Właśnie poznałam Wika. Ale to fajny psiak! Jasnokremowy, średniego wzrostu, taki jakiś…
puchaty… No i ma już swoje siedem albo osiem lat… Właśnie zaczął wychodzić ze
szpitalika na krótkie spacery po schronisku.
Parę tygodni
temu przywieźli go strażacy. Wyciągnęli go z takiego stawu czy bajora w
pobliskiej wsi. Może ktoś go wrzucił do wody, może sam wpadł, bo jest ślepy. No
i pogubił się w tej wodzie, chyba nie wiedział, gdzie brzeg, i pływał w kółko,
i słabł, i niewiele brakowało..… Żeby nie ci strażacy, których ktoś
poinformował, byłoby źle…
Nasi zaraz
zawieźli go do zjaw. Został tam na cały dzień na obserwacji, wziął serię
zastrzyków, jakieś środki na wzmocnienie, bo w zasadzie był zdrowy, tylko
wyczerpany. No i ta ślepota…
A potem
siedział w szpitaliku i dochodził do siebie. Aż wreszcie nasi bezogoniaści
zaczęli go wyprowadzać na krótkie przechadzki… Chodzi sobie ostrożnie, takimi
drobnymi kroczkami, teren bada. Wyczuł mnie, ogonem pomerdał, przywitał się.
Ale nie poszczekaliśmy, bo szybko musiał wracać do szpitalika. Poczekam, aż mu
się zrobi całkiem dobrze, może wtedy więcej się o nim dowiem.
A
Bunny zaczął mieć humory! To już też pies w średnim wieku, ma ponad sześć lat,
ale dotąd zawsze tryskał humorem. Jeden z najmilszych – choć nie najładniejszych
– psów w naszym schronisku. Taki nieduży, czarny przyjemniak, co to i z
bezogoniastymi, i z psami dogaduje się bez problemów.
Jak nasza
główna bezogoniasta szła sobie wiatą, zawsze wybiegał z budy, podbiegał do
drzwi i witał się. A tu nagle nic! Odmieniło się. Leżał w budzie i nie ruszył
się na powitanie. Nawet ogonem nie merdnął, tylko patrzył. Wołała, wabiła –
nic… Chory?...
Nasza
bezogoniasta wróciła do domku wolontariuszy, wzięła smycz i poszła do Bunny’ego
jeszcze raz. A, jak smycz zobaczył, to mu się odmieniło. Spacer, znaczy się! No
to wstanę… No i poszli na wybieg. Trochę inaczej niż zwykle, bo Bunny raczej
chodzi na spacery poza schronisko.
Ale na wybiegu
spodobało mu się. Obwąchał wszystko, przespacerował się dumnie wzdłuż wiat,
zaprezentował innym psom, poszczekał. No i wrócił mu dobry nastrój. Zadowolony
pomaszerował do kojca i już się nie chował w budzie.
Spytałam go
potem, co mu się stało. Odszczeknął: Wiesz, tak mnie jakoś naszło… Już tyle
czasu tu siedzę… Jak sobie pomyślę, że będzie ze mną tak, jak z Borysem…
No właśnie,
Borys. Śliczny, dość duży kundel w typie dobermana. Potrącił go kiedyś
samochód. Miał wtedy może ze dwa lata. Wykaraskał się w schronisku i teraz
tylko leciutko kuleje – trzeba się dobrze przyjrzeć, żeby to zauważyć. Bardzo
radosny i ruchliwy pies z niespożytą energią. Śmiga po wybiegu jak czarna
błyskawica…
Zna podstawowe
komendy, umie siąść, położyć się, dać łapę… I tylko szczęścia mu brak – siedzi
w schronisku już prawie cztery lata…
Niedawno
przyszli do schroniska bezogoniaści z synem. Po psa przyszli. Nasza
bezogoniasta pokazała im takie, które najbardziej przypominały ich psi ideał, a
potem odeszła na bok. Tak trzeba – pokazać a następnie dać czas, by się
bezogoniaści sami zdecydowali… Bo zdarza się, że ktoś przychodzi, na przykład,
po czarnego, niedużego psiaka, a wychodzi z białym, bo akurat go zauważył i
zakochał się od pierwszego wejrzenia…
No to tamci
bezogoniaści powolutku tupu tupu od kojca do kojca, a nasza bezogoniasta
stanęła przy kojcu Borysa. Zauważył ją, machnął ogonem na powitanie, a potem
przykleił pysk do prętów kojca i uważnie obserwował tamtych bezogoniastych. W
pewnej chwili cofnął się, wbiegł do budy, wyciągnął stamtąd swoją piłeczkę do
zabawy, chwycił ją w paszczę i powrócił do wyjścia.
Tamci właśnie
nadchodzili. Borys stał z piłeczką w pysku, machał ogonem jak szalony i
patrzył, popiskując… Ale oni nawet nie rzucili na niego okiem i pomaszerowali
dalej, do następnej wiaty…
Możesz, stary
psie, machać ogonem i stać z piłeczką w paszczy, aż zdechniesz…
Nasza
bezogoniasta też wyszła z kojca, ale poszła w inną stronę, żeby tamci nie
zauważyli, że płacze…
Przykro mi z powodu Borysa. Na pewno kochana z niego psina. Po zignorowaniu tej akcji z piłeczką, aż łza zakręciła mi się w oku.
OdpowiedzUsuńWszystkim psinkom życzę jak najlepiej, dobrych, kochających domów. Mam nadzieję, że czekanie w końcu się opłaci i do psów takich jak Borysek uśmiechnie się szczęście.
Dog zapłać za dobre słowo! My też tu żyjemy takimi nadziejami. A że nie wszystkim się spełniają?... Cóż... bezogoniastym też nie wszystko w życiu się spełnia.
OdpowiedzUsuń