Oczami Bezdomnego Psa

środa, 8 sierpnia 2012


Jedna z naszych bezogoniastych mieszka daleko – w innym mieście. I codziennie dojeżdża do pracy. Pewnego dnia, niedawno, jechała właśnie do schroniska i po drodze zrobiła sobie postój na przydrożnym parkingu. Po krótkiej chwili jakiś inny samochód zjechał z szosy na ten parking, wyminął wóz naszej bezogoniastej, zwolnił, kierowca otworzył okienko, wywalił jakiś kartonik, nacisnął gaz i odjechał…
Bezogoniasty pewnie by nie zareagował, ale bezogoniasta… Moja płeć, więc wiem – kartonik szykowny sobie leży, może w nim jakiś puszorek, albo smyczka twarzowa… jak tu nie zerknąć! No to nasza bezogoniasta tupu tupu… podniosła, zerknęła…
A tam w środku żółw! Całkiem spory, trochę mniejszy od płaskiego talerza, ale niewiele.
No to przywiozła go do schroniska. A po drodze jeszcze zatrzymała się w sklepie i kupiła specjalne żarcie dla tego płaszczaka.
Bezogoniaści zlecieli się, ja z nimi, oglądać to dziwo. Phi, żółw jak żółw. Zaraz nalali wody do wanny, bo się okazało, że to żółw wodny, wsadzili zwierzaka i dali znać zjawom, żeby przyjechali i zbadali stwora. Dali mu żreć – ale nie zauważyłam, co to było, pewnie zresztą nic nadzwyczajnego… I rozeszli się do swoich zajęć. Później mieli zadzwonić do sklepów zoologicznych – może któryś go weźmie, bo przecież u nas miejsca dla takich zwierząt nie ma.
Zjawa przyjechał, zbadał żółwia. Stwierdził, że jest w dobrej formie, tylko skorupę ma trochę za miękką. Powiedział, że ma znajomego, który hoduje żółwie wodne, to go może weźmie. Zatelefonował i ten znajomy stwierdził, że czemu nie. I przyjechał, i zabrał.
No i doskonale!

Minęło parę dni i znów trafił się nam niecodzienny gość. Przyniosła go jedna starsza bezogoniasta. Sama nie mogła się nim opiekować bo nie miała warunków. To był gołąb. Przyleciał do mieszkania tej bezogoniastej, siadł na parapecie i potem już ani ruchu – zupełnie opadł z sił. Musiał przebyć daleką drogę. No to przyniosła go do nas.
Położyli go na biurku, a mnie odganiali, więc niewiele widziałam. Usłyszałam tylko, że ma obrączkę. Postanowili go nakarmić, bezogoniasty pokruszył bułkę, ale wtedy wszedł akurat drugi i powiedział, że tym gołębi nie wolno karmić, że od chleba one wszystkie chorują na wątrobę i mogą zdechnąć. No to ktoś pojechał po ziarno, a nasza bezogoniasta zadzwoniła do ludzi, którzy się gołębiami zajmują. Gdy przywieziono ziarno, gołąb się nażarł i poszedł do skrzyneczki. Siedział sobie nastroszony i zerkał na mnie nieufnie, gdy tylko pokazałam się w pobliżu.
Na drugi dzień przyjechał jeden z tych gołębiarzy. Obejrzał ptaka, pokiwał głową, stwierdził, że jest bardzo zmęczony, ale wydobrzeje. I że skontaktuje się z jego właścicielem – ponoć z tej obrączki na łapce ptaka można się dowiedzieć, kto nim jest.
I zabrał gołębia.

A teraz sprawa codzienna. Dla każdego nowego lokatora schroniska – jednak niecodzienna. Fotografowanie.
Tyle razy gapiłam się już w obiektyw aparatu albo kamery, tylu znanych bezogoniastych fotografowało się ze mną, że na te wszystkie sesje fotograficzne nie zwracam po prostu uwagi. Dopiero ostatnio, przypadkiem, uzmysłowiłam sobie, że dla tych świeżo przyjętych do schroniska czworonogów to może być problem. Każdy z nich bowiem po paru dniach, gdy już trochę odparuje, jest fotografowany, żeby jego podobiznę zamieścić na naszej stronie internetowej.
Szłam sobie po trawniku i zobaczyłam, ze bezogoniaści wzięli z kojca Żenię, małą, czarno-białą suczkę i prowadzą na smyczy – do zdjęcia.
                       
Stanęli tam, gdzie było dobre światło. Jeden trzymał smycz, a drugi kręcił się z aparatem, to bliżej, to dalej i starał się uchwycić małą od przodu. Pstryka i pstryka, a ona ani myśli spojrzeć w obiektyw. Przestraszyła się, bo nigdy czegoś takiego nie widziała.  To za trzymającego ją bezogoniastego się schowa, to się wyrywa, to biega dokoła, posikała się, ani na chwilę spokojnie nie usiadła. Podeszłam, warknęłam, żeby się nie wygłupiała, tylko stała spokojnie, to szybciej skończą. I sama siadłam, żeby jej dać przykład. Ale mnie odgonili, że niby pcham się w obiektyw! No to poszłam sobie, a oni jeszcze dobry kwadrans walczyli z Żenią.
Coś im tam w końcu wyszło, bo widziałam potem, że nasz bezogoniasty zamieszcza fotki Żeni w Internecie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz