Obelix, trzymaj się!
Tamtam, trzymaj się!
Elektra, trzymaj się!
Mroczek, trzymaj się!
I smycze wam na drogę! Do własnych domów!
Kilkoro bezogoniastych jednego i tego samego
dnia podjęło słuszne decyzje: adoptujemy psa! Przyszli, obejrzeli, zapoznali
się… A w jakiś czas potem – umowy adopcyjne i psiaki powędrowały na własne
śmieci! Odwiedzę je przy okazji.
Ale bezogoniaści podejmują czasem decyzje
odwrotne. I – też słuszne.
Tyson, opowiadaj, byłeś przy tym.
Ano, byłem.
Jednego dnia
zadzwoniła do schroniska pewna bezogoniasta. Powiedziała, że ma dwa psy,
berneńczyki. Żyją sobie w kojcu, ale samiczka, Erna, musi siedzieć na łańcuchu,
bo ucieka.
Wydostaje się
z kojca, a ta bezogoniasta nie może sobie poradzić. Samiutka jest, bez rodziny.
I stareńka… Znikąd pomocy… No więc postanowiła, że odda psy do schroniska. Oba
rasowe, niestare, pewnie znajdą się chętni, by je adoptować… Bezogoniastej
niełatwo szło mówienie, a nas tutaj wcale to nie dziwiło.
Nasi pojechali
do niej natychmiast. Daleko, na wieś, pod odległe miasto. Znaleźli czteroletnią
Ernę i jej starszego o rok towarzysza, Berta.
Ona spokojna,
on trochę wrzaskliwy. Z tych, co się lubią popisywać. Zresztą, pewnie stawał
też w obronie suczki, straszył, gdy nasi brali ją na smycz. Bezogoniasta szybko
schowała się w domu, gdy oba psy maszerowały do samochodu…
Ale słusznie
postąpiła. Skoro już nie można było zapewnić psom należytej opieki, trzeba
szukać innego rozwiązania. A berneńczyk nigdy długo w schronisku nie posiedzi.
I rzeczywiście
– Bert jest już w nowym domu, a Erna też chyba niezadługo pójdzie na swoje. Na
razie siedzi u jednego z naszych bezogoniastych na tymczasie…
A
bywa, że w sprawie jednego psa decyzje niesłuszne mieszają się ze słusznymi.
Skomplikowane historie.
Żyła
sobie niedaleko pewna starsza bezogoniasta. Miała pieska, pinczerkowatego
Tigera. Takiego o:
Aż
pewnego dnia trafiła do szpitala.
Zaraz
pojawiła się jej córka z daleka i zaczęła pomagać mamie. Od razu zadzwoniła do
schroniska: zabierzcie Tigera, mama nie może, ja nie mogę, nikt nie może.
Kropka! Na nic tłumaczenie, wyjaśnianie, że pies dziesięcioletni, wiec może
trochę cierpliwości, że dom tymczasowy, może nowy właściciel… Nic z tego. Córka
się wyłączyła…
No
i minęło parę godzin. Pod wieczór, gdy już w schronisku była druga zmiana,
przyszedł bezogoniasty z bezogoniastą i przynieśli pieska. Pinczerkowatego
dziesięciolatka. Znalezionego w sąsiedniej gminie, gdzie ów bezogoniasty
pracował. I znalazł. I przyniósł… No i psiak trafił do kojca…
Następnego
dnia nasi pogłówkowali. Skojarzyli pieska z kojca z pieskiem, o którym była
mowa w telefonicznej rozmowie z bezogoniastą. I zadzwonili do bezogoniastego
„znalazcy”. Trochę z nim pogadali, potłumaczyli, siły nie użyli, a bezogoniasty
się przyznał. Nie znalazł psa, tylko zrobił przysługę znajomej…
Ha!
No to nasi
dzwonią do bezogoniastej. Ona, oczywiście, nie ma czasu na rozmowę: później,
później… A później to jej się chyba telefon popsuł.
Ale oto
następna część historii. Kolejny telefon: dzwoni druga córka chorej
bezogoniastej. Siostra tej, co się Tigera pozbyła. I płacze. I mówi, że dopiero
się dowiedziała, co siostra zrobiła Tigerowi. I mamie. I że przyjdzie, i psa
odbierze…
Przyszła.
Opowiedziała, że wiedziała o tym, jak ciężko jest mamie. I dlatego zabierała od
niej Tigera na weekendy, kiedy była w domu. Częściej nie mogła, bo dzieci, bo
praca, bo obowiązki… No, ale w tej sytuacji bierze psa do domu. Jak się trafi
ktoś, kto zechce go adoptować, to proszę bardzo. Ale jeśli nie, to ona Tigera
zatrzyma. Nie można przecież pozwolić, żeby stary psiak siedział w schronisku…
I wzięła malucha.
Były dwie siostry…
no co za babsztyl!! powinna w kojcu siedziec!!!bez serca i sumenia!
OdpowiedzUsuńja Was podziwiam za nerwy,bo ja bym sie dawno wykonczyla majac stycznosc z takimi potworami,co za ludzie,ech...