Oczami Bezdomnego Psa

środa, 29 maja 2013

MOŻNA SIĘ POMYLIĆ…



- Majka…
- No?
- Kto to powiedział: Pies jest jedynym stworzeniem, które bezogoniastych kocha bardziej niż siebie samego…?
- Nie pamiętam. Jeden mądry bezogoniasty. Z daleka.
- Znam go?
- Nie. W naszym schronisku nigdy nie był.
- Szkoda, chętnie bym go zobaczył. Taki to musi wszystko wiedzieć o psach.
- Nasi też sporo wiedzą.
- No tak… A właśnie, skąd właściwie wiedzą, skoro nie rozumieją naszego szczekania?
- Trochę rozumieją… Poza tym patrzą, obserwują cię. Twoje ruchy, miny, humor i w ogóle…
- No tak… Mogą poznać na przykład, że jestem głodny, bo wtedy robię tak, o!...
- Tyson, przestań, bo już ci te ślepia tak zostaną!...
- Ale można poznać po tej minie, że jestem głodny, nie?
- Nie! Można poznać co najwyżej, że masz kłopoty z wypróżnieniem.
- Złośliwa stara suka! W dodatku duch!
- Wredny stary amstaf! W dodatku… Zresztą, dosyć! Wracamy do laptopa! Robota czeka…

Spod miejskiej biblioteki nasi bezogoniaści któregoś dnia przywieźli psiurkę. Wysadzili, jak zawsze, na placu, z samochodu – niech rozprostuje kości. Wtedy zobaczyła ją jedna z naszych bezogoniastych – toż to Inka, nawet obróżkę ma tę samą, znajomą, czerwoną!... Tylko że Inka poszła do domu tymczasowego, niedawno nawet pisaliśmy o niej na blogu. No to zaraz telefon do tego domu. A bezogoniasta, która opiekuje się Inką zaniemówiła najpierw, a potem powiada, że Inka siedzi sobie przy niej i słucha rozmowy… Więc niemożliwe, żeby to ona… Jak trzeba, to Inkę zapakuje i przywiezie do schroniska, nawet w tej chwili!
Nasi bezogoniaści uwierzyli na słowo, bo tamta bezogoniasta jest w porządku osobą. I zaraz poszli dokładniej przyjrzeć się rzekomej Ince. Wygląd, wiek, umaszczenie, wzrost – wszystko jak u Inki. Ha! Tylko płeć nie ta! Samczyk!
Jak to czasem można się pomylić!
           
Psiak dostał na imię Tales i poszedł do kojca na kwarantannę. Próbowaliśmy go pytać, czy nie ma siostry bliźniaczki, ale ciężko się z nim było dogadać – jeszcze za bardzo się bał… Dla kogoś, kto nie przywykł i nie ma mocnych nerwów, schronisko to mocna rzecz!

Poza tym do schroniska wrócił Twix. Siedział tu parę miesięcy i wyglądał na zakochanego w bezogoniastych kanapowca. No to gdy trafiła się chętna, niemłoda już bezogoniasta, chcąca adoptować spokojnego, miłego psiaka, wydawało się, że dobrali się w korcu maku…
Jak to się czasem można pomylić…
          


Do pewnego stopnia sprawdziły się nasze oczekiwania. Twix poza swoją panią świata nie widział. I to tak bardzo, że na spacerach zaczął powarkiwać i rzucać się na obce psy – wystarczyło, że któryś zbliżył się tylko do jego bezogoniastej. Taki był o nią zazdrosny i tak chciał jej bronić. A przecież w schronisku nigdy nie okazywał agresji!
Ale to nie wszystko. Okazało się, że Twix cierpi na przypadłość, którą bezogoniaści nazywają lękiem separacyjnym. To znaczy wpadał w szał, gdy bezogoniasta zostawiała go samego. Wtedy w mieszkaniu nic nie było świętością: drapał, gryzł, rozszarpywał wszystko, co wpadło mu w zęby i pazury… Nie pomogły rady behawiorysty. Zgodnie z nimi bezogoniasta wychodziła na chwilę, a potem wracała, jakby nigdy nic – i te wyjścia były coraz dłuższe… Twix wyczuwał jakoś, że jego pani poszła, na przykład, porozmawiać z sąsiadką przez chwilę i czekał spokojnie. Ale gdy wychodziła na dłużej, zaczynał robić piekło…
No i tak się to ciągnęło przez trzy miesiące. A później bezogoniasta poddała się… Przyprowadziła Twixa z powrotem do schroniska. No i Twix siedzi, tęskni, burczy na inne psy… I nie wiadomo, co będzie…

Trochę wcześniej natomiast zdarzyła się historia taka. Przychodził do schroniska młody bezogoniasty, który za różne sprawki musiał popracować społecznie… No i odrabiał te zasądzone godziny u nas: czyścił, sprzątał, coś tam naprawiał… Aż pewnego dnia jeden z naszych bezogoniastych zobaczył, że ten młody bawi się z Albertem i wpycha łapę między pręty kojca, żeby psa podrapać czy pogłaskać. A tego się nie robi. Każdy pies może mieć gorszy dzień i nieznajomego użreć. No więc nasz bezogoniasty zwrócił tamtemu młodemu uwagę. A on na to, że się nie boi, bo to jest jego pies…
          


No to zaraz zrobił się raban, bo Albert siedzi w schronisku już prawie dwa lata, aż tu proszę, znalazł się właściciel. I co się okazało? Ten młody mieszkał z matką i ojcem oraz z Albertem (pies miał wtedy inaczej na imię; Albert to jego miano schroniskowe). Ale potem rodzina się rozpadła, ojciec odszedł i zabrał z sobą psa, który był z nimi od malutkiego szczeniaka. A jeszcze potem pewnie go wywalił, bo Alberta nasi znaleźli, jak błąkał się po jedynym z peryferyjnych osiedli i wył po nocach nie dając spać lokatorom.
Za to teraz pełnia szczęścia – znalazł się pierwotny właściciel! Albert, zwykle mało wylewny w stosunku do obcych, z nim bawił się chętnie. Poznał po dwóch latach?...
Tylko że młody bezogoniasty jakoś nie palił się, by zabierać Alberta. Twierdził, że musi porozmawiać z matką. Dobra, gadaj! I to szybko, bo pies, który ma właścicieli, nie powinien siedzieć w schronisku ani chwili dłużej!...
Jak to się można czasem pomylić!...
Młody bezogoniasty przepadł. O jego matce ani słychu, ani dychu…
I nie wiadomo, co będzie…

Pies ogląda takie wydarzenia, pisze o nich – i odechciewa mu się… Jeść, na przykład… Prawda, Tyson?... No właśnie.
Chociaż, gdyby jakiś przysmaczek, dajmy na to, taki…


 aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz