Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 10 lipca 2016

Miałam nie chodzić?? Psia stopa! Nikt mi nie powiedział!

Cud!
Wam piszę, CUD!

Historię dzisiaj opowiem. Taką przywracającą wiarę w cuda prawdziwe.

I tak bym napisał o tej psiolasce prędzej czy później, ale mnie naszło, żeby to zrobić szybciej, jak stałem sobie przed biurem i wietrzyłem uszy, a akurat... ale nie będę zdradzał. W każdym razie tamtego pamiętnego dla mnie dnia właśnie postanowiłem przyspieszyć sprawę.

Żeby napisać wszystko, jak należy, poszedłem do tej psiolaski na mały wywiad...

- Spacja! Na wywiad do Ciebie przyszedłem!


- Nooo heeeej, Dżokeeej! Bardzo mnie przyjemnie, że akurat ja! ...tylko czy ja wiem, czy takam ciekawa...?

- O tym Czytaciele zdecydują, ale już ja wiem, że tak! Opowiadaj, co tam się działo z Tobą, zanim Cię tutaj zaczęliśmy oglądać.

- W tym problem, że nie pamiętam... Jakiś wypadek miałam chyba, chociaż nie wiem, co mnie uderzyło, jak, gdzie i w co. Pamiętam, że pewnego dnia po prostu się ocknęłam i tylne nogi nie chciały nosić tej połowy mnie, która ma ogon. Ciężko było, nie powiem, że nie... Wzięłam jednak sprawy w swoje łapki i zaczęłam biegać na tych dwóch, które mi pozostały sprawne... Potem starałam się znaleźć dla siebie jakieś miejsce, ale dwunożni mnie przerażali... Kilka razy mnie przegonili, coś krzyczeli za mną, że niepotrzebny im taki półwartościowy pies!

- To straszne! Niektórzy dwunożni są tacy... tacy......ech...

- Prawda... Niektórzy tak... Niestety kilku takich poznałam... Potem się zraziłam zupełnie i nie chciałam nikogo znać! Jakoś udawało mi się podjeść to tu, to tam... Jakiś czas później dowiedziałam się, że mnie szukają jacyś dwunożni. Rozpytywali o mnie, miejscowe burki mi szczekały. Planowali złapanie, ale wiesz, nie wiedziałam po co im ja, więc uciekałam przed nimi, bo przecież jeszcze by mnie wywieźli gdzieś, gdzie nie spotkałoby mnie nic dobrego i co wtedy!? Jak bym uciekła z tym wlekącym się za mną tyłem?? Wolałam zwiewać na sam ich widok...

- Ale wytrwali byli, nie?

- No pewnie! Aż się dziwiłam, że przecież to niemożliwe, że akurat NA MNIE im tak zależy... Potem schowałam się na wieeeeleee dni. Miałam nadzieję, że odpuszczą i dadzą mi spokój, ale wiesz, co??


- Co??

- Kiedy tylko wyściuboliłam nos z kryjówki - oni znów zaczęli za mną jeździć! W końcu się zagapiłam, zamyśliłam, czy coś, okazali się szybsi i sprytniejsi. Zagonili mnie w róg, narzucili jakieś koce... Kłapałam zębami tak szybko, jak umiałam i w dodatku na wszystkie strony! Na oślep! Ale oni jakoś się mnie nie bali... Przerażona byłam, jak nie wiem co, bo przecież cały mój misterny plan... nie wyszedł. Razem z tym kocem ponieśli mnie do takiej puszki na kołach....

- Do jeździdła pewnie, nasi też takie mają.

- To jeździdło się nazywa? Niegłupio, przecież jeździ! W każdym razie ponieśli mnie tam. I tam wcale nie było strasznie... I oni też nie byli wcale straszni, tylko mnie zaczęli głaskać, mówić, że taka jestem ładna i biedna, i trzeba mnie szybko zabrać do lekarza, i że trzeba mnie zbadać, dać jeść, pić...... To wiesz, jakoś tak wyczułam moim nosem czarnym, że nic mi nie zrobią... No i było tak ciepło i miękko, że mi się odechciało paszczą kłapać właściwie. Faktycznie mnie powieźli do psioweta, gdzie długo rozprawiali o moich łapach, biadolili, że takie całe poranione, a przecież jakie miały być, skoro nie chciały biegać normalnie, tylko się majtały z tyłu bezwładnie... To pewnie zahaczyłam nimi o coś raz, czy dwa, czy czterdzieści... Potem mnie powieźli do takiej klatki z drewnianą podłogą, budą, kocykami i miseczkami...O, zdjęcie mam nawet...


Kilka dni później powieźli mnie do Was, ale właściwie to nie wiem, czemu i jak to się stało...

- To akurat ja wiem! Bo złapali Cię nasi z Miasta Ciuchci i Pary, tylko oni nie mają takich warunków, żebyś tam dochodziła jakkolwiek do zdrowia czy była sprawdzona chociaż, czy da się coś z łapami zrobić. Dlatego zabrali Cię do nas.

- Aaaa wiiidziiisz. To mi się historia uzupełniła! Faktycznie wylądowałam u innych psiowetów.

- Słyszałem, że było z Tobą nienajlepiej. Zbierała Ci się woda w brzuchu, czy coś... i ogólnie było kiepsko dość. Nie wiedzieli, czy uda Ci się zrobić to badanie takie ważne!

- Taak, kłuli mnie, macali, przywieszali takie worki z jakimiś kolorowymi wodami, potem to spływało mi do łapy. Lepiej mi się zrobiło nawet. Kto by pomyślał! Potem mi zrobili to badanie, o którym piszesz i znów zmieniłam miejscówkę na tę, którą mam teraz.

- No właśnie, ale Spacja... jak to jest, że Ty... no wiesz... CHODZISZ?? Po takiej diagnozie!

- ...ale jak to jak? Normalnie. Odkarmiłam się, nabrałam sił u tych psiowetów też, łapki odpoczęły, to zaczęłam powoli ruszać girkami i stanęłam na łapki, to chyba normalne??

- ...tak, normalne, ale ta diagnoza...

- Znaczy jaka? Bo mnie nic nie mówili.

- Przecież masz złamany kręgosłup. ZŁAMANY! Słyszałem, jak psioweci mówili, że raczej całe życie na wózku Cię czeka! Nieoperacyjne to złamanie przecież! Miałaś NIE chodzić, a Ty CHODZISZ!!

- Ale że jak to - miałam nie chodzić?? Psia stopa! Nikt mi nie powiedział....


...o kurczę gotowane, to co teraz?? Zawiodłam pewnie... Tak o mnie walczyli, się okazało, że będę taka pół-bezwładna, a tu jednak spaceruję... Dżokej, a nie wiesz, czy są źli...?

- Spacja, ja Cię uduszę chyba! Co Ty pleciesz?!?! Jakie "źli"??? Przecież to cud! Jak Cię zobaczyłem kilka dni temu, jak idziesz na spacer SAMA całkiem, to myślałem, że padnę! To po prostu niesamowite, że chodzisz!

- Aaaaa, no to uff! Bo widzisz, nikt mi nie powiedział, że miałam nie chodzić... I tak samo jakoś wyszło...

- Już się nie wygłupiaj! Nasi jeszcze zbierają dla Ciebie na ćwiczenia takie specjalne! Bajer, Loza i Tajfun jeżdżą na takie! Jankiel już chyba skończył, ale te trzy owczarki się rebahili.......rehabilitują i bardzo sobie chwalą. Słyszałem, że też masz zacząć! Zbiórka już nawet jest, żeby uzbierać na te Twoje wyjazdy!

- Ooooo jaaaaa, to suuuperr..... Nasi dwunożni są tacy super... Ja ich tak kocham, że nie wiem, czy ktokolwiek ich tak kocha, jak ja! Myślisz, że o tym wiedzą...?

- Wiedzą. Oni wszystko o nas wiedzą.... Teraz śpij i nabieraj sił, a ja jakoś zakończę to całe dzisiejsze pisanie...

- Dobranoc, Dżokej!

- Dobranoc...

...............................i powędrowałem "do siebie".

Wiecie już więc, co mnie tak zamurowało kilka dni temu. Zobaczyłem Spację ze złamanym kręgosłupem, która jak gdyby nigdy nic, wędruje sobie na spacer...


Tak po prostu. Bo nikt jej nie powiedział, że z jej schorzeniem się nie chodzi, że jest się bezwładnym....

I jak już to czytacie... To ja z prośbą... Dolejcie odrobinę chociaż do spacjowej zbiórki...

ZBIÓRKA JEST TUTAJ.

Spacja czeka też na dom... Psiolaska to nieduża, pocieszna niemożliwie i faktycznie KOCHA dwunożnych miłością ogromną...

Z jej wiarą w lepsze jutro, nie może pozostać w schronisku na długie miesiące czy lata...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz