Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 24 stycznia 2016

Zawad - sierściuch dążący do ideału! ...już blisko...

Wierzcie lub nie, ale sierściuch może być idealny. Taaak, widzę te kręcenie głowami u niektórych, bo przecież wszystkie sierściuchowe to wredne, mające swoje zdanie, drapiące albo uprawiające "miziaj-mnie-miziaj-GRYZ". Może zdziwię, ale NIE, nie zawsze musi tak być.

Dzisiaj wogóle będzie nietypowo, bo nie dość, że będzie o sierściuchu NIEMAL idealnym, to jeszcze będzie o tym, że u nas nie tylko się dla psów poświęcają i je wożą, ugniatają, przykładają różne cuda.

Będzie o kocurze Zawadzie jeżdżącym na rehabilitację.

Kto to jest kocur Zawad? Bardzo proszę. Nadęte poliki, oczy ze złota zrobione, co zostało, to polali na białą sierść i oto jest!

Zawad został znaleziony... uwaagaaa, niespodziewana niespodzianka - w Zawadzie. Ha! Nikt by nie wpadł! Prawdopodobnie go zamochód potrącił, bo tam coś niebardzo było z jego girkami, ale już...

- HaloHaloHalo, piesie! Co ty się tu będziesz moją historyją dzielił! Odbimbaj się od moich łap szlachetnych, bo wiesz... Może nie używam, ale pazury na miejscu mam!

- Ohohoho, Zawad, kto cię tu wpuścił??? Czekaj, aż cię kto zobaczy, albo stróż się zorientuje, że klatka otwarta!

- Nie bójjj niiiic, Dżoookeeej, spoko zioom, tak uklepałem kocyk, że NIKT się nie pozna! Mów mi miszczu! Zagadałem też do kolegi obok, że jak się będzie ktoś zbytnio przyglądał, to ma głośno mrauczeć i łapidła wyciągać. Jestem kryty jak basen na CeeReSie!

Ptaszki mi wyćwierkały, że coś ma być o mnie, to przykicałem, żeby w razie czego potem wstydu nie było, czy coś. Już widzę, że wstęp jakiś nie teges, ale nie wiem, gdzie tu się cofa... później się rozliczymy.

Tak, jestem Zawad i jeżdżą mnie na ćwiczenia. Znaczy taka jedna jeździ. Paczajcie, tu mam z nią fotę:


Aaaleee zacznijmy jeszcze raz, od początku... Na początku był chaos... Długo później urodziłem się JA. Potem niebardzo pamiętam, aż do BUM. Kiedy się ocknąłem, wygodniej mi było używać trzech łap, nie czterech... Nie pamiętam NIC A NIC z tego, co się stało. Sory no... Wiem tylko, że zgarnęli mnie jedni tacy, co chodzili na dwóch nogach i przywieźli mnie tutaj. Tutaj mnie pooglądali różni, a ci różni w fartuchach stwierdzili, że ta jedna łapa to jest jakaś wyjątkowo leniwa. Że cały jestem właściwie w porządku, ale ta tylna nie chce nadążać za resztą. Tak jakby zapominała, że w ogóle ma się od ziemi oderwać i mnie nosić, gdzie ja chcę, a nie, gdzie ona. Próbowali z tymi obrzydliwymi kulkami, które Tabletkowa prośbą i groźbą próbowała we mnie wmusić... Nie opisze, jak jej się to udawało, niech to będzie między nami.... W każdym razie próbowali, ale łapa jakaś nieusłuchana i dalej leniwa.

Lećmy dalej, bo się rozpisuję jak baba jakaś...

Pewnego dnia przyszedł ktoś i powiedział - Zawad, szykuj się, rehabilitować się będziesz!

yyyyyyyyyyyy..............


Ale jaaak too... Przecież na rehabilitację to same wielkopsy jeżdżą! Same długołape, wieeelkozębiaste, co to by małego kiciusia chwyciły między górny zestaw a dolny i byłoby po kiciusiu! 

Nie spałem... Jadłem, bo niejedzenie wywołuje nagle Tabletkową. Więc jadłem. Ale z tej zgryzoty to przecież pół kota ze mnie zostało, tylko nie widać pod futrem. Scenariusze w głowie różne układałem, no Wam piszę....

...aż nadszedł ten dzień. Przyszła Tabletkowa i ta dwunożna laska z naszego zdjęcia.... Zapakowały mnie w szelki... Próbowałem jeszcze pokazywać, że jestem taaak rozkoszny, milusi, kochany, że i tak znajdę dom, nawet z jedną łapą leniwą!


Nie dały się nabrać. Coś mówiły, że już umówione, że jakieś cyrki odstawiam, że niby dorosły jestem... pff.... Zapakowały do pudła z kratką...     


Pudło zapakowały do większego pudła bez kratki, za to na kółkach, opasała mnie ta kierowca takim płaskim sznurkiem... 



Łypałem z boku... Ale widziałem, że siedzi ta nasza dwunożna laska, a że ją znałem, to stwierdziłem, że cholercia no, nic złego przecież się nie stanie... chyba...



Pojechalim! A kiedy zajechalim, zostałem razem z pudłem wypięty i poniesiony przez kawałek mrozu, przez dżwi, do jasnego pomieszczenia, gdzie już zimno nie było. Wypakowała mnie ta nasza, przypięła sznurek do szelek, żeby mi się nie zgubiła, i mogłem spacerować!

Najpierw wiecie... na przyczajkę... Bo przecież te bestie gdzieś musiały być! Skradłem się więc ociupinę, żeby wyjrzeć zza winkla...


...na razie niczego nie widziałem, smycz za długa nie była, więc stwierdziłem, że czy mam być pożarty, czy nie, wrażenie czeba zrobić odpowiednie! Zgodnie z kocim rytuałem, lizłem futro tu i ówdzie...


No, jak już byłem gotowy, to wyszliśmy wreszcie zmierzyć się z przeznaczeniem... I nagle zobaczyłem... Matko Kotko, CO TO JEST...?


eeee.... to nie wygląda jak Łatek... Do Bajera też daleko jednak... 


Suchajcie, ale ze mnie gupi kot... Wiecie, że się okazało, że będę SAM JEDEN na całej sali?? Mam ćwiczenia inydywidułalne! Ani pół psa z nami nie ma, innych kotów też nie. 

Najpierw mnie ugniatają i sprawdzają, co umiem i co nie. Głównie to nie ja się mam starać, tylko ta łapa leniwa. Na wszelki wypadek jednak całego mnie przegniatają.


Później wykładają w takiej tubie specjalnej ręcznik czy kocyk i mnie tam kładą. Ja tam chętnie! Widzieliście kiedyś kota, co nie lubi sobie poleżeć?? Poza tym tuba to prawie pudełko, a KAŻDY sierściuch lubi, jak ma zabudowane na około i nad, i pod. Fajnie jest wtedy i koniec. Bezpiecznie. Zamek mamy taki. Lubimy się bawić, że mamy zamek, a na około jest fosa, smoki, lawa i te takie. Pudełka są fajne i już.

No i kładą mnie w tej tubie i głaszczą. Tooo jest w dechę! Czasami ja się poprawię, czasami znów oni mnie, czasami usiądę, a oni znów mnie kładą... Długo dość trwa to tubowanie, więc się wiercę. Pretensji jednak nie mam i się nie kłócę... Czeba leżeć, to czeba... Westchnę czasem, ale żadne tam prychanie. Przecież nie spieszy mi się do schroniskowej klatki, tu jestem miziany! O, tutaj jestem w tubie:


Jeszcze jedne rzeczy mi robią, ale nie mam fotencji, bo nie ma jak zrobić. Ta laska, co mnie ugniata i ta, co mnie wozi zakładają takie wielgachne okulary! I potem ta w niebieskim ubranku przykłada mi coś do pleców i czeba bez ruchu siedzieć... To najtrudniejsza część, bo jak mi co ścierpnie, to muszę się poprawić, nie? A one zaraz mówią, że punkt zgubiły, czy coś... Pfff, tyle kota im przyniosłem, a one muszą celować w ten konkretny, maciupeńki punkt miedzy 15865 włosem a 15866. Ponoć już obok włosa 15986 to już nie będzie to. No dopsz...

Potem, jak już jest po wszystkim, to mogę sobie pomaszerować po całym gabinecie i pozwiedzać!


Najciekawiej jest pod szafkami! Niestety tylko raz mi się udało tam wleźć i to tylko do połowy! Potem wyjechałem na brzuchu, bo mnie z tyłu nasza złapała... Niby była zła, ale już ja wiem, że nie mogła wytrzymać ze śmiechu!

Potem znów nasza pakuje mnie do pudła z kratką i dziurami, potem do jeździdła na kółkach i wziuuu do schroniska! 

Ogólnie to nie będę się chwalił, aaaleee... nie mogą się mnie nachwalić! Jestem grzeczny, cierpliwy, nie fuczę, nie prycham, nie pokazuję pazurów ani kiełów. Gdzie mnie postawią, to stoję, w szelki daję się zapiąć, na smyczy umiem chodzić, wiem, że siuranie i... to drugie to nie wypada robić na podłogę, dywan, czy do butów. Jestem taki właśnie IDEAŁ sierściasty, a jedyny "minus" to ta leniwa łapa... ale staram się, żeby ją rozruszać. Będę całkiem cudownie idealny!

W samochodzie jestem grzeczny, trochę czasem miałczę, bo i radio miałczy... Poza tym dwunożna też miałczy, więc tylko dotrzymuję towarzystwa! Chociaż ponoć to się ŚPIEW nazywa... W takim razie wszyscy pięknie śpiewamy w jeździdle!

Fajne są te wycieczki. Szkoda, że nie wracam potem do domu, gdzie mógłbym tę łapę ćwiczyć dalej. W klatce miejsca mało... Wypuszczają mnie czasem, ale wiecie, nie ma tyle czasu i możliwości, żebym sobie kicał, kiedy chcę...

Aaaaa i bym zapomniał! Suchajcie no. Te moje ćwiczenia tanie nie są. Znaczy wiecie, ja się nie prosiłem, ale już czuję, że mi pomaga to ugniatanie i leżenie w tubie, więc nie będę marudził, przyznać muszę, że jednak jestem ogromnie dźwięczny za to, że nasi się tak postarali i jeździmy. Miesiąc odwiedzin u dwunożnej w niebieskim ubranku kosztuje dużo monetek i banknotków. Wiem, że jeszcze nie zebrało się wszystko... Jeśli to czytacie, jeśli macie może trochę monetek w płynie, to możecie przelać na moją zbiórkę... O, tutaj... kontrol-plus-c... kontrol-plus-v... http://www.zbiorkanaburka.pl/zbiorka/517/zawad/

Tam, gdzie to www jest napisane, czeba kliknąć. Czeba tam wejść i przeczytać, jak można te monetki wlać... Ja sam się nie wspomogę, jestem kotem... Pięknym, powabnym i ozłoconym, ale wciąż kotem...


I prosze w imieniu swoim i naszych, którzy się tak starają dla mnie, żebyście pomyśleli, czy możecie pomóc. A jak możecie - to bardzo proszę, wlejcie ociupinę chociaż. Ociupina do ociupiny i nagle będzie całość! 

Dziękuję.

Oj... Dżokej zasnął... No to ja prędziuchno kicnę do siebie...

Paaaaa!

1 komentarz: