Oczami Bezdomnego Psa

środa, 1 lutego 2012

 Wiele już widziałam i słyszałam, ale żeby pies miał dwóch bezogoniastych, którzy w dodatku kłócą się o niego – to jeszcze nie.
Kilka dni temu z niedalekiej stadniny ktoś zatelefonował do schroniska: przyplątał się piesek – zabierzcie go; my tu już mamy swojego. No to nasi bezogoniaści w samochód i pojechali. A na miejscu usłyszeli historię…
Temu, który dzwonił, przed rokiem zginął pies, owczarek. Bezogoniasty przebolał jakoś tę stratę, aż tu niespodzianka. Jego kolega jechał samochodem obok odległej miejscowości i na poboczu zobaczył biegnącego psa. Zdawało mu się, że to chyba zaginiony owczarek bezogoniastego ze stadniny. Zatrzymał się, zawołał psa a ten podbiegł w podskokach. No to go łaps i do samochodu. I wtedy z boku nadbiegła mała suczka, taki pinczerowaty kundelek, okrągły jak kiełbaska. I sama się pcha do samochodu. No i dobra, widocznie pokumplowała się z owczarkiem i nie chce się z nim rozstawać. Bezogoniasty zabrał więc i ją.
Przywiózł oba psy do stadniny. Tam owczarek został rozpoznany przez właściciela, wygłaskany, wyczochrany, dopieszczony jak należy. Zwierzak też cieszył się całą gębą. Suczka jakby mniej, bo najwyraźniej jej tam nie chcieli. No i zadzwonili do schroniska…
Nasi bezogoniaści wypytali, gdzie psina została znaleziona, zabrali ją i przywieźli do nas. Nadaliśmy jej imię Kawka. Zwykłe ceregiele przy przyjęciu, kwarantanna, a fotografia na stronę internetową.

Minęło parę dni i z okolicznego miasteczka zadzwonili bezogoniaści, którym zginęły dwa psy. Ot, wyszły sobie z podwórza, bo brama była otwarta – i nie wróciły. Opis jednego z tych zaginionych pasował jak w sam raz do Kawki. Nasi powiedzieli, że jeden taki pies znajduje się w schronisku i ci bezogoniaści na drugi dzień przyjechali. Rozpoznali Kawkę, a ona ich…
A co z drugim zaginionym psem?...
Właściciele Kawki pojechali do stadniny i rozpoznali owczarka. A on ich witał jak swoich. Tylko, że wcześniej tego ze stadniny witał tak samo…
No i ambaras. Pies jeden, a właścicieli dwóch…
A mówią, że od przybytku głowa nie boli!
Zobaczymy, jak się to skończy!

Aha, aha! Dowiedziałam się niedawno, że bezogoniaści zgłosili te moje zapiski do konkursu na bloga roku. I czytelnicy mieli na tego bloga głosować. Zagłosowało kilkudziesięciu aż! No to chciałam im bardzo podziękować. Z moim najbardziej wdzięcznym uśmiechem, o!
  

Dwie rodziny bezogoniastych wybrały się do lasu na wycieczkę. Przybłąkał się do nich bezpański pies. Na miejscu pokotwasili się trochę i wzięli za pieczenie kiełbasek. Dziś w lesie łatwiej znaleźć materiał na wybudowanie willi niż na rozpalenie ogniska (kto nie wierzy, niech wejdzie do lasu), więc trochę trwało, zanim nazbierali chrustu. Papier mieli z sobą.
Ognisko rozpalili, kiełbaski upiekli i pożarli. Psu nie dali – bo obcy, a zresztą, bo za mocno wędlinka przyprawiona. Ślinkę łykał. Gdy wiec bezogoniaści rozpełzli się po okolicy, zaczął gmerać w ostygłych popiołach, bo widział, że tam pospadały kawałki tej kiełbasy i tłuszczyku nakapało. No i znalazł nadpaloną kartkę przesiąkniętą tłuszczem. Zabrał ją (bo to ekologicznie śmieci z lasu zabierać no i ten tłuszczyk…). I zwiał. Poboczem sobie biegł i wtedy go złapano. I trafił z tą zatłuszczoną kartką do schroniska. A to była kolejna karta zaginionej „Xięgi narodu…” z cudowną pieśnią.


    kliknij obrazek aby powiększyć lub najlepiej otwórz w nowej karcie






  
kliknij obrazek aby powiększyć lub najlepiej otwórz w nowej karcie
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz