Oczami Bezdomnego Psa

środa, 5 stycznia 2011

To nie tak powinno być! Nie, nie i nie! Ale mogę sobie szczekać!

Jakieś dwa tygodnie temu jedna bezogoniasta zaadoptowała kota ze schroniska: „jaki śliczny, będziesz mój, słodkości ty moje…” A wczoraj odniosła go z powrotem. BO KOT NIE DAJE SIĘ GŁASKAĆ!!!! A kto jej powiedział, na Doga, że zwierzę, które nigdy nie miało domu, za to miało swój niezależny charakter, po dwóch tygodniach będzie robić za przytulankę i nie złazić pańci z kolan? Jak już tak jej trzeba głaskania, niech sobie kupi pluszowego misia i zagłaszcze go aż do trocin! Ale nie! Przyszła kota wymienić! Do licha, jak się ze swoim starym pożre to i przez miesiąc się nie głaszczą, i co – leci starego wymieniać?... Zagotowało się we wszystkich zwierzakach w schronisku, ale co mogły zrobić? A kot siedzi osowiały i gapi się na drzwi. I co takiemu powiesz. Chyba tylko to, że jego niedoszłej pańci nie tylko ogona, ale i mózgu brakuje!

Ale żeby było po sprawiedliwości, to są i inne pańcie. Mieliśmy tu takiego psa: młody, zadziorny, niby nic, a zwierzaki go omijały, no bo to mieszaniec amstafa i pitbulla. Poprzedni zarządcy schroniska nazwali go Kiler, ale jak ktoś z takim imieniem znajdzie sobie właściciela? No więc ci obecni zmienili mu imię na inne. I dobrze. Jakieś dwa miesiące temu postanowiła go wziąć jedna bezogoniasta. Z daleka przyjechała, nieduża, młoda, taka jakaś… Białe futerko, biała torebka, patrzyliśmy tylko, czy ma białe kozaczki. Ale, chwalić Doga, nie miała. I uparła się, że albo ten, albo żaden. Nasi bezogoniaści tłumaczyli jej, że może być niebezpieczny, że potrzebuje twardej ręki, bo jak mu się popuści, to zeżre właściciela i połowę osiedla na deser… No, przesadzam, oczywiście, ale chcieli dobrze. Tylko że ona już wybrała. No cóż, niech będzie. Przyjeżdżała kilkakrotnie, zapoznawała się z psem, potem zaczęła wychodzić z nim na spacer w towarzystwie pracowniczki schroniska, potem przyjeżdżał jeszcze kilka razy bezogoniasty z Hotelu Stożne, taki od układania psów[1], żeby ją nauczyć, jak panować nad psem-dominantem – i dopiero potem wzięła go do domu. Zastanawialiśmy się tu, po kojcach, co z tego wyniknie, jak jej, na przykład, pożre te białe kozaczki, których nie nosiła… I przypadkiem usłyszałem w biurze, że dzwoniła niedawno, dziękowała, bo pies okazał się cudowny, że mu kupiła nową smycz, poduszkę, kolorową kołderkę, białe koz… tfu! Przyczepiło się!

Widzicie? Można! Tylko trzeba CIERPLIWOŚCI! I trochę MYŚLENIA. I wtedy każde zwierzę będzie dobre i kochane, do głaskania też. Bezogoniaści w schronisku także pomogą, gdy trzeba.

No dobra. Teraz z innej budy. Umiem już, jak widzicie, posłużyć się notebookiem,[2] teraz pora na ten no… Internet.[3] Warto, bo to coś dużo może i pies staje się sławny! Jednej bezogoniastej z Ostrowa Wielkopolskiego zginął spaniel. Ogłosiła to w Internecie. A w Zielonej Górze jedna dziewczynka, szukała w tym Internecie czegoś i zauważyła to ogłoszenie. A obok jej domu biegał właśnie bezpański spaniel. No to dziewczynka łaps za telefon i dzwoni do Ostrowa. A tamta rozpaczająca już-nie-właścicielka-spaniela łaps za swój i gada z naszym schroniskiem: żeby tego bezpańskiego złapali, a ona przyjedzie, sprawdzi i zabierze, jak to jej pies. Pojechali – złapali – przywieźli. Z Ostrowem miał tylko tyle wspólnego, że był ostro wygłodzony i brudny. Same kołtuny, zwłaszcza na uszach. Sierść + brud = 1 kg cementu! Z godzinę mu wycinali te kołtuny! Ale potem mógł wreszcie podnieść łeb i otwarcie spojrzeć psu w pysk, bo przedtem to tylko nosem szorował po chodniku. I wyładniał od razu. Parę suczek oglądało się za nim, jak go prowadzili do nowego kojca. Będą z niego psy. Widać, że inteligentny (jak na spaniela) i chyba szybko znajdzie sobie nowy dom.

I jeszcze jedno… Ale tam chyba… Przepraszam na chwilę, później opowiem.



Wrrredaktor Cygan




[1] Układanie psów – mówienie i pokazywanie psom, co powinny robić, żeby właściciel ich kochał, szanował i kładł należycie do michy. Niektórzy nazywają to tresurą.- i słusznie. Tylko kto tu kogo tresuje, haha! (tzn. hauhau – ja się nie śmieję!). A Hotel Stożne niedaleko Zielonej Góry, to właśnie hotel. Tylko że dla zwierząt. Pierwowzór Marriotta, Rubena i innych takich dla bezogoniastych.


[2] Notebook – narzędzie do porozumiewania się psa z bezogoniastymi. Mój wynalazek. Kiedyś opowiem, jak do tego doszło.


[3] Nie wiem dokładnie, co to jest. W schronisku chyba nie ma, bo nigdzie nie widziałem much w gipsie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz