Oczami Bezdomnego Psa

środa, 17 lipca 2013

DOBRY DZIEŃ DLA SMS-ÓW



Miało być weselej na blogu, to będzie. Zwłaszcza, że i okazja ku temu. Rzadka! W jeden dzień, jeden po drugim, poszły do nowych domów dwa SMS-y czyli Szukający Miłości Staruszkowie.  To najpierw trochę o tym.

Żuczek trafił do schroniska prawie dwa lata temu. Teraz ma około dziewięciu lat. Kręcił się po podmiejskiej dzielnicy i co jakiś czas zachodził na zaplecze działającej tam „Biedronki”. I stamtąd właśnie nasi go zabrali. Nie czuł się tu dobrze. Choć nie był agresywny, stronił od bezogoniastych, nie dawał się głaskać, czesanie wprawiało go w stres. No, ale przywykł. I tak sobie cichutko żył.
                      


Aż wreszcie przyjechali z dalekiego miasta młodzi jeszcze bezogoniaści i Żuczek wpadł im w oko. Właśnie takiego, spokojnego, łagodnego psa szukali. Że stary? To nic! Tym bardziej należy mu się własny kąt na te lata, które mu jeszcze pozostały.
Żuczek był trochę zdetonowany: tyle ruchu nagle wokół niego, obcy bezogoniaści, którzy najwyraźniej chcą go zabrać gdzieś… Siedział przed biurem i czekał z szeroko otwartymi ślepiami, na wszelki wypadek machając ogonem… Ale w końcu zorientował się, że nic złego się nie dzieje. Dopilnował, by nasi bezogoniaści dali jego nowym bezogoniastym należną SMS-owi wyprawkę – i mężnie ruszył w nowe życie.
A w nim będzie paniskiem na trzech pokojach.

Może godzinę później zjawiła się w schronisku dojrzała bezogoniasta z zamiarem adoptowania Saszki. Czemu nie? Witamy sercem szczerym i otwartym! Saszka też! Chociaż z jej serduszkiem akurat nie za bardzo. Od dłuższego czasu żyje na sterydach, ma poważne kłopoty ze stawami i kręgosłupem, kuleje. I będzie się leczyć do końca życia… A nie wiadomo, czy wiele tego życia jej zostało…
           
Bezogoniastej zupełnie to nie przeszkadzało. Można szczeknąć – przeciwnie. Ona sama jest tą no… farmaceutką, więc na leczeniu się zna. Tym bardziej, że już ma jednego psiaka w domu, który też wymaga opieki medycznej.
Poznały się i zaprzyjaźniły niemal od pierwszego wejrzenia. Dla Saszki taka adopcja trafiła się chyba w ostatniej chwili. Schronisko znosiła źle. Chudła, robiła się coraz bardziej osowiała. A siedziała u nas dłużej od Żuczka. I choć nie spełniała wiekowych warunków (ma teraz około sześciu lat), została przez naszych bezogoniastych wpisana na listę SMS-ów. W domu, gdzie spokojnie i troskliwsza opieka, ma większe szanse.

A teraz już z innej beczki.
Lew biegał sobie w okolicach jednego z hipermarketów w mieście. I okoliczni mieszkańcy uznali, że dość już się nabiegał. Był młody, żwawy, wesoły, lwiej, płowej barwy i pewnie nieraz chciał się z bezogoniastymi pobawić. A nie wszyscy mają do tego serce. I ktoś zadzwonił do schroniska.
                       
Nasi pojechali i próbowali złapać Lwa. Podchodzili, zagadywali, górne łapy wyciągali. A Lew traktował to jako zaproszenie do zabawy w ganianego i nie pozwalał im się zbliżyć.
Aż w pewnym momencie jeden z naszych potknął się, stracił równowagę i poleciał na nos czy raczej na ręce i przez chwilę stał na czworaka. A to się Lwu spodobało. Zaraz podbiegł i próbował wbryknąć na bezogoniastego. Nawet dotknąć się dał… Ale żeby złapać silnego psiaka, a tym bardziej założyć mu obrożę, trzeba mieć dwie ręce wolne. I stanąć przynajmniej na kolanach. A to już nie było takie zabawne i Lew natychmiast odbiegał…
No i tak przez ładne kilkadziesiąt minut klienci hipermarketu oglądali wesołe baraszkowanie bezogoniastego, który udawał psa i psa, który nikogo nie udawał. W końcu bezogoniasty obtarł sobie dłonie na betonie i spodnie na kolanach, i miał dość.
A Lew, w nagrodę chyba, pozwolił się złapać i zawieźć do schroniska.
Dziś już jest w swoim nowym domu. 

Był też i inny pies, młody owczarek, także mający dzisiaj swoich własnych bezogoniastych, którzy adoptowali go ze schroniska. A wcześniej biegał sobie po jednej z odległych miejscowości, z upodobaniem wracając pod krzyż na rozstajach dróg. Lubił to miejsce: strojnie, ciepełko, słońce, spokój, bo ruchu wielkiego tam nie było. No i strzeżonego…
           
Tam znaleźli go nasi i się zaczęło.
Założyć obrożę? Proszę bardzo!... Smycz? Właściwie nie wiem, po co wam to, ale niech tam… I co dalej?
Dalej trzeba było wejść do samochodu. Bezogoniaści wskazywali ręką, gdzie ma wskoczyć – a pies kontemplował obłoczki. Stawiali nogę na stopień raz, drugi, trzeci – pies podniósł nogę na wysokość stopnia i siknął. Dali mu lekcję poglądową wskakiwania i wyskakiwania, aż się zasapali – pies patrzył i kiwał łbem: nieźle wam idzie. Ale wejść nie chciał – widocznie przeczuwał, że w schronisku dostanie na imię Kalafior! Wyobrażacie sobie? Który pies poszedłby na coś takiego?!
W końcu próbowali go wnosić – zaraz pokazał zęby i zaczął warczeć. Na serio!
Nie było rady – założyli mu kaganiec i wnieśli, choć się szarpał. A potem ruszyli do schroniska.
Tam natomiast zaczęło się to samo, tylko w drugą stronę. Kalafior zagustował w jeździe samochodem i ani myślał wychodzić. Miska z wodą go nie skusiła. Na smakołyki nie dał się wziąć. Ciągnięcie nie pomogło – siedział głęboko, ani sięgnąć, bo miejsca mało, zaparł się w rogu klatki i powarkiwał…
Trzeba było albo na chama, albo prosić. Bezogoniaści spróbowali drugiego sposobu. No i po długich naleganiach Kalafior wyskoczył z samochodu…
Parę tygodni później do autka nowych właścicieli wskoczył bez problemów. Ale ciekawe, co się działo, kiedy próbowali go wysadzić przed domem!

4 komentarze:

  1. Majka, wreszcie można było łzę uronić z pozytywnego wzruszenia! Największe oklaski dla Ludzi, którzy zdecydowali się podarować lepszą jesień dla Psich Staruszków! To mnie cieszy najbardziej... Tylko mam nadzieję, że nowi Właściciele nie zapomną pochwalić się jak to ich nowe Staruszki rozkwitają i młodnieją w nowych Domach :-) Będzie się można wzruszyć ponownie ;)

    Majka, Ty wiesz, że mój Łaciaty dalej przychodzi? :-) i nawet poprzedniego Kudłatego przyprowadza chyba ;) Ach jo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowym właścicielom będziemy co jakiś czas głowę suszyć i pytać o wiadomości. Zresztą - będą wizyty poadopcyjne.
    A Łaciaty i Kudłaty?... No cóż, dawno żadnego nie widziałam, więc chyba gdzieś się koło Ciebie kręcą...

    OdpowiedzUsuń
  3. Majka, wiesz coś może o Dalidzie. Była taka drobna sunia. ktoś ją wziął i wieści nie śle....
    "pies który nikogo nie udawał" "Kalafior oglądający obłoczki" ulubione.
    laurka dla adoptujących esemesiki.

    OdpowiedzUsuń
  4. O Dalidzie, prócz tego, że poszła do domu, nic nie wiem. Tyson też. Może bezogoniaści wiedzą... Jakoś się spróbuję dowiedzieć...
    I laurka, i podziękowania jakie tylko, i gdzie tylko można dla tych z sercem szczególnie współczującym.
    A co do reszty - miło poczytać!

    OdpowiedzUsuń