-
Wiesz, Majka, dobrze mi tutaj…
-
Wiem, że dobrze. I widzę.
-
Tylko już łazić nie mogę… Ruszam się, jak ty parę miesięcy przed… no wiesz. O,
patrz!
I
Lord przespacerował się. Wyszedł z biura, ostrożnie zlazł ze schodów… Na sztywnych
łapach, małymi kroczkami, z nisko pochylonym łbem. Podszedł do bramy i
powolutku ułożył się na chodniku. Zasapał się staruszek, ale gęba mu się
śmiała.
- Dalej to już ani kroku. Muszę odsapnąć…
-
Patrz, bo nasi jadą z interwencji.
-
Prawda. No to już… Leć, zobacz, kogo przywieźli. A ja za chwilkę doczłapię…
Najpierw
będzie o filantropach…
Kiedy nasi bezogoniaści
potworzyli maila, to się uśmiechnęli. Można i tak! Niedaleko, w małej wiosce,
ma dom bezogoniasty i jego pies. A wokół ich obejścia zaczął się kręcić inny
pies, bezdomny. Taki w kwiecie wieku, mieszany i dobrze ułożony. Na podwórze
się nie pcha, awantur nie szuka… Bezogoniasty wpierw podrzucał mu jedzenie, a
potem poszedł po rozum do głowy: jak wikt, to czemu nie opierunek?
No i sprokurował bezdomnemu budę.
Całkiem porządną. Ustawił ją po drugiej stronie swojego płotu i zaprosił
kundla: mieszkaj! I kundel zamieszkał. Ma teraz i jedzenie, i dach nad głową.
Ale
wciąż jest bezpański. Gdyby więc ktoś chciał go sobie wziąć, nic nie stoi na
przeszkodzie!
Kiedy
nasi przyjechali, bezogoniasta, która ich wezwała, była już na miejscu. Weszli
razem do maleńkiej kamieniczki w centrum i stanęli pod drzwiami. I od razu
poczuli, że będzie się działo…
Lokatorka
mieszkania, starutka bezogoniasta, trafiła na badania do szpitala, a jej córka
skorzystała z okazji i sprowadziła naszych.
Weszli.
Ruch, bieganina – siedemnaście kotów w różnym wieku i różnej maści, które dotąd
czekały przy drzwiach, rozprysło się po całym mieszkaniu. Została tylko suczka,
ledwo żywa, z ropą cieknącą spod ogona. Jak się wkrótce okazało, połowa
sierściuchów też była chora. A dwie kotki w ciąży…
Starsza
pani przygarniała każdego miauczącego czworonoga, który pojawił się w okolicy.
Karmiła, poiła, ale na leczenie brakowało jej pieniędzy? Czasu? Siły?... Na
sprzątanie też.
No
i nasi wyjmowali po kolei miauczące i drapiące czworonogi spod wanny, spod
łóżka, spod stołu, fotelików… Wyłapali wszystkie i teraz cała gromada jest w
schronisku. Niektóre na leczeniu, od razu, niektóre na obserwacji. Suczka też…
Wszystkich się tutaj pokazać nie da, więc chociaż ze dwa-trzy…
A
kiedy już nasi wychodzili z tamtego mieszkania, dokładnie wycierali nogi, żeby
nie pobrudzić klatki schodowej…
Teraz
będzie o gangsterach.
Kiedy
nasi przyjechali, na miejscu byli już bezogoniaści z policji, celnicy i
prokuratorzy. Część w mundurach, reszta bez… A mieszkańców domu nie było – już
ich zabrali. Właśnie pakowano całe torby tytoniu…
A
w jednym z pomieszczeń czekały na zabranie dwa psy. Może zupełnie niewinne, a
może przeciwnie, pilnowały całego interesu. Żeby nikt nie wszedł niezauważony…
Nie wiadomo. No to skoro nie wiadomo, to nie pokażemy ich pysków (w gazetach
bezogoniastych też się tak robi!)
W
schronisku dostały imiona Marlboro i Tabaka. Nie można ich adoptować, bo
bezogoniasta, która teraz jest w areszcie, pewnie niedługo wyjdzie, jak tylko
złoży zeznania. I podpisała oświadczenie, że psy od razu zabierze…
I dobrze byłoby, żeby na powitanie zrobiła
im coś z naszej książki kucharskiej. Na przykład coś takiego:
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz