie)zwyczajnego dwunożnego, ale jak ktoś wie, jak spojrzeć, to zobaczy to, czego nie widać...

Do nas też tacy Stróżowie przylatują pieszo, mają tu swoich podopiecznych. Dzisiaj będzie o jednym takim psim nieszczęściu, którego znalazł u nas Psianioł.

Przede wszystkim przedstawię czterołapa. Niemały, niebiały... Taki średniak, można powiedzieć, z tych większych. W kolorze jasnego brązu, z przydymionym ogonem. Uszy jak u zająca. Oto Derlik:


Derlik jest obecnie całkiem normalnym psem! Radosny, uwielbiający biegać, kochający ludzi, przytulaśny i niestary! Ma dopiero 5 lat. Ot, pies jakich wiele. Pozornie... Napisałem obecnie, bo jak do nas trafił, to nie przypominał takiego "fajnego" czterołapa. Derlik przyjechał do nas z niedalekiego miasteczka. Szwędał się tam bez celu. Kolejny zgubiony przypadkiem lub specjalnie... Tam został złapany i przewieziony do nas, bo mimo wszystko u nas bezpieczniej niż na takiej samodzielnej wędrówce. Po wszystkich niezbędnych czynnościach psiur trafił do "swojego" kojca. Na początku leżał w budzie, gapił się w jeden punkt, nie miał chęci nawet łba podnieść. Bo i po co...? Skoro tylu obcych się kręci, jego człowieka nie widać... I wtedy właśnie znalazł go jego Psianioł...

O, to ten, znaczy TA, bo Derlikowi trafiła się Psianiołka:


Jak go znalazła? Ano tak, że była świeżo po szkoleniu wolontariackim i przechadzała się na wiacie, żeby zdecydować, którego czworonoga na spacer weźmie; (na początku nie jest tak łatwo rozeznać się z samymi imionami na tablicy, więc lepiej się przejść i się przekonać, czy będzie się "czuć na siłach" zabrać Fafika czy Burka na spacer). 

Idzie więc Psianiołka przez wiatę... Prawie wszystkie szczekają, prawie wszystkie merdają ogonami, uśmiechają się, machają łapami, wszystkie chcą wyjść! Nagle stanęła przy jednym kojcu... Cisza. Nikt nie merda, nikt się nie uśmiecha. Derlik leży i smutno patrzy przed siebie. Psianiołkę coś za skrzydłem zaswędziało... TO TEN! 


Pomaszerowała po szelki i tak uzbrojona weszła do Derlika. Ubranie takiego cielska, które nie chce współpracować to było nie lada wyzwanie dla takiego Szczypiorka! Udało się jednak i pomaluśku, kroczek po kroczku pomaszerowali do lasu.

Na początku nie było łatwo. Derlik smętnie przemierzał leśne ścieżki, ani patyk go nie interesował, ani jakieś przebieżki.... Głaski to chętnie, przy tym to było widać, że najbardziej mu brakuje właśnie tego ciepełka dwunożnego. Kolejny spacer był podobny, później następny... Powoli było coraz lepiej, Derlik stawał się odważniejszy, coraz bardziej rozluźniony.

Pierwsze łzy szczęścia polały się, kiedy Derlik zaczął się wyraźnie cieszyć na swoją Psianiołkę! Jak zaczął do niej łapami machać, ogonem merdać, zanim jeszcze podeszła do jego kojca! I ten uśmiech!


Szybko się rozeszło w schronisku, że przychodzi do psiurka Psianiołka, bo musiała odwiedzać biuro albo meldować pracownikom, że chciałaby wziąć "swojego" psa na spacer. Niestety obowiązują go inne procedury niż przy innych psach...

Wracając do odnajdywania w Derliku super psa -  Derlik okazał się zajepsistym czworonogiem, który uwielbia zabawę, szaleństwo, biegi! 


Nie mógłby jednak też żyć bez przytulania, miziania, głasków, bez bliskości człowieka...


I właściwie okazałoby się, że bez sensu napisałem cały ten wstęp o nieszczęściach, bo przecież Derlik to pies jak każdy inny i w końcu przyjdzie ktoś, kto go pokocha tak jak Psianiołka... Ale się tak nie okaże, bo Derlika wyróżnia coś jeszcze. Nie widać tego po nim. Właściwie to długo myśleli, że to tylko fałszywy alarm był, że może jednak to nie dotyczy tego psa... Ostatnie wydarzenie potwierdziło jednak, że Derlik jest chory.

Derlik ma padaczkę. Dwunożni też chorują na to. Właściwie to nie widać, że się ją ma. Się każdy dowiaduje, jak nagle pada i zaczyna nim telepać. Trwa to jakiś czas i później się dochodzi do siebie i dalej się żyje normalnie. Tylko ze świadomością, że pewnie będzie kolejny raz...

Czy to ma przekreślić jakiekolwiek szanse na adopcje?? A dlaczego tak, ja się pytam???


Psisko dostaje takie specjalne rzeczy dopyskowo, żeby ataki się nie powtarzały. Mimo wszystko mogą jakieś wystąpić, ale szanse są mniejsze na pewno! 

Jest się czego bać? Zapytajcie Derlika. Zobaczcie, jak szaleje na wybiegu, jak biega, jak patrzy z ufnością na swoją Psianiołkę. Powiedzcie mu, że jest chory, to tylko spojrzy zdziwiony "aaale że jaa?? Chyba ci się pomyliło! Dobrze się czuję zupełnie!". 

Jedyna różnica na spacerach to taka, że trzeba mieć przy sobie lekarstwo w razie ataku. Nieduże takie, można w kieszeń włożyć. Musi też przyjmować codziennie inne leki, ale czy to taki problem podać kawałek czegoś niesmacznego w czymś smacznym? No chyba nie...

Derlikowa Psianiołka wierzy, że jej Derliś znajdzie najcudowniejszy dom pod słońcem. Z odpowiedzialnymi dwunożnymi, dla których psisko będzie zupełnie normalnym psiakiem, który będzie mógł korzystać z życia...

Należy mu się. Jak każdemu zwierzakowi. Każdemu zdrowemu czy bez łapy, czy bez ucha, czy z padaczką, czy z guzem jakimś... Wszystkie czworonogi zasługują na taki DOM... 

Nie bój się adopcji chorego psa. One się nie boją. One się tylko obawiają, że nie znajdą swojego człowieka i kawałka posłanka w czyimś domu... Takie marzenie możesz spełnić... W końcu zdrowy pies też może kiedyś zachorować. Nie oddasz go wtedy przecież! Do Ciebie też, Czytacielu Drogi może przyplątać się choroba. Niczyja to wina! Derlika to wina też nie jest, bo jakby mógł wybierać, to by wybrał dodatkowy ogon, a nie padaczkę. 

On się nie boi. Z nadzieją patrzy w przyszłość. Czeka na Ciebie.





2 komentarze:

  1. piękny <3 mam dwa psy ze schroniska i rozumiem Derlisia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, jak się ma już dwa, to trzeci nie zrobi wielkiej różnicy hohohoho!

      Usuń