Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 3 lutego 2013


Sobie popatrzcie!...




                                   
           Co to jest? Hau! To fotki z teatralnego spektaklu według mojego bloga! A co! Na tym środkowym zdjęciu jestem ja! To znaczy – jedna bezogoniasta mnie gra! Jak baśń opowiadam!...
 Oglądało to przedstawienie mnóstwo bezogoniastych i ani jeden pies! Ponoć na widowni szpilki nie dało się wcisnąć, a co dopiero psa! Niech tam, odżałujemy i obejrzymy sobie film z tego spektaklu.
I dziennikarze o nim pisali te takie… recenzje. Na stronie internetowej schroniska możecie sobie poczytać fragmenty, czy na fejsbuku… Nie wiem dokładnie, zresztą, jak ktoś z Was zechce, to sobie znajdzie, nie?
Dobrze jest! Na konwencie fantastyki prezentowaliśmy tego mojego bloga, potem była wystawa blogowych komiksów, w radiu o nim mówią, w gazetach piszą, a teraz to przedstawienie… Jeszcze trochę, a będę nie tylko tłusta, ale i sławna i…
Nie, chyba wystarczy. Jestem przecież stara, skromna suka… Lepiej o innych napiszę.

No więc żyła sobie suczka. W domu z ogrodem i z bezogoniastymi własnymi. Trzynaście lat tak sobie pożyła i jej bezogoniaści zmarli. A ona sama trafiła do innych, do wielkiego bloku w mieście. I tam się zaczęły problemy. Ci nowi bezogoniaści mieszkali wysoko i dwa razy dziennie wyprowadzali ją na spacer. Wchodzili więc do windy i… No właśnie! W tej windzie suczka natychmiast robiła siku. Nie potrafiła donieść potrzeby na dwór. Tam, gdzie mieszkała dawniej, bezogoniaści po prostu otwierali jej drzwi, ona wyskakiwała na podwórze i siiik… A tutaj: wychodziło się z mieszkania, czekało na windę, czasem długo, zjeżdżało powoli, wychodziło… A ona była przyzwyczajona, że od razu, za drzwiami…
Ci nowi bezogoniaści brali zawsze z sobą szmaty i wycierali, co suczka narobiła. I jak byli sami w windzie, nie było sprawy. Ale raz, drugi, w windzie jechali też sąsiedzi. Którym bardzo się takie sikanie w windzie nie podobało. Zaczęły się konflikty, awantury – przez cztery miesiące tak!
W końcu nowi bezogoniaści nie wytrzymali i przyprowadzili suczkę do schroniska. Parszywa sprawa…
Długo rozmawiali z naszymi bezogoniastymi o tym, że tak nie można… No i ustalili, że jeszcze spróbują. Najpierw – zaczną zajmować czymś suczkę w windzie: przysmakiem, zabawką… Żeby nie myślała o sikaniu. Skontaktują się też z treserem – on powinien znać jeszcze inne sposoby. No i pójdą ze zwierzakiem do lekarza – może suczka ma po prostu chory pęcherz?...
Wrócili z psem do domu. A my czekamy, jak się to wszystko skończy…

A ja to najbardziej czekam, co będzie z tym Mikrusem. Kundel drobny, który przyjechał do nas z tymczasowych kojców z niedalekiej miejscowości.
                       
No i w nienajlepszej formie jest, chory, kaszle, powinien w cieple siedzieć, a tu w szpitaliku ciasno. Nasi wymyślili, że on będzie mógł siedzieć w biurze! I siedzi! Aż się zjeżyłam! Była tu niedawno taka, malutka, cicha, przymilna, a jak się oswoiła, to mi zaczęła żarcie z miski wyjadać! Co ja na siku, to ona do miski, suka jedna nienażarta!... Chwalić Doga, szybko poszła do nowych bezogoniastych!
A ten Mikrus też mi wygląda na takiego, co by byka z kopytami!... Chuchro ledwo trzy kilo waży, pewnie nie dojadało, więc teraz korzysta, ile wlezie. Swojego żarcia ma potąd, ale wiadomo, jak jest – z cudzej miski smaczniejsze!
I znowu muszę swego pilnować. Na wszelki wypadek! Prawie się z legowiska nie ruszam. Dopiero jak wszystko z michy wypędzluję, idę na podwórze, między psami się pokręcić. A ja niezwyczajna tak się odżywiać, wolę, wiecie, troszkę skubnąć, za chwilę znów troszkę…
I tak, przez jakiegoś kundla, stary pies musi nawyki żywieniowe zmieniać, ech…

Z tego powodu nie jestem na bieżąco z tym, co się w schronisku dzieje. Nie było mnie, na przykład, na dworze wtedy, gdy przywieźli Mulina. Stary samiec…
        
Z niedalekiej mieściny pochodzi. Niby miał tam swój dom, ale jaki! Przy jakiejś szopie, która miała dziurę w ścianie i on miał przez tę dziurę włazić do środka. Tylko że był na łańcuchu, takim półmetrowym, no to choćby chciał, to wejść do tej dziury nie mógł, bo łańcuch był za krótki. Czy więc deszcz, czy śnieg, czy mróz – on na dworze! I prawie bez ruchu, no bo jak się ruszać na półmetrowej uwięzi? Cud, że przeżył…
Jak tylko przyszła informacja o nim, to nasi w te pędy pojechali, razem z policją zabrali psa właścicielce (czy właścicielowi) i do schroniska. Zostawili jej (jemu) wiadomość, że pies jest u nas. I co?...
Mulin strasznie przeżył schronisko! Nie wiedział, co z sobą począć bez łańcucha! Więc na wszelki wypadek prawie się nie ruszał i tkwił w kojcu bez ruchu. Początkowo w ogóle nie wchodził do budy – pewnie nie wiedział, co to jest. Wreszcie się połapał, ale co z tego! Cały czas stroszy się, powarkuje, zęby szczerzy na bezogoniastych. Nawet jak mu przynoszą jedzenie i wodę. Cofa się wtedy i pręży cały. Gdy natomiast przychodzą posprzątać, to na widok miotły potrafi rzucić się na bezogoniastego i pogonić z kojca. Trwa to już dobre dwa tygodnie i żadnej zmiany na lepsze…
No i problem! Taki pies nie znajdzie sobie nowego domu. Najlepiej pewnie byłoby, gdyby wrócił na stare śmieci. Oczywiście pod warunkiem, że jego warunki bytowe zmienią się zasadniczo. Nasi chcieli o tym porozmawiać z właścicielami Mulina, ale oni nie reagują na prośby o kontakt. Nawet pojechali do nich specjalnie w tym celu, tylko że nikogo nie zastali. Może tamta straż miejska będzie miała więcej szczęścia. Bo obiecała sprawdzić, co się z tymi właścicielami dzieje…

Na zakończenie coś milszego – kolejna bajka w obrazkach. Namalowała ją suczka o pseudonimie Weronika Dobrowolska. Miłej lektury!
                     

aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce  






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz