Po dość odległym mieście, własnym
samochodem, jadą sobie młodzi bezogoniaści własne sprawy załatwiać. Aż tu z
rowu, prosto pod koła, wyłazi im dostojnie żółw. We własnej osobie! Jeden z
tych, co to uznają tylko własne przepisy ruchu drogowego. No to młodzi po
hamulcach, wyskakują, patrzą – żyje. Jakoś się zmieścił między kołami. Dookoła
cisza głucha, żadnego bezogoniastego, który by się przyznał, że żółw to jego
własność. No to wzięli jak własnego do samochodu i pojechali. Będzie na prezent
dla kogoś.
Ale jakoś nikt nie palił się wziąć żółwia,
który okazał się żółwiem stepowym, dorosłym już, wielkości dobrego talerza, w
wieku pewnie ze dwadzieścia lat. Ale staruch!.
Co było robić. Żółw wylądował w schronisku.
A tam okazało się, że jedna nasza
bezogoniasta kiedyś hodowała żółwie i teraz sobie przypomniała o tym i ożyła w
niej dawna miłość do skoruponośców. Wzięła go więc do domu. Nazwała Tuptuś, bo
kiedyś miała żółwika o tym imieniu[1].
No i… hm… Tuptuś tupta sobie po mieszkaniu,
tu nasika, tam nawali, pod lampą się wygrzewa, szczaw żre, śpi, gdzie popadnie
i czeka na własne terrarium. Niedługo dostanie. Ale i bez niego dobrze mu się
żyje. Byłam, widziałam…
Wiele mniej
szczęścia miała Persi. To młoda suczka owczarka południoworosyjskiego, rzadkość
w naszym schronisku. Gdy wybiegła na szosę nikt nie zahamował. No i skończyła z
paskudnie potłuczoną miednicą i jedną tylnymi nogami. Wykurowała się, a teraz
się rehabilituje. Wigor też odzyskała. Straszliwie szczeka, rzadko który pies w
schronisku jej dorówna w hałasowaniu. Robi to, oczywiście, żeby zwrócić na
siebie uwagę. Ale paru naszych
bezogoniastych twierdzi, że drze się zwłaszcza na bezogoniastych facetów. Chyba
nie lubi…
Tak czy
inaczej wygląda świetnie. A jak już całkiem wydobrzeje, to pójdzie do fryzjera.
Wtedy dopiero będzie! Co poniektóre suczki z wyobraźnią już patrzą na nią
wilkiem.
Równie
urodziwa – jak nie bardziej! – jest Lady, suczka owczarka długowłosego. Kręciła
się po szosie u wylotu z miasta. Któregoś wieczoru jedna bezogoniasta
zatrzymała się, zapakowała do samochodu i przywiozła do nas. No i Lady siedzi
na kwarantannie.
Bezogoniaści
gadają, że chyba nie warto szykować jej stałego kojca, bo zaraz pójdzie do
nowego domu – taka urodziwa! Już teraz różni bezogoniaści pytają o nią. Za
psami Lady jakoś nie przepada, ale za bezogoniastymi, owszem. Zna różne komendy
i chętnie je wykonuje. Może po prostu zgubiła się komuś i ten ktoś się po nią
zgłosi. Zobaczymy.
Zupełnie
przypadkowo do schroniska trafiła Hanoja. Daleko stąd, na drodze, nasi
bezogoniaści szukali dwóch błąkających się psów, które ktoś zgłosił. Ale po nich
ani widu, ani słychu. W pobliżu znajdował się za to przydrożny bar z chińskim
żarciem. Nasi weszli tam zapytać o te psy. Niczego się nie dowiedzieli, za to
właściciel baru opowiedział im, jak to przygarnął czas jakiś temu bezdomnego
psa. Zawiadomił o nim gminę, a ta kazała czekać. No i czeka tak do dziś…
Potem poszli
razem za bar, a tam, przy jakimś składziku, w rozwalonej budzie, na krótkiej
smyczy uwiązana siedziała Hanoja. Żeby się schować w środku, musiała się
przeciskać przez jakieś pręty, żerdzie czy coś takiego. No i śmiecia pełno
wokoło.
Nasi zabrali
ją natychmiast. I jest teraz w schronisku. Szczęśliwa, bo w warunkach o niebo
lepszych.
A my tu sobie
poszczekujemy, że jej szczęście jest tym większe, że znaleziono ją przy barze z
chińskim żarciem. No więc nie wiadomo, czy sama po pewnym czasie nie stałaby
się żarciem! Brrrwrrr…
A kończymy
tego posta na bajkowo. I ogłaszamy, że więcej bajek-komiksów nie będzie!
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
[1] Tyson
szczeka, że gdyby on, dorosły pies, dostał na imię Tuptuś, to by z budy nie
wyłaził ze wstydu!
Zapomnieć nie można, że Misiek III kocha się w Persi.Niby to wnętrze ważne, ale jak ona z salonu wyjdzie to tabun męskich będzie koty rwać.
OdpowiedzUsuńHau! Jak ktoś uważnie bloga czyta, ten łapie owe wszystkie smaczki i niuanse... Sama jestem ciekawa, co wtedy będzie. Pamiętam, jak to kiedyś ja wracałam od fryzjera i... Ciszej, serce!
OdpowiedzUsuń