Zacznijmy od tego, że trafił do naszego schroniska psiak. Nie za duży, nie za mały, nie za czarny, nie za biały. Ot, taki kundelek.
Nasi nazwali go Baster. Psiak był na początku niechętny do poznawania świata, przestraszony, z budy wyłazić nie chciał. Częste to u nas... Może z ciepłego mieszkanka nagle trafił do kojca z budą, gdzie spokój jest jedynie w nocy, bo prawie cały dzień słychać szczekanie... Z czasem przywykł, przekonał się do ludzi, stał się radosnym, przytulaśnym pieseczkiem!
I pewnego, pięknego dnia nie mogło być inaczej, Baster został adoptowany! Cudowna wiadomość! Na kundelka czekało mieszkanko i super miejsca do spacerowania.
................ przewińmy troszkę czas...............
Nasi niedawno pojechali na wizytę poadopcyjną... Niestety jej przebieg nie był taki, jaki powinien być.
"Nie, nie mamy już psa. Żona miała problemy zdrowotne, zbliżało się pojawienie dziecka, musieliśmy Bastera oddać, bo trzeba było dużo czasu spędzać poza domem, nie mieliśmy czasu dla niego i nie chcieliśmy, żeby dużo czasu spędzał sam w domu. Nie, nie mamy już psa, a teraz mamy dzidziusia! Oddaliśmy go niedawno, w tym roku, teraz nie pamiętamy adresu, ale przyślemy na adres schroniska, pies wyjechał do Miasta-Porcelanowego-Czajniczka, ma mieszkać na podwórku, w kojcu i budzie, ale bardzo fajny dom, na pewno!"
Hmmm, no różne losy mają ludzie, różne losy przez to mają psy. Pewnie, że lepiej zapewnić zwierzakowi opiekę, jeśli dwunożni zupełnie nie mają jak się nimi opiekować... Nasi czekali więc na adres, żeby sprawdzić warunki Bastera zwłaszcza, że miał być oddany do kojca. Lepiej sprawdzić...
....nasi czekali na adres....
....nasi pojechali znów do byłych właścicieli się przypomnieć... Nie, wciąż nie pamiętają i nie znaleźli, ale przyślą...
...no to nasi dalej czekali...
Aż tu dnia pewnego.... ale żeby Czytaciel wiedział, o kogo chodzi, krótka historia innej adopcji: razu pewnego trafiły do nas dwie bassetki. Zostały adoptowane do najcudowniejszych bassecich domów pod słońcem i nasi wciąż mają z nimi kontakt. I właśnie do historii wplata się jedna z bassetek - Agatka. Agatkowa Pańcia wrzuciła na "fejsa" zdjęcia:
Wróćmy do historii Bastera... Mamy w schroniskowych szeregach taką osobę, która w głowie ma taką naszo-schroniskowo-psią encyklopedię. Czasami zobaczy kawałek ucha i już wie, do kogo należało, nierzadko też jeszcze powie, co to był za pies, czy lubił gryźć patyki, biegać za ptakami, a nawet, jacy ludzie go adoptowali! I ta nasza zobaczyła właśnie tego białego, łaciatego psa na zdjęciu i od razu jej się w głowie zapaliła lampka "TO BASTER!".
Ruszyły trybiki, szybko nasi się odezwali do Agatkowo-Jackowej Pańci i na pierwsze pytanie: "skąd jest Łatek", padła odpowiedź: "ze schroniska, z Miasta-Porcelanowego-Czajniczka"! Czy to aż taki przypadek, że dwa biało-łaciate psy w wieku 2-3 lata w tym samym mieście się znajdują...? Ale nasza blondwłosa encyklopedia jednak się nie myliła...
Nasi zresztą wyszukali Bastera na stronie tego przytuliska i cóż, no jednak Baster!
Co zdziwiło najbardziej...? Owszem, też to, że psiak tam wogóle był, ale jednak datę umieszczenia trzeba było kilka razy przeczytać, bo była... sprzed półtora roku...
No to można miesiąca nie zapamiętać dokładnie, kiedy się psa oddało, ale czy to było dwa miesiące temu, czy dwadzieścia dwa, to chyba robi różnicę.... WRRRR......
Jaka była historia Bastera/Łatka zanim trafił do przytuliska w Mieście-Porcelanowego-Czajniczka?
"...błąkał się dłuższy czas w okolicy ulicy Asnyka. Zanim trafił do przytuliska kilka razy widzieliśmy go w tamtych okolicach. Siedział przy ławce z małą dziewczynką i jej psem. Spytaliśmy, czy kojarzy Łatka. Czy wie kto go karmi, czy wie czyj to pies, gdzie śpi. Dziewczynka odpowiedziała, ze Łatek się błąkał i przygarnęła go jakaś pani z bloku obok. Wtedy był ładny i miał obróżkę. A potem pani sobie kupiła szczeniaka i wyrzuciła Łatka z powrotem na ulice..."
...ychm, cóż... Nasi ponownie pojechali do byłych właścicieli Bastera, żeby się dowiedzieć, kiedy w końcu Baster był oddany i gdzie, bo miasto się zgadza, ale poza tym nic! Tym razem się okazało, że to jednak był rok zeszły, niemożliwe, że powiedzieli, że ten, chociaż wtedy mówili, że chodziło o dziecko, a dziecko teraz jest wyjątkowo niewielkie, więc w zeszłym roku się raczej nie urodziło... Oddali jednak po ślubie, czy krótko przed... Zobaczyli zdjęcie, taaaak, to Baster. Ale zdjęcie sprzed półtora roku, pies od dwóch lat prawie jest w Mieście-Porcelanowego-Czajniczka, a nie od tego, czy zeszłego nawet roku... Zrobiło się niezbyt miło nagle, ale na szczęście już kilka dni później udało się ustalić adres ludzi, do których Baster był oddany. Ufffff. To będzie ostatni element układanki Łatka/Bastera, ale ja opisuję historię już dziś, bo właściwie koniec psiej wędrówki jest mi znany i to jest najważniejsze. Ja się mogę domyślać, albo możemy tak przyjąć, że Łatek zwiał albo "został zgubiony", potem trafił na panią, o której mówiła dziewczynka w historii z przytuliska, a potem już wiadomo...
Co teraz z Basterem/Łatkiem??
Psiak został adoptowany z przytuliska jeszcze w zeszłym roku i zapewniam, że nie mógł trafić lepiej... Ma najcudowniejsze Pańciostwo pod słońcem! Pańciostwo ma wnuki, które psiak uwielbia! W dodatku Łatek prawie cały czas jest ze swoimi dwunożnymi, nawet do pracy z nimi chodzi! Ma swoje posłanko między kwiatkami, patrzcie:
W pracy wciąż ma kontakt z dwunożnymi, a poza pracą czas na czterołape!
Wiele miejsc odwiedził psiak. Ile ich było po drodze takich, które miały być ostatnimi? Chyba tylko on wie, ale może lepiej, żeby już ich nie pamiętał...
Ile zbiegów okoliczności musiało być, żeby poukładać całą historię? Przecież gdyby nie adopcja Agatki, gdyby nie to, że Agatkowa Pańcia kocha kwiatki i zawitała do kwiaciarni Basterowo-Łatkowej Pańci, gdyby przypadkiem nie zgadały się o psich spacerach i gdyby na ten Agatkowo-Jackowo-Łatkowy spacer nie poszły, gdyby nie umieściły zdjęcia na "fejsie", gdyby nie nasza dwunożna psia encyklopedia...
Ach, gdyby nie to wszystko, to pewnie byśmy dotarli do ludzi, którzy mieli trzymać Łatka na podwórku w budzie i pewnie by powiedzieli, że uciekł, a oni szukaaali i szukaaali, ale nie znaleźli...
Cudowne, że nie musimy się o Bastera/Łatka martwić, że możemy być spokojni, że ostatecznie, po długiej i krętej ścieżce znalazł swoje miejsce i swoich ludzi! Niech lepiej tej ścieżki nie pamięta, niech biegnie nową, razem z cudownym Pańciostwem i masą łap i nóg biegnących obok nich...
A teraz pójdę spać, a przed snem jeszcze będę intensywnie myśleć, żeby każdy zwierzak trafił w końcu na takich ludzi, tylko niech trafiają tak od razu, bez tych wszystkich smutnych przeprowadzek po drodze...
...i niech się spełni...
Ach, gdyby nie to wszystko, to pewnie byśmy dotarli do ludzi, którzy mieli trzymać Łatka na podwórku w budzie i pewnie by powiedzieli, że uciekł, a oni szukaaali i szukaaali, ale nie znaleźli...
Cudowne, że nie musimy się o Bastera/Łatka martwić, że możemy być spokojni, że ostatecznie, po długiej i krętej ścieżce znalazł swoje miejsce i swoich ludzi! Niech lepiej tej ścieżki nie pamięta, niech biegnie nową, razem z cudownym Pańciostwem i masą łap i nóg biegnących obok nich...
A teraz pójdę spać, a przed snem jeszcze będę intensywnie myśleć, żeby każdy zwierzak trafił w końcu na takich ludzi, tylko niech trafiają tak od razu, bez tych wszystkich smutnych przeprowadzek po drodze...
...i niech się spełni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz