Oczami Bezdomnego Psa

środa, 16 stycznia 2013


O politykach kiedyś słyszeliście? Ja usłyszałam niedawno. I z początku nie wiedziałam, kto to jest. Bo do schroniska jakoś nie trafiali. Ale jak posłuchałam uważniej naszych bezogoniastych, to się dowiedziałam. To są tacy… hm, jakby to wyszczekać… No, tacy bezogoniaści, co się zbierają w stada. Takie stado nazywa się partia. A służy do tego, żeby politycy razem mogli sobie pohaukać na polityków z innej partii. W radiu, w telewizji i gdzie się da…
Ale oprócz tego hałasu robią podobno różne dobre rzeczy dla wszystkich, tylko nie wiem, jakie. No bo jak dla wszystkich, to i dla psów chyba też. Rzecz w tym, że tutaj, u nas, jakoś tego nie widziałam. Nasi bezogoniaści robią, ale oni nie są partia tylko stowarzyszenie… I jeszcze urzędnicy z miasta robią, ale oni też nie są chyba partia… Sama już nie wiem, we łbie się psu miesza…
Dopiero ostatnio coś się jakby zmieniło!
Zadzwoniła do schroniska jedna bezogoniasta, która jest ważna w swojej partii. I powiedziała, że to, co dzieje się w schronisku, podoba się jej i innym bezogoniastym z jej partii. I dlatego ona przekazuje schronisku ładną kupkę tego, co nie śmierdzi! Taką naprawdę ładną!
Nasi bezogoniaści ucieszyli się, podziękowali… Przyda się, przede wszystkim na leczenie, na bardziej skomplikowane i drogie badania i zabiegi…

Ale w tym samym czasie poznałam innego polityka. Chyba z innego stada. Zadzwoniła do nas bezogoniasta z dalekiego miasta i zgłosiła, że jeden bezogoniasty ma na podwórzu dwa psy, którym źle się dzieje. Bezogoniaści są różni. Czasem, jak się pokłócą, robią sobie na złość. Na przykład mówią o sąsiedzie, że źle się opiekuje swymi zwierzętami i zgłaszają to do nas. A gdy nasi bezogoniaści jadą tam, okazuje się, że wszystko jest w porządku. Dlatego nasi, zanim pojadą gdzieś na takie zgłoszenie, proszą, by osoba zgłaszająca powiadomiła o sprawie lokalną policję albo straż. A jak przedstawiciele prawa potwierdzą, to nasi wtedy jadą i z tymi władzami zabierają zwierzę.
Tak było i tym razem. Policja potwierdziła, że psy są zaniedbane, mają zardzewiałe i dziurawe puste miski, żyją bez bud… Obie suczki – bo to suczki były - na łańcuchach, jedna przy czymś, co przypominało dużą skrzynię na jabłka, a druga przywiązana do belki pod jakimś daszkiem. Ona przynajmniej miała koc, bo ta pierwsza – leżeć musiała na ziemi. No więc nasi wybrali się do tego miasta, z towarzyszeniem policji zaszli na podwórze, zabrali psy…
A na drugi dzień awantura! Przyjechał właściciel psów, polityk, jak się okazało, a z nim przedstawiciel innego stowarzyszenia prozwierzęcego i dziennikarz. I dawaj z oskarżeniami: że ktoś mu próbuje zszargać opinię, że go rozrabiają, że to z pewnością prowokacja polityczna! Że przy domu nie ma ogrodzenia, stąd te łańcuchy, że to tylko czasowe. Ale niedługo psy będą miały i budy, i nowe miski a w nich tonę żarcia, że sam obiadu nie zje, zanim zwierzątka nie nakarmi łakociami itd…
Siedzę, słucham, w głowę zachodzę! Jaka prowokacja? Że niby ktoś złośliwie i podstępnie mu te psy na łańcuchach poprzywiązywał, puste, zardzewiałe miski postawił, a kocyk ukradł? Hm, myślę, ale może rzeczywiście tak w tych partiach postępują? Może przed niczym się nie cofają, żeby przeciwnika pognębić? Może, kiedy on już to ogrodzenie postawi, złośliwie dziurawić mu je będą, żeby psy pouciekały?... Oj, niełatwe musi być życie takiego polityka!... I nawet trochę żal mi się go zrobiło… Tych psów, oczywiście, też, bo widziałam fotki…
Stanęło na tym, że polityk podpisał zobowiązanie, że poprawi swoim psom warunki: że do czasu postawienia ogrodzenia dokoła posesji zwierzęta będą mieszkały w domu, a on będzie je regularnie wyprowadzał na spacery. A o łańcuchach w ogóle zapomni.
Ano, zobaczymy.

Potem minęło parę dni i kolejna polityczna nowina! Przyszedł do schroniska jeden z wolontariuszy i mówi, że zna jedną bezogoniastą polityczkę. I ona też chce wspomóc schronisko tym, co nie śmierdzi! I żeby nasi się do niej zgłosili!
Pewnie, że się zgłoszą. I bardzo podziękują. W naszym imieniu przede wszystkim!

No proszę, coś się zmienia w tej polityce. I to na dobre!

Ojej! Jakiś biedny ten wpis mi wyszedł, bez fotek… No to sobie chociaż popatrzcie na psy nowoprzyjęte do schroniska. Co jeden, to inny… Jak będę o nich wiedziała coś więcej, to je opiszę.



      
I teraz jeszcze tylko scenariusz kolejnego odcinka serialu „Zdarzyło się psu…”


aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz