Sobie popatrzcie!...
Co
to jest? Hau! To fotki z teatralnego spektaklu według mojego bloga! A co! Na
tym środkowym zdjęciu jestem ja! To znaczy – jedna bezogoniasta mnie gra! Jak
baśń opowiadam!...
Oglądało to przedstawienie mnóstwo bezogoniastych i ani jeden pies! Ponoć na widowni szpilki nie dało się wcisnąć, a co dopiero psa! Niech tam, odżałujemy i obejrzymy sobie film z tego spektaklu.
Oglądało to przedstawienie mnóstwo bezogoniastych i ani jeden pies! Ponoć na widowni szpilki nie dało się wcisnąć, a co dopiero psa! Niech tam, odżałujemy i obejrzymy sobie film z tego spektaklu.
I dziennikarze
o nim pisali te takie… recenzje. Na stronie internetowej schroniska możecie
sobie poczytać fragmenty, czy na fejsbuku… Nie wiem dokładnie, zresztą, jak
ktoś z Was zechce, to sobie znajdzie, nie?
Dobrze jest!
Na konwencie fantastyki prezentowaliśmy tego mojego bloga, potem była wystawa
blogowych komiksów, w radiu o nim mówią, w gazetach piszą, a teraz to
przedstawienie… Jeszcze trochę, a będę nie tylko tłusta, ale i sławna i…
Nie, chyba
wystarczy. Jestem przecież stara, skromna suka… Lepiej o innych napiszę.
No więc żyła
sobie suczka. W domu z ogrodem i z bezogoniastymi własnymi. Trzynaście lat tak
sobie pożyła i jej bezogoniaści zmarli. A ona sama trafiła do innych, do
wielkiego bloku w mieście. I tam się zaczęły problemy. Ci nowi bezogoniaści
mieszkali wysoko i dwa razy dziennie wyprowadzali ją na spacer. Wchodzili więc
do windy i… No właśnie! W tej windzie suczka natychmiast robiła siku. Nie
potrafiła donieść potrzeby na dwór. Tam, gdzie mieszkała dawniej, bezogoniaści
po prostu otwierali jej drzwi, ona wyskakiwała na podwórze i siiik… A tutaj:
wychodziło się z mieszkania, czekało na windę, czasem długo, zjeżdżało powoli,
wychodziło… A ona była przyzwyczajona, że od razu, za drzwiami…
Ci nowi
bezogoniaści brali zawsze z sobą szmaty i wycierali, co suczka narobiła. I jak
byli sami w windzie, nie było sprawy. Ale raz, drugi, w windzie jechali też
sąsiedzi. Którym bardzo się takie sikanie w windzie nie podobało. Zaczęły się
konflikty, awantury – przez cztery miesiące tak!
W końcu nowi
bezogoniaści nie wytrzymali i przyprowadzili suczkę do schroniska. Parszywa
sprawa…
Długo
rozmawiali z naszymi bezogoniastymi o tym, że tak nie można… No i ustalili, że
jeszcze spróbują. Najpierw – zaczną zajmować czymś suczkę w windzie:
przysmakiem, zabawką… Żeby nie myślała o sikaniu. Skontaktują się też z
treserem – on powinien znać jeszcze inne sposoby. No i pójdą ze zwierzakiem do
lekarza – może suczka ma po prostu chory pęcherz?...
Wrócili z psem
do domu. A my czekamy, jak się to wszystko skończy…
A ja to
najbardziej czekam, co będzie z tym Mikrusem. Kundel drobny, który przyjechał
do nas z tymczasowych kojców z niedalekiej miejscowości.
No i w
nienajlepszej formie jest, chory, kaszle, powinien w cieple siedzieć, a tu w
szpitaliku ciasno. Nasi wymyślili, że on będzie mógł siedzieć w biurze! I
siedzi! Aż się zjeżyłam! Była tu niedawno taka, malutka, cicha, przymilna, a
jak się oswoiła, to mi zaczęła żarcie z miski wyjadać! Co ja na siku, to ona do
miski, suka jedna nienażarta!... Chwalić Doga, szybko poszła do nowych
bezogoniastych!
A ten Mikrus
też mi wygląda na takiego, co by byka z kopytami!... Chuchro ledwo trzy kilo
waży, pewnie nie dojadało, więc teraz korzysta, ile wlezie. Swojego żarcia ma potąd,
ale wiadomo, jak jest – z cudzej miski smaczniejsze!
I znowu muszę
swego pilnować. Na wszelki wypadek! Prawie się z legowiska nie ruszam. Dopiero
jak wszystko z michy wypędzluję, idę na podwórze, między psami się pokręcić. A
ja niezwyczajna tak się odżywiać, wolę, wiecie, troszkę skubnąć, za chwilę znów
troszkę…
I tak, przez
jakiegoś kundla, stary pies musi nawyki żywieniowe zmieniać, ech…
Z tego powodu
nie jestem na bieżąco z tym, co się w schronisku dzieje. Nie było mnie, na
przykład, na dworze wtedy, gdy przywieźli Mulina.
Stary samiec…
Z niedalekiej
mieściny pochodzi. Niby miał tam swój dom, ale jaki! Przy jakiejś szopie, która
miała dziurę w ścianie i on miał przez tę dziurę włazić do środka. Tylko że był
na łańcuchu, takim półmetrowym, no to choćby chciał, to wejść do tej dziury nie
mógł, bo łańcuch był za krótki. Czy więc deszcz, czy śnieg, czy mróz – on na
dworze! I prawie bez ruchu, no bo jak się ruszać na półmetrowej uwięzi? Cud, że
przeżył…
Jak tylko
przyszła informacja o nim, to nasi w te pędy pojechali, razem z policją zabrali
psa właścicielce (czy właścicielowi) i do schroniska. Zostawili jej (jemu)
wiadomość, że pies jest u nas. I co?...
Mulin
strasznie przeżył schronisko! Nie wiedział, co z sobą począć bez łańcucha! Więc
na wszelki wypadek prawie się nie ruszał i tkwił w kojcu bez ruchu. Początkowo
w ogóle nie wchodził do budy – pewnie nie wiedział, co to jest. Wreszcie się
połapał, ale co z tego! Cały czas stroszy się, powarkuje, zęby szczerzy na
bezogoniastych. Nawet jak mu przynoszą jedzenie i wodę. Cofa się wtedy i pręży
cały. Gdy natomiast przychodzą posprzątać, to na widok miotły potrafi rzucić
się na bezogoniastego i pogonić z kojca. Trwa to już dobre dwa tygodnie i
żadnej zmiany na lepsze…
No i problem!
Taki pies nie znajdzie sobie nowego domu. Najlepiej pewnie byłoby, gdyby wrócił
na stare śmieci. Oczywiście pod warunkiem, że jego warunki bytowe zmienią się
zasadniczo. Nasi chcieli o tym porozmawiać z właścicielami Mulina, ale oni nie
reagują na prośby o kontakt. Nawet pojechali do nich specjalnie w tym celu,
tylko że nikogo nie zastali. Może tamta straż miejska będzie miała więcej
szczęścia. Bo obiecała sprawdzić, co się z tymi właścicielami dzieje…
Na zakończenie
coś milszego – kolejna bajka w obrazkach. Namalowała ją suczka o pseudonimie
Weronika Dobrowolska. Miłej lektury!
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz