Oczami Bezdomnego Psa

czwartek, 8 września 2011

Idę ja sobie do boksów w odwiedziny. Środek dnia, słońce świeci. Nawet stawy mnie nie bolą… A tu nagle jak coś z góry nie walnie! Koło nosa mi przeleciało. Skowytnęłam i hyc, na bok! Patrzę, a to dachówka. Akurat koło domku wolontariuszy przechodziłam. Patrzę w górę, a tam dwóch bezogoniastych siedzi i przy dachu grzebie. Rozwrzeszczałam się na nich, a oni mi z góry: - Wybacz, pies, to niechcący, nie powtórzy się… Ale lepiej się tu nie kręć!









Na śmierć zapomniałam, że trwa remont. Na dachu robią i w środku też. Ale to jeszcze nie powód, żeby w psa dachówkami rzucać!

Po chwili zła cholera mi przeszła. Niech tam, w sumie nic się nie stało, a jak skończą, ślicznie będzie. Gadają coś o uroczystym otwarciu. Pewnie i zdjęcia wtedy będą robić, to któreś wsadzę do bloga. Jak dadzą. Zresztą, jak nie, to sama wezmę. Wiem, gdzie je trzymają w komputerze.

No dobra! Idę sobie wzdłuż boksów i patrzę. Tu pusto, tu pusto, tu też… W sierpniu nasi bezogoniaści znaleźli domy dla osiemdziesięciu psów. A przyjęli trochę mniej, to i puste boksy stoją. To dobrze. Zwykle w czasie wakacji jest odwrotnie.

Tu siedział Regan, młody husky z interwencji. Na wiosce, dość daleko od Zielonej Góry, tkwił w stodole przywiązany drutem do sieczkarni. Policjanci, którzy go tam znaleźli, wściekli się ponoć jak diabli. Zrobili zdjęcie i przysłali do schroniska. Mówię wam, obraz nędzy i rozpaczy. Pies chudy, sierść posklejana, paździerzy w niej pełno… Drut mu się wrzyna w szyję… Ziemi spod odchodów nie widać… Ech… Nasi bezogoniaści w te pędy w samochód i pojechali. Przywieźli. Wyczesali, wyszczotkowali, odkarmili, zdjęcie na stronie zamieścili. I po miesiącu chyba znalazł się chętny na niego. Bezogoniasty ze Szczecina, czy jakoś tak… Nasi sprawdzili dom i Regan pojechał. Przyjechali po niego jak po jakiegoś tego… No… zapomniałam, jak się taki ważny nazywa… Cygan to by pamiętał…
                                y
                           y       y
                      y                y
                  y                        ygan!...
Cy



Ale mi tęskno…

Z tymi wyjazdami do odległych domów to nieraz jest problem. Trochę dalej, na drugim końcu wiaty, siedziała Stenia. Do schroniska trafiła z małymi – gdzieś tam ledwo zdążyła się oszczenić. Smarkacze odchowały się i poszły do bezogoniastych, a ona została. Długo siedziała. No bo najpiękniejsza nie była, fakt. I już niemłoda. Ale i ją ktoś wypatrzył w Internecie. Jakaś kobieta z… ojej, ja mam zawsze kłopoty z nazwami! Coś tam z piekarzami było… I z kiełbasą śląską…[1].

Ale ta bezogoniasta, która chciała zabrać Stenię, nie mogła po nią przyjechać, bo coś tam. To nasi zaczęli szukać dla niej transportu. I zgłosiła się jedna taka, co powiedziała, że Stenię zawiezie. Specjalnie pojedzie, żeby psu pomóc. To się nazywa serce!

No i terasz Regan i Stenia żyją sobie na swoim i dobrze im się wiedzie!

A tu mieszkała Jackie. Ona z kolei… Nie, teraz o niej nie napiszę, bo mi się serce kraje… Kiedy indziej.


Majka



[1] A do nazw potraw mięsnych to głowę mam! Każdą pamiętam. Wystarczy, że raz popróbuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz