Oczami Bezdomnego Psa

środa, 6 kwietnia 2016

ABRAKADABRA, stań się zabawką!

Widziałem, że ogłoszony, to już można o nim napisać. Wcześniej to wiecie, nie chciałem, bo różnie to bywa, a on tak wyglądał nieszczególnie... Dalej wygląda, ale już widocznie wiadomo, że będzie wychodził na prostą. Znaczy na psa.

Historia to tragiczna, bo nie tylko o znieczulicy samych opiekunów, którzy opiekunami byli tylko z nazwy. Znieczulica była też na około, bo w tym miejscu mieszka tylu ludzi... I niejeden widział i niejeden potem mówił, że widział już dawno, że zwierz tak wygląda... Ale jakoś tak wyszło, nikt nie zgłaszał.

Najważniejsze, że zgłosili teraz i że już będzie dobrze. Musi. I na pewno będzie, bo wszędzie lepiej, niż tam, niż z nimi... Czekajcie, muszę wyjść się przewietrzyć, bo nie mogę, za miętki jestem...

- Dżokej, dawaj, ja napiszę.

- Nie, Larsi, dam radę przecież, tylko jak sobie pomyślę, to mnie trzepie i muszę się uspokoić...

- Mnie też trzepie, ale ja się emocjom nie daję. Trzeba być twardym, bo jak spotkam jednego i drugą na mieście, to jak się wgryzę w poślad, to długo popamiętają. Jak naszczekam i wyszczekam wszystko za tego biedaka, to będą im się śnić po nocach te wszystkie epitety, do jasnej Psianielki. Jak...

- Doobra, Larsi, pisz, nie gadaj, bo nam nocy ubędzie, a stróż akurat wyszedł na obchód. Ja się jednak pójdę przewietrzyć i przy okazji popatrzę, czy wraca...

- A to było tak...

Nasi dowiedzieli się, że w pewnym mieszkanku żyje sobie rodzina, która ma psa. Właściwie to ich nigdy nie widać razem na dworze, tylko raz ktoś zobaczył to chodzące, czworonożne nieszczęście, kiedy akurat próbowało się stołówkować w śmietniku i stwierdził, że tak chudego psa to dawno nie widział, i postanowił to zgłosić jednak...

Nasi pojechali, no bo jak to tak, że takie chude i musi samo jedzenia szukać... Chociaż może chore i dlatego takie chude...? A bo to mało psów jedzenia po śmietnikach szuka? Zgłoszenie jednak było poważne, sprawdzić trzeba!

Przyjechali, zapukali do drzwi...  Weszli do środka i już żałowali, że nie wzięli jakiegoś słoiczka czy buteleczki z tlenem, bo tam było szaro i bardzo dymiąco. Jakby tak upuścić długopis, to pewnie by zawisł!

Piesek? A jakże! Jest! Iii pookaazaaaliiii.......

A nasi zaniemówili, zapowietrzyli się, mało im papiery z rąk nie wypadły! Przed nimi stanął on:


Może i obcy mu się nie spodobali, ale szczekać sił nie miał. Tylko patrzył przeogromnymi oczami to w oczy, to na ręce, bo może nie są puste i coś może z nich spadnie...

Nasi się nasłuchali... Oj, tak się nasłuchali, że ja się akurat dziwię, że właścicieli nie pogryźli tam. Kulturalni są ci nasi, nie ma co gadać... Ja się dziwię, ja bym nie była. A nasi stali, słuchali, pisali, chociaż mówili później, że nóż im się sam w kieszeni otwierał... Chcecie poczytać rewelacje?

Psiak, Pimpuś, lat 15. Na spacery nie wychodził od kilku miesięcy. Bo ludzie gadali, że jest za chudy i raz to o mało co, a by ich zlinczowali za to! No to nie wychodzili. Nie będą psa na pośmiewisko wystawiać, a przecież on chory. Szczepiony był, pewnie, że tak! Ze 14 lat temu. Odrobaczany też wtedy właśnie. Miski ma! No jak nie ma, jak ma, na lodówce stoją. Są stawiane na podłodze, jak jest pora karmienia. Karma też jest! Tylko pies jeść nie chce, bo chory jest przecież. Dostaje też taki specjalny preparat, który się podaje, jak ktoś ma przeziębiony pęcherz i dużo sika. Bo Pimpuś sika, to żeby nie sikał, to dostaje. Posłania nie ma, przecież może sobie spać, gdzie chce. Smyczy i obroży też nie ma, na spacer nie wychodzi, to niepotrzebne.

.....i nasi tak słuchali... i nie wiedzieli, czy przenieśli się gdzieś w czasie, czy może zaraz się obudzą...

Kiedy nadszedł czas na miskowy test, Pimpuś niestety nie zdał. To znaczy miał nic nie jeść, bo chory, i nic nie pić, bo przecież chory. A tu psiak bezczelnie wyżarł całą michę żarcia i wypił trzy miski wody! Cudownie ozdrowiał! 


Nasi postanowili - zabieramy. Właściciele, że jak to! To ich piesek! Nasi byli nieugięci - zabieramy! Właściciele na kolana padli, bo jak to! Ich Pimpuś, którego mają od lat piętnastu! ...cóż. Nasi popisali papierki, nawet im powieka nie drgnęła na te nakolanowe padania... Pimpusia pod pachę i wio do lecznicy!

Jak go psiowet zobaczył... nie było co gadać...


Na wadze nie chciało być inaczej, wyświetlacz pokazał cyferkę 6. Cyferki powinny być dwie, pierwsza 1, a druga 2. Ale była jedna i to podobno źle.

Potem postawili psa na stół i zajęli się jego szponami. Musiało mu się bardzo niewygodnie chodzić, ale w sumie po domu to mało się chodzi, a na dwór nie wychodził wcale, to po co było pazury piłować? 

 
Pimpek był grzeczny. Patrzył tylko tymi wielkimi ślipiami na świat wokół. Na ludzi, którzy tak życzliwie patrzą z troską; na ręce, które takie ciepłe są i miło dotykają, nawet na psioweta, bo się interesował i psiak czuł, że on tu jest ważny teraz, że wreszcie jest ważny!

Później pobrali mu co trzeba do badań i powieźli do schroniska, gdzie czekało posłanko, kocyk iii miseczki! Prawdziwe miseczki! Nieznikające na lodówce! Rozglądał się Pimpuś i nigdzie nie było w pobliżu niczego, na co można by je postawić, ale na wszelki wypadek pił wody tyle, ile tylko zmieściło się do żołądka... ...a potem na wszelki wypadek jeszcze troszkę... i jeszcze...

Największa niespodzianka musiała być rano! Miseczka po wodzie wciąż stała! Była już co prawda pusta, bo przecież trzeba było pić i pić, i pić, ile wlazło, ale zaraz ktoś przyszedł i nalał nowej, świeżej wody, poprowadził na spacer, a potem przyniósł miseczkę z jedzeniem.... Taka pycha!

Wielkie, brązowe oczy patrzyły z ogromną nadzieją i niedowierzaniem na te cudowności i nie mogły się oderwać od tych rąk, co zmieniają pustkę w jedzonko i wodę, a później jeszcze pojawia się w nich taki sznurek, który potem prowadzi do lasu, gdzie czuć pod łapkami ziemię, piasek, trawę, a nos wyczuje nowy zapach, który przez wiele miesięcy był zastąpiony tym obrzydliwym, szarym dymem, przez który aż płuca się zatykały... 


Później dochodziły do naszych wieści, że ten mały psiaczek wyglądał tak nie od wczoraj, nie od pół roku, kiedy przestał wychodzić na spacery... Nie od roku nawet, bo najstarsze wspomnienia były sprzed dwóch lat... DWÓCH... 

Przynajmniej dwa lata Pimpek kilka razy dziennie przeżywał męki widząc, jak jedzenie ląduje w żołądkach jego właścicieli. Kiedy zaczęło się wydzielanie wody...? Od kiedy musiał pić jak najszybciej się dało i szorować językiem po dnie miski, żeby wchłonąć ostatnią kroplę, zanim pojemnik znów trafi wysoko, wysoko, na lodówkę? Ile błagalnych spojrzeń posyłał w stronę jedzenia...? Ani pół kromeczki pewnie mu nigdy samo z siebie nie spadło... Ile nocy śnił o kawałku mięska, kawałku kosteczki, kawałku papierka, który by chociaż pachniał jakimś masełkiem i też by się go zjadło ze smakiem...? 

Pimpek nie wychodził na dwór, bo wyglądał za biednie, a wyglądał za biednie, bo nie dostawał jeść. Później nie dostawał jeść, bo przecież nie wychodził na dwór, więc brudziłby podłogę. Nie ma jedzenia, nie ma kup, nie trzeba sprzątać. Nie ma picia, nie ma sikania, nie ma sprzątania. Proste, prawda? 

...a może jakby wprost właściciele powiedzieli "Pimpek, stań się zabawką!", to by przyleciała jakaś wróżka, zamachałaby kijkiem i psiak by się zrobił pluszowy? Kto wie, może są takie wróżki? Wtedy Pimpek nie chodziłby stale głodny i spragniony, nie odczuwałby zimna i nie przeszkadzałoby mu, że nie ma czym oddychać. Wszystko byłoby prostsze!

...ale nie było... I nie było magicznego zaklęcia, nie było wróżki. Był głód. Potworny głód. Jak ci dwunożni mogli znieść ten wzrok, który musiał się wwiercać w ich ręce pełne jedzenia; jak mogli kłaść się spać syci bez poczucia winy; jak mogli latem schładzać się litrami zimnej wody podczas gdy ich kochanemu psu żołądek przyrastał do kościstego kręgosłupka, a język przyklejał się do podniebienia....?

Ach, nie napisałam jeszcze. Pimpek jest właściwie prawie zdrowy. ZDROWY. Znaczy ma bardzo poważną anemię, ale to przez długotrwałe głodzenie. I cośtam z wątróbką się narobiło też... ale nic, co nie pozwalałoby jeść i sprawiało, że nie ma się apetytu. 

Grzeczny to psiaczek, spokojny, lubiący dreptać po lesie i siedzieć przy ludziach. Żadnej agresji w nim nie ma. Jadłby za pięciu, ale mu nie wolno. Musi dostawać nieduże porcyjki, ale często. Pewnie do końca życia już mu zostanie ta łapczywość, ale dziwić się nie ma co... 

Spójrz w te oczy i pozostań obojętny...

 
Przecież to takie proste, prawda...?

PeeS.
...Pimpek szuka domu...

2 komentarze:

  1. Piękny tekst. Byłby jeszcze piękniejszy gdyby był link do ogłoszenia Pimpka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieszkamy z Pimpkiem w schronisku w Zielonej Górze. A ta linka do Pimpka, to chyba o to chodzi... http://schroniskozg.pl/psy-do-adopcji/2276/pimpek

    OdpowiedzUsuń