Oczami Bezdomnego Psa

środa, 17 sierpnia 2011


To ja Majka. Wiem ze robie bledy ale nie wiem wszystkiego jak się pisze na komputerze. Cygan jak tu jeszcze byl sie smial ze pisze jak rasowy internałta… Nie znam takiej rasy. Ale Cygan widocznie zna – on jest mondry i duzo umie: siad i lezec i stoj i podaj lape i aport pszynies debilu nie uciekaj! I zafsze wkuwal mnostwo slowek. Nasi bezogoniasci go lubili i niektuzy to nawet nie zaczynali pracy puki się z nim nie pszywitali. Z tego lubienia tak. Jeden tylko byl interesowny i pszychodzil bo mu Cygan dawal pileczke i potem sam nie mial. Ale inni bezogoniaści jak zobaczyli ze Cygan nie ma pileczki to przynosili mu drugom. I on się niom bawil puki nie pszyszedl znowu ten interesowny.
No i Cygan mi mowil zebym sie nie pszejmowala bledami, bo mi je word poprawi. Czekalam ale żaden word nie pszyszedl. Cale schronisko schodzilam szukalam psuw pytalam ale nikt go nie zna… Jeszcze jutro poszukam ale nie wiem gdzie bo juz mi tylko ten duzy komin zostal.
A teraz to co on napisal bedzie



Bezogoniaści lubią podróżować. No cóż, psy również. Tylko że psy, wyruszając w drogę na całe tygodnie czy miesiące, nie zostawiają swoich bezogoniastych zamkniętych w domu i bez pożywienia.

A coś takiego miało niedawno miejsce w nieodległej miejscowości. Gospodarz domu, nie byle jakiego, sądząc z wyglądu, wybrał się do Anglii. Jest tam już od kilku tygodni i nie wiadomo, kiedy wróci. Tak przynajmniej mówią sąsiedzi. Pojechał, no i dobrze! Tylko zostawił w obejściu pięć psów. Cztery na zewnątrz, a jednego w środku. Ktoś ze znajomych pewnie się nimi opiekował przez jakiś czas, ale potem przestał. W efekcie zamknięty w domu buldog omal nie padł z głodu i pragnienia. Reszta też nie jest w najlepszym stanie.

Komisyjnie otwarto dom, psa wzięto do schroniska i powoli dochodzi teraz do siebie. Na razie ledwo łazi, ale już widać, że się wyliże. Pozostałe psy urzędnicy objęli opieką. Wyznaczono bezogoniastego, który je karmi. To na razie – a gdy zwolni się miejsce w schronisku, to i one przyjadą do nas.

A w naszym mieście też nie lepiej. W jednym bloku mieszkała sobie starsza pani z synem. Starsza pani mało chodziła, bo była chora, a syn mało chodził, bo się przewracał. Więc gdy był poza domem i czuł, że uderzy nosem w chodnik, wolał zostać tam, gdzie był i nie ryzykował drogi do domu. Niekiedy parę dni nie podejmował takiego ryzyka.

No i stało się tak, że gdy ten syn miał gdzieś tam trudności z chodzeniem, starsza pani zaniemogła bardzo. Po paru dniach zaniepokoili się sąsiedzi, dali znać, gdzie trzeba, przyjechały odpowiednie służby, po drabinie – chwalić Doga, mieszkanie było na parterze! – weszli do środka i zastali panią w łóżku bez przytomności.

A po mieszkaniu snuło się, miaucząc, osiemnaście wycieńczonych sierściuchów! W tym cztery zupełne niedorostki. Zaraz telefony, pani do szpitala, koty do schroniska. Szukać ich trzeba było po wszystkich kątach. Nie najczystszych, sądząc z ilości zwierząt, którym nikt od paru dni nie wymieniał piasku w kuwetach, ani nie wypuszczał.

Dziś pani jest w domu opieki.

Synek się nie zjawił[1].

A miauczurów już nie ma. Wszystkie były chore na kocią białaczkę.

Max jest młodym trzylatkiem, wielorasowym delikatnie mówiąc. Jest też dobrym i wesołym psem. Choć powinienem napisać, że był dobrym i wesołym psem. Miał odpowiedzialne zadanie – pilnowanie podwórza w podmiejskiej miejscowości. Miał tam budę, choć bez ogrodzonego kojca i jak to się jeszcze często zdarza, był uwiązany na łańcuchu. Tyle miał ze świata, na ile mu łańcuch pozwalał. Czyli – nie za wiele. Więc się pewnie z tego łańcucha raz i drugi zerwał. A to się bardzo nie podobało jego pani. Przebiła mu wiec skórę na karku, przeciągnęła łańcuch przez tę ranę i przypięła go do obroży. Zrywaj się teraz!...

Ktoś się zlitował i poinformował dobrych ludzi o losie Maxa. I pies trafił do nas. I wygląda na to, że przynajmniej ta historia dobrze się skończy. Bo pierwszy szok i uraz już mu minął. Trafi więc teraz do domu zastępczego – bezogoniaści, u których będzie mieszkał, przychodzą do niego, poznają się, wychodzą na spacery… Przy nich ma na nowo zaufać ludziom i przyzwyczaić się do życia w godnych psa warunkach. A następnie wyjedzie do Niemiec. Już mu tam szykują komfortowe mieszkanie.

W ogóle Niemcy dość często biorą psy z naszego schroniska. Ostatnio nawet coraz częściej. Nie dawniej jak kilka dni temu wyjechała do nich Heaven, śliczna suczka: długowłosy mix collie z owczarkiem. Duża, wesoła i młodziutka, roczna. I też po przejściach. Do schroniska trafiła jako malutki szczeniaczek i dość szybko została adoptowana przez jednego bezogoniastego. A po trzech miesiącach nasi bezogoniaści znaleźli ją wałęsająca się po ulicy. Poznali ją natychmiast i zabrali. Uciekła? Została wyrzucona? Zadzwonili zaraz do tego, kto ją adoptował i zapytali, jak tam Heaven się czuje? Odpowiedział, że doskonale, że tryska zdrowiem i humorem i właśnie zajada obiad… Taaa… Co o takim powiedzieć?

No i została w schronisku, do czasu, aż przyjechali po nią ci bezogoniaści z Niemiec. Obejrzeli ją sobie dokładnie na stronie internetowej, wypytali, poprosili o dodatkowe zdjęcia i wreszcie zjechali do nas. Przy bezpośrednim spotkaniu Heaven spodobała się im jeszcze bardziej. No i zabrali szczęściarę. Przywieźli poza tym sporo darów: same środki medyczne, opatrunki, płyny do dezynfekcji, przybory do zszywania ran i inne takie, nawet nie wiem, jak je nazwać.

Mają nas informować, jak się im dzieje.

Cygan i Majka


[1] Tu chciałem dać zjadliwy przypis, ale mi łapy opadły. Tu nie przypisu trzeba, ale przypieprzyć by należało. W sam zapity pysk!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz