Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 17 kwietnia 2016

...sam sobie odpowiedz na pytanie, czy warto...

Dziś opowiem dwie historie. I niby się wcale nie łączą... Ale później opowiem jeszcze jedną...

Pikuś przyjechał do nas, jak było już kwieciście, ale jeszcze nie lato. Tylko nie tej wiosny, a zeszłej. Nasi go przywieźli z takiego jednego miejsca, co daleko mu było do nazwania rajem dla zwierzaków... 

Zobaczcie...






Nasi się tam bali nogi stawiać, a co dopiero takie małe psiaczki! Skoro większa stopa mogła wpaść między szkła, do dziur przez zgniłe rupiecie, to co powiedzieć o tych małych łapeczkach...

I tutaj jest Pikuś:


...jak ktoś znaleźć nie może, to stoi na samym środku. Mieszkał tam z kilkoma innymi psami, a że były też psiolaski, to się chłopaki kłócili... Solidnie czasami. Widać to było po pyszczkach, bo niejedna blizna je zdobiła... Jak były psiolaski i psiofaceci, to łatwo się domyśleć, że co kilka miesięcy psów było jeszcze więcej... Co się z nimi działo? Nie wiadomo i lepiej się może nie zastanawiać.


Na tym zdjęciu wyżej Pikuś to ten mniejszy łaciatek ze śmiesznymi uszkami...

Do schroniska przyjechał z raną pod okiem, bliznami, przerażeniem w oczach, niepewnością w głowie i wielką obawą w sercu... 


Tutaj dostał miseczki, posłanie i psumpli, którzy wcale nie chcieli go zeżreć. Dwunożni go oglądali, trochę na początku pokłuli, wszczepili szczepionkę i fasolkę z zapisanym imieniem (wszyscy mamy taką!), obejrzeli oko, Tabletkowa przyszła kilka razy i dała torcik z guziczkiem w środku na wzmocnienie... Do tego głaskali, interesowali się... Pikuś nie wierzył. Przecież taki pokiereszowany, nieładny, bo nierasowy, uszka nijakie, bo ani nie sterczą, ani nie zwisają, tylko takie nie wiadomo co... Tak było! Leżał na posłanku i nie wiedział, czego właściwie od niego chcą, bo po co go ratować, nikt go przecież w starym miejscu nie lubił, więc musiała to być prawda, że nikomu niepotrzebny jest... Nasi są uparci. U nas nie ma smucenia się, to niedopuszczalne! Wolontariusze, jak widzą takiego smutasa, to nie stwierdzają "eee, on taki do niczego, niech leży, chodźmy się bawić z tymi fajnymi!". Nasi tyle razy przyjdą do tego niewierzącego w siebie, tyle razy wyciągną go na spacer, podarują tyle miłości, aż ogonek w końcu zacznie merdać na ich widok! 

Powoli to z Pikusiem szło. Kiedy ktoś tyle razy słyszał od psumpli, żeby się odtentegował i szedł tam, gdzie go nikt szukać nie będzie, bo nie wiadomo, po co się urodził, tak jak to Pikuś słyszał nie raz tam, gdzie mieszkał przed schroniskiem, to ciężko tak w kilka dni wbić do małego łebka, że jest inaczej... Czas jednak mijał, Pikuś na spacerki wychodził, powoooli, pomaluuuśku zaczynał mu się rozjaśniać świat...


...na razie Pikusia zostawmy...

Furia do schroniska przyjechała, kiedy lato było w pełni. Niecały rok temu to było. Młodziuchna była, chociaż już całkiem wyrośnięta. Nieśmiała była bardzo, nie zawsze chciała z dwunożnymi gadać, trzeba było mieć ze sobą wiaderko cierpliwości, a czasem i ze dwa, ale wiadomo było, że warto. Furia bardzo chciała, ale bała się, chociaż chciała, ale jednak ten strach taki duży...


Pewnego dnia wydawało się, że do Furii uśmiechnęło się szczęście. Znalazła dom! Nasi się cieszyli, chociaż wiadomo, że obawy zawsze są, zwłaszcza przy takim psie, w tym wypadku psiolasce...

....tylko się wydawało, że to szczęście przyszło... To nie było szczęście. 

Furia krótko po adopcji zwiała. Zdarza się... Nie powinno, pewnie, że nie, ale się zdarza, nawet najlepszym. Furia była wycofana trochę, może się przestraszyła czegoś... Zwykle wtedy każdy szuka, ogłoszenia wywiesza, robi co może. Tutaj dwunożna stwierdziła, że ona szukać jej nie będzie... Według niej, psiolaska była nieprzystosowana do adopcji i ona jej takiej nie chce....

Nasi nie wiedzieli, czy mają dom wynająć i tam zwierzaki przystosowywać do mieszkania, czy sami mają każdego czterołapa do siebie brać, czy o co chodziło... Cóż. Furia zamieszkała znów u nas...



Prawdziwa historia dopiero się rozpoczyna...

Furia zamieszkała z Pikusiem. Bardzo się zżyli. On niewierzący w siebie, ona z trzęsącym zadkiem, kiedy wychodziła z bezpiecznego miejsca. Nocami opowiadali sobie, jak to by chcieli poznać dwunożnych, ale trochę jednak się boją i niby wiedzą, że nic nikt im tutaj nie zrobi, ale jednak się zastanawiali, czy są tego warci... Wiedzieli za to, że są warci siebie, bo nikt nie rozumiał Pikusia tak, jak Furia i Furii nikt nie rozumiał tak, jak Pikuś...

Pewnego dnia do schroniska przybyła rodzina. On, Ona i Mały Krasnal. Chcieli adoptować jednego zwierzaka, Furia im się spodobała... Wiedzieli, że wycofana, wiedzieli, że trzeba będzie pracować. Spróbują. Chcieli dać jej szansę. Na początek zabrali ją i Pikusia na spacer. Musiały iść dwa, bo u nas jak jeden z drugim mieszka, to nie ma tak, że tylko jeden do lasu idzie. Drugiemu byłoby przykro! Poszły więc dziarsko (bo razem raźniej!), łapa w łapę, Pikuś, Furia i rodzinka dwunożnych.

Wrócili i powiedzieli do naszej, żeeee... biorą dwa. I ta nasza dwunożna to się długo na nich patrzyła... Bo przecież Furia taki trzęsizadek i Pikuś, niemłody już, też z przeszłością... Praca z jednym przed nimi, a tu jeszcze drugi będzie się plątał? No pewnie, że się da, wszystko się da, ale wiecie... Furia miała już smutną przygodę... Nasza powiedziała, żeby dwunożni się przespali z tą myślą. Lepiej, żeby zwierzaki jedną noc jeszcze spędziły w swoich starych legowiskach, niż potem, po kilku dniach sielanki jednak wróciły do schroniska...

Dwunożni się zgodzili. Wyszli... za bramę... i stali... i stali... stali dalej... potem jeszcze trochę postali....

....furtka się otworzyła, drzwi do biura się otworzyły, wszedł On, Ona i Mały Krasnal i powiedzieli, że biorą. 

Obydwa. 

I Furię, i Pikusia. Bo jak to tak jeden, skoro są dwa, a przecież właściwie jak jedno...

Umowy podpisane, do jeździdła czas zapakować! Na nową drogę życia Pikuś jeszcze próbował udziabać swojego nowego opiekuna, bo ten chciał mu pomóc wsiąść, a Pikuś bez Furii nigdzie wybrać się nie chciał! Wzięli go więc na sposób i najpierw zapakowali ją... potem już poszło lżej. Jak z nią, to on jedzie. I pojechali!

...nasi czekali na telefon, kiedy cała rodzina dojdzie do domu, może trzeba by było coś doradzić, albo coś... 

...ale nikt nie zadzwonił. Ani tego samego dnia, ani dzień po. Cisza...

Do przedwczoraj cisza.

Nasi dostali wiadomość. I zryczeli się niektórzy po same skarpetki, jak zobaczyli zdjęcie. 

W związku z tym, że obejrzenie tego, co na końcu grozi jednak zamazaniem obrazu, to ja najpierw napiszę coś od siebie.

...albo w sumie nie...

...nie trzeba... Tu nic nie trzeba dodawać. Po prostu przeczytajcie, obejrzyjcie i sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy warto...

"Po ponad dwóch miesiącach od adopcji spieszymy donieść, co u nas.
Zawitały do nas dwa psy, więc i wydarzeń pewnie z dwa razy więcej ;) Pierwsze dni były trudne. Furia była wystraszona i wycofana, a do tego okazało się, że właśnie zaczęła się u niej cieczka, co Pikuś szybko wyczuł. Co się działo przez kilkanaście kolejnych dni pisać nie będę, ale wspomnę tylko, że Pikuś był wtedy bardzo ożywiony... W akcie desperacji oba psiaki zostały porządnie wykąpane i to podziałało łagodząco. Po tym było już tylko lepiej. Pikuś szybko odnalazł się w nowej sytuacji. Jest bardzo łasy na pieszczoty i potrafi zdobyć serca wszystkich dookoła :) Właściwie od początku nie opuszcza nas, śpi obok łóżka, w ciągu dnia kładzie się u naszych stóp. Taki prawdziwy pies-pieszczoch :) Furia stanowiła trochę większe wyzwanie. Początkowo nie reagowała na swoje imię, nie podchodziła do nas, była zachowawcza i przestraszona. Po kilku tygodniach powoli zaczęła oswajać się z nowym otoczeniem. Dołączyła do swojego kumpla, Pikusia, i staje się wzorem psa-pieszczocha. Łasi się, wskakuje do łóżka informując nas, że to już czas na spacer albo tylko na pogłaskanie :) Nadal jednak najbezpieczniej czuje się w swoim legowisku, w miejscu, do którego nikt nie może wejść, bo znajduje się pod stołem i dzięki temu nikt jej nie niepokoi. Lubi tam spędzać czas, czasem dołącza do niej Pikuś. Ale tylko czasem, bo jednak woli pokojowe klimaty ;) W czasie dłuższych wypadów do parku spuszczamy ją ze smyczy. Wtedy doskonale pokazuje, dlaczego ma na imię Furia ;) Tempo jej biegu jest oszałamiające. Zawsze jednak grzecznie wraca, kiedy ją przywołujemy. Przybiega równie szybko, kiedy znikniemy z jej pola widzenia... Jest fantastyczna! A do tego oba psy wspaniale dogadują się z naszym dzieckiem, które dzielnie bierze udział w ich życiu (wsypuje karmę, daje wodę, wychodzi na spacery, głaszcze i bawi się).
Po tych kilku (a może już kilkunastu?) tygodniach od adopcji podkreślę jedno: posiadanie psa jest cudowne, ale posiadanie dwóch psów to dopiero moc! Zupełnie inne mieszkanie i zupełnie inne podejście do życia. Mimo pojawiających się minusów (ehhh, ta sierść albo kleszcze), nawet przez chwilę nie żałowaliśmy decyzji o wzięciu dwóch psiaków. Dziś, choć przez całe swoje życie zawsze miałam jakiegoś czworonoga obok siebie, nie wyobrażam sobie życia bez dwóch szczekających i merdających ogonami istot ;) A, i poradnik adopcyjny, jaki dostaliśmy od Państwa, bardzo nam pomógł. Furia była psem podręcznikowym, można by rzec :) Pozdrawiamy ciepło!"




3 komentarze: