- Majka…
- No?
- Kto to powiedział: Pies jest jedynym
stworzeniem, które bezogoniastych kocha bardziej niż siebie samego…?
- Nie pamiętam. Jeden mądry bezogoniasty. Z
daleka.
- Znam go?
- Nie. W naszym schronisku nigdy nie był.
- Szkoda, chętnie bym go zobaczył. Taki to
musi wszystko wiedzieć o psach.
- Nasi też sporo wiedzą.
- No tak… A właśnie, skąd właściwie wiedzą,
skoro nie rozumieją naszego szczekania?
- Trochę rozumieją… Poza tym patrzą,
obserwują cię. Twoje ruchy, miny, humor i w ogóle…
- No tak… Mogą poznać na przykład, że jestem
głodny, bo wtedy robię tak, o!...
- Tyson, przestań, bo już ci te ślepia tak
zostaną!...
- Ale można poznać po tej minie, że jestem
głodny, nie?
- Nie! Można poznać co najwyżej, że masz
kłopoty z wypróżnieniem.
- Złośliwa stara suka! W dodatku duch!
- Wredny stary amstaf! W dodatku… Zresztą,
dosyć! Wracamy do laptopa! Robota czeka…
Spod miejskiej
biblioteki nasi bezogoniaści któregoś dnia przywieźli psiurkę. Wysadzili, jak
zawsze, na placu, z samochodu – niech rozprostuje kości. Wtedy zobaczyła ją
jedna z naszych bezogoniastych – toż to Inka, nawet obróżkę ma tę samą,
znajomą, czerwoną!... Tylko że Inka poszła do domu tymczasowego, niedawno nawet
pisaliśmy o niej na blogu. No to zaraz telefon do tego domu. A bezogoniasta,
która opiekuje się Inką zaniemówiła najpierw, a potem powiada, że Inka siedzi
sobie przy niej i słucha rozmowy… Więc niemożliwe, żeby to ona… Jak trzeba, to
Inkę zapakuje i przywiezie do schroniska, nawet w tej chwili!
Nasi bezogoniaści
uwierzyli na słowo, bo tamta bezogoniasta jest w porządku osobą. I zaraz poszli
dokładniej przyjrzeć się rzekomej Ince. Wygląd, wiek, umaszczenie, wzrost –
wszystko jak u Inki. Ha! Tylko płeć nie ta! Samczyk!
Jak to czasem
można się pomylić!
Psiak dostał
na imię Tales i poszedł do kojca na kwarantannę. Próbowaliśmy go pytać, czy nie
ma siostry bliźniaczki, ale ciężko się z nim było dogadać – jeszcze za bardzo
się bał… Dla kogoś, kto nie przywykł i nie ma mocnych nerwów, schronisko to mocna
rzecz!
Poza tym do
schroniska wrócił Twix. Siedział tu parę miesięcy i wyglądał na zakochanego w
bezogoniastych kanapowca. No to gdy trafiła się chętna, niemłoda już
bezogoniasta, chcąca adoptować spokojnego, miłego psiaka, wydawało się, że
dobrali się w korcu maku…
Jak to się
czasem można pomylić…
Do pewnego
stopnia sprawdziły się nasze oczekiwania. Twix poza swoją panią świata nie
widział. I to tak bardzo, że na spacerach zaczął powarkiwać i rzucać się na
obce psy – wystarczyło, że któryś zbliżył się tylko do jego bezogoniastej. Taki
był o nią zazdrosny i tak chciał jej bronić. A przecież w schronisku nigdy nie
okazywał agresji!
Ale to nie
wszystko. Okazało się, że Twix cierpi na przypadłość, którą bezogoniaści
nazywają lękiem separacyjnym. To znaczy wpadał w szał, gdy bezogoniasta
zostawiała go samego. Wtedy w mieszkaniu nic nie było świętością: drapał,
gryzł, rozszarpywał wszystko, co wpadło mu w zęby i pazury… Nie pomogły rady
behawiorysty. Zgodnie z nimi bezogoniasta wychodziła na chwilę, a potem
wracała, jakby nigdy nic – i te wyjścia były coraz dłuższe… Twix wyczuwał
jakoś, że jego pani poszła, na przykład, porozmawiać z sąsiadką przez chwilę i
czekał spokojnie. Ale gdy wychodziła na dłużej, zaczynał robić piekło…
No i tak się to
ciągnęło przez trzy miesiące. A później bezogoniasta poddała się…
Przyprowadziła Twixa z powrotem do schroniska. No i Twix siedzi, tęskni, burczy
na inne psy… I nie wiadomo, co będzie…
Trochę
wcześniej natomiast zdarzyła się historia taka. Przychodził do schroniska młody
bezogoniasty, który za różne sprawki musiał popracować społecznie… No i
odrabiał te zasądzone godziny u nas: czyścił, sprzątał, coś tam naprawiał… Aż
pewnego dnia jeden z naszych bezogoniastych zobaczył, że ten młody bawi się z
Albertem i wpycha łapę między pręty kojca, żeby psa podrapać czy pogłaskać. A
tego się nie robi. Każdy pies może mieć gorszy dzień i nieznajomego użreć. No
więc nasz bezogoniasty zwrócił tamtemu młodemu uwagę. A on na to, że się nie
boi, bo to jest jego pies…
No to zaraz
zrobił się raban, bo Albert siedzi w schronisku już prawie dwa lata, aż tu
proszę, znalazł się właściciel. I co się okazało? Ten młody mieszkał z matką i
ojcem oraz z Albertem (pies miał wtedy inaczej na imię; Albert to jego miano
schroniskowe). Ale potem rodzina się rozpadła, ojciec odszedł i zabrał z sobą
psa, który był z nimi od malutkiego szczeniaka. A jeszcze potem pewnie go
wywalił, bo Alberta nasi znaleźli, jak błąkał się po jedynym z peryferyjnych
osiedli i wył po nocach nie dając spać lokatorom.
Za to teraz
pełnia szczęścia – znalazł się pierwotny właściciel! Albert, zwykle mało
wylewny w stosunku do obcych, z nim bawił się chętnie. Poznał po dwóch
latach?...
Tylko że młody
bezogoniasty jakoś nie palił się, by zabierać Alberta. Twierdził, że musi
porozmawiać z matką. Dobra, gadaj! I to szybko, bo pies, który ma właścicieli,
nie powinien siedzieć w schronisku ani chwili dłużej!...
Jak to się
można czasem pomylić!...
Młody
bezogoniasty przepadł. O jego matce ani słychu, ani dychu…
I nie wiadomo,
co będzie…
Pies ogląda takie wydarzenia, pisze o nich –
i odechciewa mu się… Jeść, na przykład… Prawda, Tyson?... No właśnie.
Chociaż, gdyby jakiś przysmaczek, dajmy na
to, taki…
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz