- Majka!
- …
- Maajkaaa!...
- …
- MAAAJKAAAA!...
- Cicho, nie wrzeszcz! Jestem. O co chodzi?
- Bo ty sobie gdzieś latasz, a my mamy
święto! I to jakie!
- Co za świę… Tyson! Dlaczego wszystkie psy
wtrzeciejj wiacie leżą brzuchami do góry i z łapami do nieba?
- No właśnie o to chodzi…
- O świętowanie? To bezogoniaści świętują
brzuchami do góry, nie psy!
- Oj, przestań! Musiałem sprawdzić…
- Co? Czy grzybicy pazurów nie mają? Nie
mają! I z tego powodu ogłaszasz święto?
- Przestań wreszcie, stara suko duchowata!
Musiałem sprawdzić obliczenie! Ale sam mam za mało pazurów, no to na ich
pazurach liczyłem.
- Przecież znasz cyfry. Nie mogłeś zrobić
normalnych obliczeń?
- Zrobiłem, ale wolałem sprawdzić. Wiesz, te
cyfry pisane to mi się jeszcze czasem mylą. Dziewiątka z szóstką na przykład, a
czasem i dwójka z piątką, jak niewyraźnie napisane… A pazur to zawsze pazur.
Wysunąć można, dotknąć, podrapać…
- I obciąć też. Przynajmniej niektórym
trzeba by było…
- Trzeba, trzeba… No więc na pazurach
obliczyć można, prze-a-na-li-zo-wać…
- Haulera! Jakie mądre amstafisko! Jakich to
słów używa! No i co ci wyszło?
- Że ostatnio opublikowany na naszym blogu
post był dwieście pięćdziesiąty! Rozumiesz? Ćwierć tysiąca postów napisaliśmy!
- My? To znaczy kto?
- No… Najpierw Cygan, potem długo ty… I
ostatnio ja… też… troszeczkę…
- Dobra, Tyson, łeb do góry! Masz swój wkład
w tego bloga i to nie byle jaki! Swoją drogą nawet nie pomyślałam, że to już
tyle postów. Niezła książka by się z tego uskładała… Ale święto świętem, a tu
trzeba dalej pisać. Post dwieście pięćdziesiąty pierwszy. Do roboty, amstafku!...
I niech te psy wstaną!
- Ale ja chciałem jeszcze raz przeliczyć, na
wszelki wypadek.
- Ile ci to zajmie?
- Do rana skończę.
- A jak rano przyjdą bezogoniaści do pracy?
I zobaczą całą wiatę psów leżących martwym bykiem z łapami do nieba? Wiesz, co
się stanie? Na atak serca padną!
- No dobra, dobra… Psy, wstawać! Bo nam
obsługa wyzdycha na serce!
No to tak:
jeżeli chodzi o stróżów, to my tu, w schronisku, znamy naszych panów stróżów i
niektórych stróżów prawa – policjantów i strażników miejskich. Z tymi ostatnimi
mundurowymi bezogoniastymi spotykamy się częściej, z pierwszymi – rzadziej.
Rzadziej więc o nich piszemy. Dziś trochę nadrobimy zaległości.
Jakiś czas temu
poszedł ze schroniska na własne ten no… Jak
mu było… Hej, psy, jak się wabił taki młody szary kundel, co w tamtym roku
mieszkał na dwójce koło Gryzaka?... Co, żaden nie pamięta?... Psiamnezja żre to
całe czworonogie towarzystwo… Chociaż z drugiej strony taki to był pies,
spokojny, szary, w oczy się nie rzucał…. Dobra, Tyson, jedziemy dalej... Wydawało
się, że nieźle trafił. Wieś, duże obejście… W domu, co prawda, nie mieszka, ale
na łańcuchu go nie trzymają. Tyle, że zwierzak ma jeszcze zielono we łbie i jak
się trafi okazja, to zwiewa z podwórza. Okazje trafiają się rzadko, ale jednak…
No i raz urwał się na giganta, jeśli wiecie, co to znaczy, ale daleko nie
pobiegł – na drugą stronę drogi. Bo tam sąsiedzi trzymali króliki, które sobie
po podwórzu kic, kic… No więc ten… no, ten pies… przez dziurę w płocie hyc,
hyc, i jednego królika ham, ham… Od drugiego zdążyli go odciągnąć…
Zjawili się
panowie policjanci, sytuację ocenili, szkody ocenili i spisali, i wyrok wydali:
psa łańcuchem przykuć, albo uśpić!
Oj, groźna
policja!
Tak tu sobie
myślimy: a może by tak te króliki bardziej zabezpieczyć? No bo jak w płocie
dziury, że pies przelezie, to i królik może przekicać (skądinąd wiemy, że
przekicuje i po drodze gania!). I tak sobie jeszcze myślimy: kiedy tak królik
hyca sobie drogą i jakiś bezogoniasty samochodem nadjedzie i go buch – to co
zawyrokują panowie policjanci? Kierowcę na łańcuch albo uśpić?... Oj, chyba nie
– różnice zbyt wielkie między kierowcą a psem: kierowca jedzie na czterech
kółkach, a pies goni na czterech łapach (bo królikowi w zasadzie wszystko
jedno, czy go czworołapy czy czterokołowy…).
Głupoty jakieś
wypisujemy, nie?
Ale zaraz
dalej sobie myślimy: może ta policja taka groźna, bo ma pracę ciężką i
ryzykowną? Ot, na przykład taka historia, część jej kiedyś już sama Majka
opisywała. W pewnym mieście żyła sobie Osoba. Jak rano wychodziła załatwiać
swoje sprawy, to swoje dwa psy przywiązywała sznurkiem na podwórzu i znikała na
całe godziny. Budy nie ma, miski z żarciem też, z wodą – podobnie. No i deszcz
czy śnieg, słota czy mróz, psy stały sobie i czekały na Osobę. Ktoś w końcu
zlitował się nad zwierzakami i zawiadomił policję. Ta przyszła, sprawdziła:
rzeczywiście, zwierzakom dzieje się krzywda. I zadzwoniła do schroniska. Nasi
przyjechali, stwierdzili – zima akurat była – że psy wyziębione, głodne i
spragnione, więc zabrali oba do schroniska. Policjanci spisali protokół z
zajścia, sobie zostawili egzemplarz, drugi schronisku przekazali.
O, proszę –
dobra policja!
Tu zresztą
trzeba dodać, że ta policja z tego miasta zawsze ze schroniskiem współpracowała
wzorowo. I to sama, z własnej inicjatywy często. Nie trzeba ich było prosić i
poganiać…
Tymczasem Osoba
pojawiła się u nas jeszcze tego samego dnia z prasą i członkiem jednego z
lokalnych towarzystw prozwierzęcych. Okazało się, że to w dodatku Ważna Osoba.
Dała sobie wytłumaczyć, że źle postępuje z własnymi psami, obiecała – na piśmie
– poprawę i zabrała psiaki do domu.
A potem
złożyła na policjantów skargę do jakiejś Komisji Dypsy… dyscypli… No, jakiejś
tam. Że oni zrobili prowokację polityczną. I że bezprawnie weszli na posesję. I
wprowadzili innych. I że w ogóle krzywda jej, Ważnej Osobie, się stała! Uch,
pierze leciało!
No i minął jakiś
czas. Nasi musieli interweniować we wsi niedaleko miasta, o którym właśnie
pisaliśmy. Zadzwonili po tę dobrą policję. A policja… No cóż, albo nie
usłyszała, albo nie zrozumiała może… W każdym razie nie pojawiła się…
My się tu
nawet nie dziwimy zbytnio. Ciężki los policjantów. Nigdy z całą pewnością nie
wiedzą, z kim można tak do końca, w całym majestacie prawa, a z kim lepiej
udać, że się nie widziało… No i co, ryzykować? A po co? Pies też, jak mądry,
nie pcha pyska między drzwi a framugę…
I jeszcze jedna
historyjka. W naszym schronisku pracują tak zwani „godzinkowcy”. To tacy
bezogoniaści, którzy coś narozrabiali i teraz za karę muszą społecznie pracować
ileś godzin. Niekiedy całkiem sporo jest tych godzin. No więc zgłaszają się z
nakazem i pracują. Na przykład dziesięć minut z miotłą i pół godziny z
papierosem… Któregoś dnia było takich dwóch. Jeden akurat wszedł w jakiejś
sprawie do biura i rozmawiał z naszą bezogoniastą. I wtedy przyszli policjanci.
Tacy bez mundurów. I zaczęli pytać o innego godzinkowca: czy się pojawia i
pracuje, bo tak w ogóle, to oni go szukają, żeby go zabrać do takiego
schroniska, w którym siedzą bezogoniaści, bo…
Ten
godzinkowiec, który był w biurze, zaraz wyszedł i poleciał do tego drugiego. I
łaps za miotły. Tak zaczęli zamiatać, że ich w kłębach kurzu zupełnie widać nie
było! Maszyny do sprzątania po prostu!
Nasi
bezogoniaści na kolana padli przed policją: kochani, przychodźcie jak
najczęściej! Sama wasza obecność godzinkowców motywuje do pracy! W kwadrans
zrobili więcej niż kiedy indziej przez cały dzień!
Policjanci
roześmiali się i obiecali, że za następnym razem pojawią się w mundurach –
motywacja będzie jeszcze większa!
O, proszę – jest
i wesoła policja!
I tak to bywa.
Na marginesie, przypomniało mi się właśnie.
Gdy kiedyś pisaliśmy scenariusze serialu telewizyjnego „Zdarzyło się psu..” –
pamiętacie? – to szukaliśmy jakichś wzorów. No i dowiedzieliśmy się, że jest
taki film pod tytułem „Psy”. Poprosiliśmy naszego pana stróża, żeby nam go
załatwił i pokazał. Początkowo nie chciał, coś tam mruczał o piractwie, ale w
końcu jakoś ten film ściągnął i obejrzeliśmy. I szczęki nam opadły! To był film
o policji!
Coś w tym jest. Są policjanci groźni, są
dobrzy, są weseli i tacy niedosłyszący… Całkiem jak psy! Kto wie, może kiedyś,
w prehistorii, mieliśmy wspólnego przodka? „Nasze „Psiedzieje”, co prawda, nic
o tym nie mówią, ale czy to wiadomo, co jeszcze odkryje nauka?
No to zanim odkryje, dodamy kolejny odcinek
„Nieregularnika kucharskiego” – tym razem specjał dla dorosłych psów.
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz