Niedawno przedstawiałam wam Gingera, albo Imbira, bo tak też go nazywają. Leczył się u
nas długo, gdy już nasi bezogoniaści zabrali go poprzednim właścicielom, którzy
zupełnie się nim nie zajmowali i doprowadzili do tego, że dostał zapalenia
skóry i wyłysiał. W schronisku doszedł do siebie i chociaż bardzo przyzwyczaił
się do naszych bezogoniastych, to przecież czekał, że ktoś może weźmie go do
prawdziwego domu.
I doczekał
się! Jedna młoda bezogoniasta przyszła do schroniska i spodobali się sobie.
Mimo, że Ginger miejscami dalej jest łysy i nie wiadomo, czy w tym miejscach
kiedykolwiek skóra mu odrośnie! No i teraz będzie kundel mieszkał sobie
wygodnie w bloku z bezogoniastą, która się naprawdę dobrze zapowiada.
A jak już się
wyprowadził, to jego współlokator z kojca, Figaro, został sam. Ale nie cierpiał
długo tej samotności, bo nasi dokwaterowali mu Szanię, niedużą, czarną i
całkiem jeszcze młodziutką suczkę.
Ktoś ją
podrzucił na podwórze pewnym bezogoniastym z niedalekiej wsi, a oni przywieźli
ją do nas. No i została. Jest jeszcze trochę nieufna, ale jak się już do kogoś
przekona, to mu z rąk nie schodzi. Wiecie, taki typ panny przytulanki. Mam
nadzieję, że długo tu nie posiedzi.
No i wreszcie
stało się to, na co długo czekaliśmy. Nasz potężny wielkopies, Mamut,
wyprowadził się ze schroniska.
Przyjechał do
nas bezogoniasty w średnim wieku po psa. Chciał dużego, bo takiego sobie z żoną
wymarzył. Kawałek drogi przejechał. No i Mamut wpadł mu w oko. Na drugi dzień
przywiózł żonę. Ale jej z kolei bardziej podobała się Jenny, też kawał psa, czy
raczej suki. No i problem!
Wzięli oba psy
na spacer, po kolei, pochodzili, pogadali i – nie zdecydowali się. Odjechali.
Cóż, nie pierwszy raz. Mamut jakoś to przebolał, Jenny również.
A zaraz potem
Jenny pojechała do zjaw na sterylizację, bo akurat przyszła jej kolej.
A następnego
dnia znów pojawiła się ta para – po Jenny. A tu jej nie ma! I będzie ją można
wziąć dopiero za tydzień! I co teraz?
Bezogoniaści
znów pogadali z sobą i postanowili wziąć Mamuta. Stwierdzili, że widocznie tak
musiało być. Tym razem przyjechali ze swoimi dziećmi, jednym już takim
podrośniętym i drugim, całkiem malutkim. I tym dzieciom Mamut też się spodobał.
I pięknie.
Nasi
bezogoniaści podprowadzili Mamuta do samochodu, położyli do środka trochę
łakoci i Mamut wszedł. Dwa razy kłapnął paszczą i po łakociach. To po co dłużej
siedzieć w aucie? I Mamut wysiadł. I były trudności, żeby go tam umieścić z
powrotem. Dopiero po dłuższym czasie dał się przekonać.
No i pojechał.
Będzie miał potężny kojec, w którym zamieszka, wielkie podwórze i kawał pól i
lasów do ganiania na spacerach. Dobrze mu się trafiło!
Został
znaleziony na jednym z dużych osiedli w naszym mieście. Posiedział u nas
niedługo, kilkanaście dni. Przyszła do schroniska młoda bezogoniasta z mężem i
psiak zaraz wpadł im w oko. No i wzięli go. Teraz zamieszka w bloku. A niedaleko
duży park, za nim las… Czego chcieć więcej?
I Czikicie
podobnie się trafiło. Nawet nie zdążyłam jej poznać. Nasi bezogoniaści też nie.
Zaraz znalazła sobie młode małżeństwo, mieszkające całkiem niedaleko od
schroniska. I poszła. To jeszcze zupełny szczeniak, więc za parę lat tych kilku
dni u nas chyba nawet nie będzie pamiętać. Nasi nawet fotki nie zdążyli jej
zrobić…
Co jednak
szczególnie uradowało mnie, to to, że do domu tymczasowego poszedł Mikrus!
Pisałam o nim w poprzednim poście. To ten psiak, co zamieszkał w biurze. A więc
mój sąsiad niby. Niechciany!
Nauczona złym
doświadczeniem prawie nie odchodziłam od swojej miski. Bo to niby małe, słabe,
ale wystarczy łeb odwrócić, albo oko przymknąć i już taki psiak się zabiera za moje
chrupki! No to jak się dowiedziałam, że jeden z naszych bezogoniastych bierze
go do siebie, to mu z wdzięczności chciałam ręce wylizać, ale nie sięgnęłam, bo
on za wysoki. Tylko więc na wszelki wypadek, gdy już wychodził z Mikrusem,
odprowadziłam ich do bramy i długo czekałam, czy się któryś nie rozmyśli i nie
wrócą. Ale nie, chwalić Doga!...
Jak już się
całkiem upewniłam, że poszli, potuptałam z lekkim sercem do biura, napisałam
to, co właśnie czytacie, a teraz idę spać, tak porządnie, na oba uszy i oczy!
Aż się micha cieszy na tyle dobrych wieści. :)
OdpowiedzUsuńA pewnie! Im więcej takich wieści, tym lepiej. A co do michy, to... ech, później napiszę, w poście.A w ogóle to czytałam Twojego bloga i też mi się podoba! A teraz to już idę spać, bo zganiałam się dzisiaj za swym własnym ogonem, jak jakiś głupi szczeniak, o!
OdpowiedzUsuń