Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 26 maja 2013

SĄ BEZOGONIAŚCI I BEZOGONIAŚCI



- Tysoooon!
- Ciiiiii… No i przegoniłaś, ech… - warknął Tyson i schował się w budzie.
No tak, zapomniałam! Ze złości gotowa byłam rąbnąć się w łeb, ale zaraz się zorientowałam, że właściwie nie mam czym ani w co i dałam spokój. Ale przykro mi się zrobiło. Tyson miał kiedyś najlepszego kumpla… Nie, o tym może kiedy indziej.
W każdym razie to groźny pies i wiele zwierzaków go unika, a bezogoniaści też podchodzą z szacunkiem i w dodatku nie wszyscy. No więc Tyson czasem czuje się bardzo samotny. Siedzi tu już tyle lat i nie wygląda na to, by znalazł sobie dom, chociaż to amstaf jak malowanie… Ot, dożywocie w kojcu, niechby i największym w schronisku…
I tak się jakoś stało, że Tyson znalazł sobie dziwnego przyjaciela. Już od zeszłego roku popołudniami, prawie codziennie, zlatuje przed jego kojec gołąb. Skubie sobie to, co wyleciało Tysonowi z miski i spadło na trawę (czasem nawet myślę sobie, że Tyson specjalnie wyrzuca część chrupek za kojec). I ćwierka coś po swojemu do Tysona, a on leży jak trusia, ani drgnie, tylko patrzy i słucha. Pewnie mógłby się nawet podnieść i zaszczekać, a ptak by nie odleciał, tak się już z Tysonem polubili. Ale Tyson nie chce ryzykować.
           
Za to gdy tylko w pobliżu pojawi się inny pies albo bezogoniasty, gołąb zrywa się i odlatuje. A Tyson wtedy markotnieje i chowa się do budy.
- Tyson, wybacz! Nie zauważyłam, naprawdę!... Wyjdź, co? Opowiem ci parę ciekawych rzeczy, a wieczorem je zapiszemy…

Zjawiła się w naszym schronisku młoda bezogoniasta z pobliskiego miasta. Chciała wziąć na dom tymczasowy Glazurę, którą sobie obejrzała na stronie internetowej. Ślicznie!
           

Glazura to szczeniak, suczka dobermana, którą nasi zwieźli z ulicy, zaniedbaną i chorą. Przebywa więc jeszcze w szpitaliku i leczy się na jakiegoś robaka. A stąd – nie można jej, póki co, zabierać. Musi się wpierw wyleczyć.
Bezogoniasta zgodziła się poczekać parę dni. Było trochę gadu gadu i w trakcie dowiedzieliśmy się, że ona systematycznie bierze zwierzaki na dom tymczasowy. Że Glazura nie będzie pierwsza. Pierwszy, czas jakiś temu, był kundelek wałęsający się po mieście tej bezogoniastej. Wzięła go do siebie, rozpisała w Internecie i gdzie się dało, i kundel znalazł dom. Potem był szczeniak rasy golden, którego ktoś bezogoniastej podrzucił na podwórze – temu zapewniła stały dom aż w stolicy. Potem z kolei była bokserka przywieziona z innego miasta, która z pomocą fundacji zajmującej się bokserami także wyjechała daleko do nowego domu. Następnie ta bezogoniasta zabrała innego kundelka z likwidowanego przytuliska dla psów i ulokowała go u majętnych bezogoniastych w naszym mieście. Aż wreszcie przyszła kolej na naszą Glazurę…
W tej opiece nad bezdomnymi psami pomaga jej córka i jedna koleżanka. Przyjechały zresztą razem z nią do schroniska.
Z takimi bezogoniastymi jak te, o których piszemy, bezpańskie zwierzaki spotykają się nieczęsto. Zwykle, najczęściej, natykają się na obojętność i niechęć. Albo nawet…

Tego samego dnia przyjechała do schroniska inna bezogoniasta, troszkę starsza, roztrzęsiona, po prostu kłębek nerwów. Z niedalekiej wsi przyjechała. Przywiozła karmę dla psów. Jest jej już niepotrzebna, bo właśnie straciła dwa domowe psiaki jednocześnie. Oba nagle zapadły na nerki i w błyskawicznym tempie zeszły… Pomoc zjaw nie na wiele się zdała. Z badań krwi natomiast wynikło niezbicie, że oba psy zostały otrute!
Ta bezogoniasta ma sąsiada, starszego faceta, który podgląda jej rodzinę, fotografuje i filmuje małe córki i takie tam rzeczy… Wzywana policja rozkłada bezradnie ręce – nikt nikogo za rękę nie złapał… No więc czy ten sąsiad?... Ale jak to udowodnić?...
 Widać było, że bezogoniasta ma dość, że się poddała… Nasi próbowali ją namawiać, by znów wezwała policję, obiecali, że pomogą na ile są w stanie… A jak obiecali, to pewnie dotrzymają. Są wprawdzie bezogoniaści, ale nie bezmózgowi! Coś wymyślą! Ciekawi jesteśmy, jak to się skończy…

Wiemy za to, jak się skończyło z Kropeczką u jednych miejscowych bezogoniastych. Poszła do nich niedawno. Młode pokolenie bezogoniastych (w liczbie jeden samczyk) przyprowadziło starsze pokolenie (w liczbie jedna babcia), żeby sobie to starsze wybrało spokojnego psiego towarzysza. Padło na Kropeczkę, która przywitała ich w biurze.
           

No i młode pokolenie stroszyło ciuszki, niezbyt zainteresowane sprawą, a babcia wysłuchiwała, jak nasza bezogoniasta tłumaczy, jaka jest Kropeczka: że chora na wątrobę (wyniki badań pokazała), że trzeba będzie leczyć (dała lekarstwa na miesiąc), że poza tym suczka spokojna i zdrowa. I wiekowa trochę. No i cała reszta koniecznych wiadomości o psie… Spisano umowę, do której danych użyczył samczyk bezogoniasty i Kropeczka wkroczyła w nowe, lepsze życie.
Tydzień trwało. Potem wrócił młody bezogoniasty z Kropeczką i stwierdził, że psa oddaje, bo został oszukany. Był z psem u zjaw (zresztą tych, które opiekują się zwierzętami w schronisku), wydał pieniądze na badania i okazało się, że Kropeczka jest chora. Na co?! Na wątrobę! To przecież wiemy, ale na co jeszcze? No, na nic… (Przecież, gdy brali Kropeczkę, widzieli wyniki ostatnich badań suczki!) Ale jest stara, starsza, niż im powiedziano. (Wiek zwierzęcia w schronisku określa zjawa i taki wiek podaje się adoptującym – też znali jej wiek). I bawić się nie chce zbyt długo, nieruchawa jest jakaś. (A jak ma się zachowywać stary pies? Fruwać z jastrzębiami? Chcieli przecież spokojnego!). I z pyska jej śmierdzi! (Fakt, różami nie pachnie, ale są na to sposoby – zamiast wydawać pieniądze na zbędne badania, które niczego nowego nie wykazały, mógł spytać zjawy, jak sobie radzić z zapachem z psiego pyszczka). Nasi odpowiadali na jego zarzuty, ale on tylko ramionami wzruszał. Wypiął Kropeczkę ze smyczy, mruknął coś i wyszedł, zostawiając suczkę.
No i co – gonić takiego? W łeb dać? Szkoda zdrowia. Do sądu podać? Karę nałożyć za bezpodstawne zwrócenie psa? Już prędzej.
Ech, bezogoniaści!...
Kropeczka była wniebowzięta witając się ze starymi znajomymi w biurze. Nowego Kręciołka zaakceptowała od razu. Potem pogoniła na swoje legowisko, a Wik dreptał za nią, wąchając jak najęty.


                                                                  

2 komentarze:

  1. ale Kropeczka znalazła potem drugi (trzeci) dom...? Bo mi się wydaje, że było, że znalazła... Ja Kropeczkę widziałam u Zjaw, byłam akurat w gabinecie kiedy ją badali i wcześniej ją sobie obejrzałam w poczekalni. Niezwykle urocza, grzeczna.. Była z młodym pokoleniem właśnie (w liczbie ON i ONA), które mówiło, że ona nie je, że smutna. Zjawy mówiły, że ona starsza, wątroba chora a cała suczka otłuszczona. Nawet jej robili USG i mówili, że w środku też za dużo ma ciałka ;) Kropki są okrągłe, to Wasza Kropeczka jaka ma być? Trzeba było ją nazwać przecinek! O! To ma ten nowy nowy dom?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, odpowiadałam na komentarz i mi znikło... Nie wiem, o co chodzi... Jeszcze raz więc!
    O Kropeczce będzie w jednym z następnych postów - teraz nic nie zdradzimy, musimy poczekać/poszczekać, żeby nie zapeszyć. To właśnie o tej wizycie u zjaw, o której wspomniałaś, pisałam wyżej w poście. Poza tym: Kropeczka żre, że tylko jej daj! Ale odpowiednią karmę żre, żądne Tescowe zapychadło. No, o Kropeczce dość.
    Pozdrawiamy Cię serdecznie, tym cieplej, że jesteś nową osobą komentującą, a z takich zawsze się szczególnie cieszymy! Gadaj z nami jak najczęściej!!

    OdpowiedzUsuń