Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 16 września 2012



            Bezogoniaści mają czasem dylemat: i chcieliby, i boją się…
            Akurat w tych przypadkach dali sobie radę z własną niepewnością. W porządku bezogoniaści.

            Przyniosło do nas jednego bezogoniastego, w średnim wieku, średniego wzrostu… Przyprowadził psa na smyczy. Zwierz grzecznie szedł przy nodze, do biura wmaszerował spokojnie, siadł przy bezogoniastym, z którym przyszedł i czeka. Wystawiłam łeb zza biurka, żeby mu się przyjrzeć, on  też zerknął na mnie, ogonem merdnął, mrugnął, a w tym czasie bezogoniasty zagadał: Znalazłem psa… oddać przyszedłem…. Kiedy pan znalazł, gdzie, jak się pies zachowywał… Odpowiadał na te pytania i wszyscy widzieli, że kłamie. Ale jak mu to udowodnić?
Bezogoniasty poszedł sobie, a jeden z naszych wziął psa do kojca. Biedny czworonóg zgłupiał. Ale co miał zrobić? Poszczekał, powył…
A po paru godzinach bezogoniasty wrócił. Czy może raczej przyprowadziła go żona. Ona weszła do biura, on został na zewnątrz. Żona siadła i w bek: chcę zabrać przyprowadzonego psa z powrotem. Bo to nasz pies. Ale sąsiedzi z bloku wciąż mieli o tego zwierzaka pretensje, że głośny, że szczeka na wszystkich. I w domu szczeka, i na dworze. Wytrzymać ponoć nie można!... No i mąż bezogoniastej wściekł się, wziął psa i przyprowadził do schroniska…
Ale jak wrócił do domu, siedli sobie, pomyśleli, pogadali i przyszli psa odebrać.
A sąsiedzi?
A sąsiedzi mogą nam…
Gdyby wciąż mieli pretensje, to proszę skierować ich do nas. Pogadamy z nimi od serca, powiedzieli nasi bezogoniaści. A swoją drogą warto, żebyście państwo porozmawiali z treserem. Może coś się da zrobić tym szczekaniem…
I pies wrócił do domu. Nie zdążyliśmy nadać mu imienia, nie mamy jego fotki, ale mamy nadzieję, że przestanie denerwować sąsiadów tym, że zachowuje się jak pies.

Mniej więcej w tym samym czasie pojawiła się w schronisku starsza bezogoniasta. Wiele lat mieszkała i pracowała daleko, w innym kraju. Zarobiła trochę tego, co nie śmierdzi i na stare lata wróciła do naszego miasta. Kupiła sobie tu mieszkanie i zaczęła spokojnie żyć.
A pewnego dnia przyplątał się do niej psiak. Kundel, niewielki, ciemny, dorosły już… Raz przeszedł się z nią po zakupy, drugi raz… Na spacer się wybrał. No to zaprosiła w końcu na posiłek. I jakoś tak się stało, że został. Dogadywali się.
Tylko że i ten psiak szczekał, gdy tylko usłyszał, że ktoś idzie po schodach. Upomniany raz i drugi milkł. Ale tylko do czasu, póki nie usłyszał następnego bezogoniastego poruszającego się na klatce schodowej.
Większość sąsiadów przyjmowała to spokojnie – za wyjątkiem jednego. Ze dwa razy spotkali się na schodach czy przed domem i doszło do awantury, wyzwisk, gróźb… Starsza bezogoniasta dała się zastraszyć i przyprowadziła psiaka do schroniska.
Po powrocie do domu siadła, odparowała, popatrzyła na psią miskę, której nie zdążyła sprzątnąć i – jak to mówią bezogoniaści – krew ją zalała. Nie będzie nią jakiś sąsiad nieużyty pomiatał!
I na drugi dzień była z powrotem w schronisku. Popracuje z psem w domu, w końcu zwierzak oduczy się szczekać w mieszkaniu. We, jak sobie z tym poradzić, bo to ponoć nie pierwszy jej pies.

To tylko dwa wypadki z ostatnich tygodni. I dwa psy, którym się udało, bo ich bezogoniaści się nie przestraszyli. I dwa wolne miejsca w schronisku, które i tak długo wolne nie pozostały. Bo następnego dnia…
Ale o tym kiedy indziej. Teraz jeszcze jedna miła historia.

Prawie rok temu jedna bezogoniasta przyprowadziła do schroniska ślepego psiaka. Znalazła go, gdy zagubiony kręcił się po ulicy. Cud, że go jakiś samochód nie potrącił! No więc złapała go i dostarczyła do nas. Nazwaliśmy go tutaj Muffin.
           
Szybko się zadomowił, dawał sobie radę całkiem niezgorzej jak na psa, który zupełnie nie widzi. Był oczkiem w głowie naszych bezogoniastych, bo prócz kalectwa okazał się przemiłym zwierzakiem. Bez szans na adopcję, no bo kto takiego weźmie.
No i miesiące mijały, aż wreszcie niedawno ta bezogoniasta, która przyprowadziła Muffina do schroniska, wróciła. Okazało się, że później często wchodziła na nasza stronę internetową i sprawdzała, czy Muffin znalazł dom. I robiło się jej coraz bardziej przykro. Aż wreszcie nie wytrzymała i przyszła zabrać kundelka do siebie.
Chyba nie mógł trafić lepiej!

A na zakończenie dzisiejszego wpisu – kolejna opowieść wolontariusza: tym razem o Tysonie.

Opowieści Wolontariuszy
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce

1 komentarz:

  1. To już wiemy co Tygryski lubią najbardziej ... Tysona ... cha cha cha.

    OdpowiedzUsuń