Oczami Bezdomnego Psa

środa, 26 listopada 2014

Po dziewięciu latach wielki skok!

Ooo jejku jejku jejku jejku!!! Takie wieści mam, że ach!

Pisała o nim Majka, pisałam i ja. Pisałam o jego współpsiolokatorce, jej adopcja była wielkim wydarzeniem! Pisałam o nim też, kiedy wymieniałam psy, które u nas mieszkają tak długo, że właściwie dom to tylko ze snów znały, bo pamięć już zbyt krótka.

Aż wreszcie piszę dzisiaj, booo.... ohohohoho, ale zaraz, zaraz, jeszcze nie!

Kto zgadnie, o kim piszę? Podpowiem... średni, szary (chociaż kiedyś więcej czarnego było), w schronisku od 2005 roku (tak, 9 lat...), suczki lubi, z psami różnie, ale z ludziskami spacerował niezwykle chętnie! Długo mieszkał z Ritą, ale wreszcie jej się poszczęściło i wyjechała do najprawdziwszego domu.

Jak ktoś jeszcze nie wie, o kim piszę, to proszę:


Skoczek we własnej osobie! Bardzo energiczny, pocieszny, radosny, przytulaśny, wymieniać można było zawsze długo. Dlaczego tyle czasu nikt się nim nie interesował, do dzisiaj nie rozumiemy... Czy taki uśmiech w ogóle może się nie podobać??


I wiecie co się stało? Wiecie?? Ohohoho, ale zaaaraz, zaaaaaraaaz....

Pewnego dnia ze schroniskiem skontaktowała się pani...

Pani mieszka w Niemczech, ale postanowiła sobie pewnego dnia (i tak robi), że... adoptuje tylko psy z polskich schronisk, które już długo w schroniskach siedzą i nie są młode. W dodatku pani ma słabość do terierków... I tego naszego terierkowatego Skoczka znalazła na ogólnopolskiej stronie z adopcjami. Czyli wypatrzyła go dzięki ogłoszeniu którejś naszej wolontariuszki czy wolontariusza!

(Z tego miejsca składam SERDECZNE PODZIĘKOWANIE dla osoby, która to ogłoszenie wrzuciła!)

...i kiedy ta pani się ze schroniskiem skontaktowała, to zaraz wysłała też filmy i zdjęcia, na których były jej poprzednie teriery. Niestety już je pożegnała... na zawsze... dlatego zaczęła szukać kolejnego futrzaka. Zdecydowała się na naszego skocznego Skoczka, wesołka z dziewięcioletnim stażem. Data była ustalona, wszystkie niezbędne informacje podane...

Trochę sobie myśleliśmy... że to znów za piękne, że jak to, z Niemiec pani przyjedzie po naszego Skoczka! Nie mówiliśmy mu nic, bo tyle się czasami nasłuchamy, że na pewno ktoś przyjedzie, a potem cisza...


Czas mijał, dzień przyjazdu się zbliżał, w międzyczasie zostało sprawdzone wszystko, co było możliwe. Pani przysyłała wiadomości, że już zapewniła sobie pokój w hotelu, w którym psy są mile widziane, że już umówiła wizytę dla Skoczka w psim salonie piękności... Czas mijał, coraz bliżej i bliżej było...

...iiii TAK! Ten dzień nadszedł!

Przyjechała pani, przywiozła ze sobą peeeełno darów dla zwierzaków i oczywiście z szerokim uśmiechem poszła ze Skoczkiem na spacer. Kiedy wróciła, nasi się spytali... "...i jak...?", na to pani, z tym samym szerokim uśmiechem odparła pewnie "Ale jak to jak? Normalnie!" i od razu usiadła, żeby dopełnić wszelkich formalności. Lody zostały przełamane, bo pani była taka... taka pozytywna bardzo i tak się miło jej słuchało!

...ukradkiem podsłuchiwałam z kuchni... Po tych wszystkich historiach, że z psem są na drugi dzień problemy i ktoś już chce oddać, że na spacerze tak ciągnie, więc ktoś chce kogoś spokojniejszego (a ruszaj się, człowieku, raz na tydzień i nie chciej potem pobiegać!)... A tutaj pani mówiła, że sobie popracują razem ze Skoczkiem, że wszystko się da, że nie ma problemu, że przecież poprzednie psiaki też nie były młode i też schroniskowe, że jej siostra też takie przygarnia...

Kiedy już wszystko było pozałatwiane, można było ruszać w drogę! Kierownik nawet poszedł się pożegnać, przecież nieczęsto takie psiaki jadą do domów.

- Hedziu, poszedłeś tam za nimi. Jak było?

- Ech, niełatwo... Przecież dla Skoczka DOM to schronisko. Na zdanie "idziemy do domu" zareagował tak, jak wszyscy "wieloletni". Skierował swoje kroki do bramy schroniska, wyrwał do kojca, do budy! Na szczęście pani się nie zraziła, tylko jakoś, po różnych próbach, Skoczek wylądował wreszcie na tylnym siedzeniu samochodu.

...i tak, po dziewięciu schroniskowych latach, zaczęła się najważniejsza i najlepsza Skoczkowa podróż...

- Bulbaaa... ale jak to taak... Opowiesz i koniec...? A co dalej...? Nie wiesz, jak tam sobie chłopak radzi...?

- HA! Nie byłabym SOBĄ, gdybym nie wiedziała! Oczywiście, że WIEM!

Otóż - Skoczek ma się bardzo dobrze! W psim salonie piękności zachował się wzorowo wręcz, w hotelu też problemów nie było. Nawet taka długa jazda do domu (już tego najprawdziwszego!) była całkiem w porządku! W domu już wszystkie kanapy, fotele, łóżka przetestował; już wie, gdzie najbardziej miękko, a gdzie najbliżej pańci, a gdzie miejsca najwięcej. Może się kłaść zależnie od chęci i nastroju! A poza tym? Ach, Skoczek spaceruje, zwiedza, chodzi po sklepach, wszystko to, co powinien był robić od szczeniaka...


Przed nim jeszcze wiele pięknych lat wypełnionych spacerami, zwiedzaniem, kulaniem się na dywanie i rozpracowywaniem nowych zabawek.

...i mamy kolejny niesamowity przykład na to, że psiak z długim schroniskowym stażem wcale nie musi być koszmarnie trudny w przystosowaniu do domowych warunków. Wręcz wcale nie musi być trudny. Nic-a-nic!

SZCZĘŚCIA, Skoczku! Trafiłeś w najlepsze, bo terierkolubne ręce, należało ci się!

4 komentarze:

  1. suuuper! :) powodzenia psiaku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, trafił do serca, które kocha teriery, w ręce, które wiedzą, jak sobie z terierami radzić! Chociaż ze Skoczkiem nie trzeba sobie radzić, on po prostu odnalazł SWOJEGO Człowieka...

      Usuń
  2. ...historia jak z bajki, aż trudno uwierzyć że to prawda! Wreszcie niesamowite szczęście uśmiechnęło się do Skoczka. Mam nadzieję, że odbije sobie chłopak z nawiązką za te wszystkie chude lata... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też nie wierzyliśmy! Aż nie przyjechała szeroko uśmiechnięta pani i szeroko uśmiechnięta pani nie poszła ze Skoczkiem na spacer i tak samo szeroko uśmiechnięta nie podpisała umów i wszystkich innych papierków!

      Mamy wieści od tej skoczkowej pańci i wiemy, że teraz to chłopak żyyyjeee pełną piersią! Pełnym skokiem, można napisać hyhyhy!

      Usuń