Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 5 sierpnia 2012

Ostatnio było o schroniskowych olbrzymach. No to teraz w drugą stronę.
O ile pamiętam, był kiedyś  u nas ratlerek. Niedługo, bo zaraz zgłosiła się po niego bezogoniasta, która go zgubiła: Na rękach, proszę pani, niosłam i nawet nie wiem, kiedy go wypuściłam… a może sam wyskoczył, kruszynka moja…
Trafił się i drugi – też na chwilę.
Był również york, złośliwa miniaturka psa…
Aha, no i chihuahua też. Równie przemądrzały, jak jego pańcio.
Więcej tych rasowych zabaweczek nie pamiętam.
Małych kundelków za to było i jest sporo.
Fajerka… Oj, przecież została już adoptowana!... Ale niech tam, skoro zaczęłam, to napiszę….
                       
Bardzo miła, brązowa jamniczka, trochę chyba mieszana. Kontaktowa – bezogoniastych uwielbiała, z psami dogadywała się. Moim daniem trochę mdła. Taka przesłodzona przylepa. Ale mogła się podobać. I pewnie podobała się pierwszemu właścicielowi przez jakiś czas, ale potem miał jej dość. I któregoś dnia, nocą, przyniósł ją pod schronisko i przerzucił przez płot. I zwiał. Suczka rozszczekała się, stróż wyszedł i znalazł ją pod płotem. Szukała wyjścia, żeby biec za swoim pańciem. Ech…
Na szczęście  nie posiedziała długo. Znowu się komuś spodobała. Oby już na zawsze![1]

Jest też z nami jamniczka z niedalekiego miasta – biedna, drobna psina. Nie ma u nas swojego imienia. To znaczy pewnie ma jakieś, ale go nie znamy. Jest u nas – póki co – czasowo.
           
Chociaż… Jej właściciel został zabrany przez policję do tego schroniska dla bezogoniastych, a suczka trafiła do nas, bo tam, na miejscu, nie miał się kto nią zająć. Posiedziała kilkanaście dni. Potem jej bezogoniasty wrócił do domu. Powinien ją odebrać, ale nie chce. Za to wydzwania i pisze: nie ja psa wam dałem, więc nie ja będę go odbierał. A jak mi go nie przywieziecie, złodzieje, to was zaskarżę!... A tu koszty utrzymania suczki w schronisku rosną! Gmina płacić nie chce, bo przecież pies ma właściciela. Policja też nie – bo niby dlaczego. Naszym bezogoniastym wreszcie skończyła się cierpliwość: wystąpili do władz o odebranie psa właścicielowi. Wtedy jamniczka stanie się pełnoprawnym mieszkańcem schroniska. Ale to może potrwać.

Niedaleko niej siedzi w kojcu Spajki – pinczerowaty czterolatek. Błąkał się po terenie niedalekiej gminy. Złapano go i wsadzono do tymczasowego kojca. A stamtąd trafił do nas.
                       
Miał ciężkie początki w schronisku. Był nieufny, udawał chojraka, szczekał, gdy tylko ktoś się zbliżył. Ale właśnie wróciła z urlopu jedna z naszych bezogoniastych. Podeszła do Spajkiego z sercem, przyhołubiła, pomatkowała i psiak się odrodził. Strach minął, chętnie wychodzi na spacery, jest grzeczny… Czego więcej chcieć? Chyba tylko jak najszybszej adopcji.  

Własny dom przydałby się i Filipkowi – pisałam już o nim parę razy. I wciąż coś nowego można o nim opowiadać. Przede wszystkim to bardzo żywotny i zadziorny psiak, choć swobodnie zmieściłby się do dużego garnka.
                       
Jest teraz w domu tymczasowym, ale długo nie może w nim pozostać, bo tam jest już sporo psów i kotów. Maluch aż rwie się do kontaktów z bezogoniastymi: obskakuje znajomych, łasi się i co chwilę zerka, czy to, co robi, robi zgodnie z ich oczekiwaniami. Ostatnio nauczył się chodzić na spacery bez smyczy. Nogi się wprawdzie nie trzyma, ale nie odbiega na więcej niż dziesięć kroków – sam reguluje odległość i gdy widzi, że jest za daleko z przodu albo z tyłu, zatrzymuje się, lub dogania. I reaguje na komendy: gdy słyszy: „Stój” – staje; „Wróć” – wraca…
I ciągle mu się paszcza śmieje.



[1] Pies pisze, a życie swoje… Gdy skrobałam tego posta, nie wiedziałam, że to „na zawsze” będzie takie krótkie… Nie ma już Fajerki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz