Oczami Bezdomnego Psa

środa, 14 maja 2014

Zapominalscy!

Chrupeczki chrupeczki chrupeczki... gdzieś pochowałam sobie i nie wiem pod którym kocykiem... Niech to Tyson kopnie! O, Pani Basia znów krzyczy na Hedara, że tabletek nie zjadł, ten jak zwykle się tłumaczy, że nie wiedział, że zapomniał, że schowane były... To psisko ma milion wymówek zawsze!

Co innego jednak zapomnieć gdzie się schowało chrupkę, co innego zapomnieć zjeść tabletkę a co innego zapomnieć... psa. I żeby to jednemu się przytrafiło! Nie, ostatnio co drugi zapomniany...

Jedno zgłoszenie - pies na balkonie wyje drugi dzień. Drzwi zamknięte, w mieszkaniu cisza. No to nasi strażaków zawołali (do drużyny na tę akcję przyłączył się też Pracownik Schroniska, który z psami dogadać się umie) i pojechali ratować kudłate nieszczęście. Wszyscy kciuki trzymali, bo nawet drabina była za krótka i musieli po cyrkowemu na wysokościach po balustradach przechodzić! Dla sierściuchów to żadna atrakcja, ale na dwóch nogach i bez ogona to nie takie proste! Najważniejsze jednak, że akcja się powiodła.


Na cześć panów w czarnych kombinezonach z czerwonych samochodów - psisko dostało imię Strażak. Nawet artykuły o nim były! U nas to psy chciały koniecznie, żeby im autograf na budzie wydrapał, tylko technicznie to niemożliwe było... Na szczęście całkiem normalny kudłacz, niewygwiazdorzył się, w sumie nawet nie bardzo wiedział skąd to całe zamieszanie. Nie pomieszkał długo w Schronisku. Pewnego dnia wiecznie machający ogonem Strażak spodobał się pewnej pani, u której teraz mieszka. I na pewno może swobodnie wychodzić na balkon i wracać do domu kiedy chce!

Drugie wezwanie - na placu, w małym miasteczku niedaleko, stoi buda, przy niej stoi pies a między nimi jest łańcuch. Pojechali nasi, no bo jak to tak! Okazało się, że tym razem nie jedna osoba zapomniała o psie, ale cała firma! Na tym placu kiedyś stało sobie kilka baraków i do pilnowania skombinowali sobie psa, znaczy suczkę. Po jakimś czasie baraki zniknęły, ludzie zniknęli, jak cyrk, który przyjeżdża, rozbija się i po kilku dniach śladu po nim nie ma. Jednak w tym przypadku, pośród kilku niepotrzebnych części został czworonóg pilnujący od tamtej pory dziurawego płotu... Psina ostatecznie trafiła do nas. Zastanawiali się jak ją nazwać... Plac był na ulicy Modrzejewskiej, ale głupio wołać do psa "Heeleeenoo, podejdź, miskę z jedzeniem przyniosłam!". Została więc Helcia.

Przechodziłam ostatnio obok jej kojca i usłyszałam nagle "psssst... pssst..." Krztusi się czy jak?? Zajrzałam do niej...

- psssst, przynieś mi kijka...
- zwariowałaś, jakiego kijka!
- no kiijkaa... patyczka jakiegoś, chociaż kawałek... Może ktoś będzie przechodził to mu zamacham, może wejdzie i się pobawi... no przyyynieeeś...

Oszalała baba! Pomylona, myślę! Ale nie, trochę postałam z nią na plotach i naprawdę świetna laska z niej! Zabawna i rozgarnięta. Tylko te kijaszki uwielbia i mogłaby za nimi biegać pół dnia. A nie wygląda, taka w sobie jest i w ogóle...

Widzicie! Zapominają pojedynczo, zapominają w grupie. Zapomną o mniejszym czworonogu, może jak w krzaki wlezie to ktoś nie zauważy i stwierdzi, że pies w domu został. Ale słuchajcie, jak można zapomnieć o takim cielęciu??


To jest Moskwa. Cielę, mówię Wam! Paszczę ma taką, że cała bym się zmieściła! Siedziała, "zapomniana" pod palmami, znaczy pod Palmiarnią. No i jakoś nikt nie chce sobie o niej przypomnieć... Z nią też próbowałam pogadać, ale ona szczeka ze wschodnim akcentem, to ciężko tak się połapać od razu. Poza tym za blisko stanęłam, a wiecie... duży pies, duży pysk, dużo śliny, która czasem cała w środku się nie mieści... Muszę jednak przyznać, że to bardzo ciepła psia-osoba i z tego co zrozumiałam, to mi zazdrości gabarytów, bo się na kolana mieszczę. A jej się marzy długo spacerować i potem długo leżeć u kogoś na kolanach. Obawia się jednak, że nie znajdą się tak wielkie kolana, więc ostatecznie chciałaby po prostu mieć przy kim po takiej wędrówce odpocząć.

Na koniec przykład "zapomnienia", który niestety częściej się zdarza w sezonie letnim. Zgłoszenie było, że przy drodze w lesie leży pies. Leżał, owszem. Wstać nie chciał. Opowiadał mi potem, że przecież mogli w każdej chwili po niego wrócić, przecież mogli... Został jednak zapakowany w koc i razem z leśnym zielskiem przeniesiony do samochodu. Na tylnym siedzeniu się nawet rozluźnił, myślał, że jedzie do domu, że to znajomi na pewno... Niestety nie było tak różowo. Schronisko go sparaliżowało zupełnie. Łapy mu zdrewniały, nie chciały się zginać, tylko stał na środku placu i ani w przód ani w tył nie chciał się ruszyć. 


Parek mieszka teraz z kolegą przy bramie i już się otrząsnął. Mówi, że już o tym nie myśli, ale czasami patrzy tęsknie na ludzi wsiadających do samochodu... Opowiadał, że kiedyś mieszkał w domu, ale wolałam nie pytać o szczegóły, bo mu się szczek łamał jak tylko opowieść zaczynał... Zresztą jak tu gadać, skoro jego kolega ciągle nam przeszkadza! Oj ja to bym poszczekała do słuchu! Parek jednak ma cierpliwość do tego młokosa i daje sobie na głowę włazić. Powiedział za którymś razem, że nie warto zajmować się takimi nieważnymi sprawami... i znów z nadzieją spojrzał na otwierającą się furtkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz