Tydzień temu to było, jak się nasi zebrali, wzięli psy pod pachy i wymaszerowali w miasto promować schroniskowe czworonogi. Tak to w skrócie było. Nie w skrócie to było jak zwykle tak, że mi nie wolno było wyjść na placyk, bo mówili, że tylko bym się pałętał pod nogami i łapami... Też coś! Słyszałem jednak, że jest hałas, szczekanie i takie tam różne inne dźwięki, które nie pozwoliły mi spokojnie zasnąć. Zastukałem więc do kociarni, tam jeden kot wlazł na parapet, drugi na kaloryfer, trzeci na stołek, czwarty na podłogę, a piąty przy drzwiach... iiii już przez taki koci telefon miałem najświeższe informacje!
- ...pssst! Dwunożni się zbierają na placu! ...psst! Teraz przyszła jedna nasza ze smyczami i szelkami! Pst! wychodzą psy tłumnie z wiat! Na Wyliniałego Dachowca, ale ich tutaj! ...teraz dobierają kagańce... a teraz część wychodzi za bramę... kolejni wychodzą! czeeekaaaj... czeeekaaaj... POSZLI! Tysiak, możesz wyjść!
Jak wymaszerowałem na placyk, to już nikogo nie było, przez bramę widziałem, jak ostatnie psio-człowiecze grupy zmierzały w stronę miasta. Dużo ich było!
Tego dnia było bardzo gorąco, ale lepiej się przejść niż siedzieć w kojcach. Ja się mogę położyć na zimnych, kuchennych płytkach, a w kojcach są tylko dechy. Fakt, że wszędzie cień, ale mimo wszystko dobrze jest się przejść po lesie, czy nawet po mieście. Nasi dbali, żeby były przystanki w cieniu i duużo wody ze sobą wzięli.
Tutaj taki jeden przystanek jest. Trawy dużo, chłodno, faaajnie na pewno było. Na zdjęciu Rabik i Maksiu (plus oczywiście NASZ - Wolontariusz!):
Tutaj Dina z Cezarem:
Z chusteczką na szyi idzie Moris. Obok stoi tablica. na niej jest napisane... yyy.... Wrzuć drobniaka dla zwierzaka (doceńcie, że to ja kark skręcam i podaję, co jest napisane, Wy już nie musicie!)
Kolejny przystanek był w ulubionym miejscu większości psów. Palmiarnia i taki strumyk, co jest podobny u nas, ale ten jest sztuczny. Sztuczny czy nie - mokry! Nie mam pojęcia, co to za czworonogi, wszystkie podobne... Agriego widzę na pewno, ale reszta...
Tutaj wiem na pewno, to jest Maksiu. Przyjemnie!
Z fontanny korzystał Rex i Tobi.
Rabik też korzystał ze strumyczka:
Kolejnym etapem marszu był deptak. Psy się wdzięczyły, jak mogły! Pokazywały się od najlepszych stron. Tobi pokazywał się od strony spodniej:
Później razem z Kinią słuchali, co przechodnie mieli do powiedzenia. Na pewno w rękach przechodniów niczego do jedzenia nie było...
Cezar też grzeczny był. Nie żebrał wcale, on tylko do zdjęcia się ustawił ze ślipiami wpatrzonymi w aparat.
Widowni też była! Miejsca vipowskie - z góry, z okna.
Tolko też był:
Iiiiii UWAGA UWAGA UWAAAGAAA, toooo jeeeest CYGAN! Cygan był pierwszym redaktorem bloga, którego właśnie czytacie! Dobrze się ma i pozdrawia serdecznie wszystkich Czytacieli!
Rabik też nie przejmuje się upałem i pcha się do przytulania:
Tutaj jedna z naszych napełnia miski, a druga nasza trzyma tablicę z numerem telefonu. Jak ktoś widzi, że jakiemuś zwierzakowi się coś strasznego dzieje, to pod ten numer trzeba dzwonić.
Na marszu była też wieloletnia mieszkanka schroniska - Dina i jej kolega z kojca, Cygan. Dina jest nieśmiała, ale w mieście jest bardzo dzielna.
Nasi wpadli też na to, żeby stworzyć wspólnie z mieszkańcami wielki napis. Namalowali tam też odciski psich łapek, mali dwunożni odciskali swoje łapki.
Na transparencie z łapkami jest bardzo ważne przesłanie:
ADOPTUJ!
W naszym schronisku czeka na Was ponad 200 psów i ze 40 kotów, chociaż ja się nigdy ich doliczyć nie mogę... Czasami jest ich 5, a za kilka dni może być 50!
Wszystkie czekają na domy...
Kogo nie było na marszu, niech żałuje! Nie wszystko stracone, to na pewno nie była ostatnia przechadzka po mieście. Już nasi o to zadbają!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz