Oczami Bezdomnego Psa

środa, 15 sierpnia 2012


Kryminał, mówię wam! Tego jeszcze nie było! W skrócie wyglądało to tak.
Taki młody bezogoniasty w skórzanej kurteczce przyprowadził któregoś ranka do schroniska psa – młodego, ładnego doga. Ale nie całkiem rasowego. Zostawił go przed biurem. Wszedł, burknął coś na powitanie i od razu:
- Chcem oddać psa.
- To pański pies? – pyta nasza bezogoniasta.
- Chcem oddać!
- Ale czy to pański pies?
- Jak nie weźniecie, to ja go do lasu…
- Spokojnie, proszę pana. Pytam, czy to pański pies, bo my tutaj przyjmujemy jedynie bezpańskie.
- No to go znalazłem.
- A dokładnie gdzie?
- No w mieście.
- Mógłby pan dokładniej? Może to czyjś pies, może mieszkał niedaleko, może uda się nam odnaleźć właściciela.
- Tak dokładnie to w jednej wsi zaraz za miastem.
- Aha! Pan tam mieszka?
- No!
            Jeden z naszych bezogoniastych zabrał psa do kojca. A w tym czasie nasza bezogoniasta zadzwoniła do gminy i przedstawiła sprawę. Urzędniczka obiecała, że wyśle tam do wsi policjantów albo straż gminną, żeby popatrzyli, popytali…
- Słyszał pan? Policja zajmie się ustaleniem właściciela. Niedobrze, jeśli okaże się, że to jednak pański pies.
- Wy mnie tu …mać nie straszcie policją! Ja cztery lata garowałem, policja może mi naskoczyć. Oddawajcie psa!
- Teraz to już go panu nie oddamy. Groził pan, że zostawi go pan w lesie!...
- No to zobaczymy!
I poleciał! Nasi nawet nie zdążyli go spisać, tylko zanotowali numer samochodu.
No i minął dzień, przeszła noc, a nazajutrz przy karmieniu psów awantura! Nie ma tego nowego psa. Kojec otwarty, a psa nie ma! Nasi zadzwonili do stróża, ale ten niczego nie zauważył. Wtedy zaczęli buszować po schronisku i znaleźli pod płotem, niedaleko kojca, w którym siedział zaginiony pies, stojące krzesło. Ktoś przelazł przez płot, wziął stojące pod domkiem wolontariuszy krzesło, podstawił pod ogrodzenie, otworzył kojec, wyprowadził psa, wlazł na krzesło, przerzucił zwierzaka przez płot, sam zeskoczył za nim (chwasty za siatką były w tym miejscu mocno wydeptane) i zwiał z dogiem.
Jak on to zrobił? Stróż nic nie słyszał. Ja też nie, a sen mam czujny. Śpię w budynku, drzwi były zamknięte, ale zawsze jest tak, że nawet w nocy psy w wiatach wywęszą obcego. Jak zauważą czy poczują, że ktoś łazi, zaraz podnoszą jazgot. Taki psi alarm na pewno bym usłyszała. A tu nic!
Nasi oczywiście zawiadomili policję. No i będzie śledztwo. Zobaczymy, jak się skończy!

Swoją drogą, do tego, że ktoś potajemnie, nocą, przerzuca nam przez płot psa do schroniska, już się przyzwyczailiśmy. Nieraz się zdarzyło. Ale żeby w drugą stronę!...

Kiedy tak nasi latali po schronisku szukając psa albo jego śladów, ktoś podszedł cicho do bramy, przywiązał do niej ślicznego, wielkiego, zadbanego malamuta czystej krwi – i zniknął!
Też mu szybko poszło! Sądząc ze stanu psa i ze smyczy, którą zostawił – nowej, grubej, z doskonałej skóry -  musiał to być jakiś majętny bezogoniasty. Malamut siedział grzecznie i czekał, aż go ktoś zauważy. Pewnie mu się wreszcie znudziło, bo szczeknął parę razy…
                       
Szybko się przystosowuje do schroniskowego życia. Dostał imię Gogo.
Każdemu się podoba. I psom, i bezogoniastym, więc pewnie niedługo posiedzi.

A my mamy teraz o czym szczekać w wiatach przez parę najbliższych dni

1 komentarz: