Oczami Bezdomnego Psa

piątek, 18 lutego 2011

Iskierka jest ślepa. Ale to śliczny mix stafforda z amstafem. Trafiła do schroniska zabiedzona, z niedowagą dobre 10 kg. Od razu poszła do naszego szpitalika. Tam ją wykurowali, podleczyli, ale między psami czuła się źle. Bała się – hałas, szczekanie nie zawsze przyjazne (u nas też siedzi trochę elementu…). Bezogoniaści mieli problem, co z nią zrobić. I tak minął miesiąc z kawałkiem. Aż przyszli ludzie po psiaka, najlepiej po amstafa. Wpierw pooglądali zdrowe psy, wreszcie, na koniec, zerknęli na Iskierkę. I wzięło ich! Poszli z nią na łączkę, poszli do lasu… Z pół dnia siedzieli w schronisku. Nie wiem, jak ich przekonała do siebie, bo z nią nie gadałem, ale pod wieczór bezogoniaści byli zdecydowani – chcą ją zabrać do domu. I tak zrobili. Dzwonili po paru dniach, że wszystko w porządku, że Iskierka zdążyła się zaprzyjaźnić z dwoma małymi psiakami, które mieszkały tam wcześniej, że zna już dobrze rozkład swojego nowego domu i coraz lepiej sobie radzi. I tak powinno być.

Mika, niemiecki owczarek, miała koło roku, gdy do nas trafiła. I siedziała tu trzy lata. Nic dziwnego, że siedziała – praktycznie nie wychodziła z budy! Nieźle musiała jako szczeniak dostać w kość. U nas te jej lęki jeszcze się chyba pogłębiły, bo ciągły hałas, rwetes, szczekanie; gdy więc tylko ktoś się zbliżał, jeżyła się, warczała nie na żarty… W końcu nasi bezogoniaści, a szczególnie jeden wolontariusz, wzięli się za jej resocjalizację. Długo przesiadywali z nią w kojcu, potem przyzwyczajali do smyczy, potem – na siłę! – zaczęli wyciągać na zewnątrz, niedaleko; później coraz dalej. Suczce wreszcie spodobały się spacery, ale nieufności nigdy się do końca nie pozbyła. Nie z każdym chciała gadać. W końcu trafili się bezogoniaści z hoteliku dla trudnych zwierząt. I Mika poszła do nich. Nie bez problemów – do samochodu wejść nie chciała, a jak już weszła, zabrała się za siedzenia; gdy dojechali na miejsce, z siedzeń zostało ponoć niewiele. Ale jej nowi bezogoniaści nie żałują – już się z sobą zżywają i wszystko zapowiada się doskonale.

A po Kuleczkę znowu przyszedł jej właściciel. Po raz trzeci w ciągu ostatnich miesięcy. Taki rytuał mają: co jakiś czas z pomocą bezogoniastych w mundurach idą sobie – pan do Izby Niepamięci[1], Kuleczka do schroniska. I na drugi dzień pan przychodzi po Kuleczkę, zabiera ją i wracają do siebie. A nasi bezogoniaści zaczynają dyskusję, czy nie należało Kuleczki zostawić w schronisku, bo te rytuały mogą się kiedyś źle skończyć. Ale z drugiej strony – jak jej nie oddać, skoro widać, że Kuleczka pana kocha, że wygląda dobrze, jest najedzona, czysta… A ten pan poza nią nie ma może niczego innego?... Ani nikogo innego?... Ciężka sprawa.



Wrrredaktor Cygan




[1] Izba Niepamięci – Kuleczka jakoś zawile to tłumaczyła: to takie miejsce, w które trafiają bezogoniaści i coś tam robią, i coś tam z nimi robią, ale oni zupełnie tego nie pamiętają. I dopiero gdy wychodzą, dostają spis tych wykonanych czynności z jakimiś cyferkami z boku. I wtedy bardzo narzekają. Nikt z nas tutaj nie może zrozumieć, czemu w takim razie bezogoniaści dają się tam zabierać? Niektóre rytuały są bardzo tajemnicze i ten chyba do takich należy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz