Hen tam, gdzie z ochotą kopią czarne złoto,
gdzie dudnią maszyny i dymią kominy, gdzie ptak się nie zjawi (bo smog go
zadławi), gdzie… O matko suczko, ale mi odpaliło! To przez te upały tak!
W każdym razie… Tyson, pisz!
Historyjka pierwsza.
Daleko stąd, na południu, żył sobie amstaf imieniem Maksiu. Miał swoich
bezogoniastych i dobrze (chyba) mu było, póki nie zapadł na zapalenie spojówek,
którego nikt mu nie leczył. I Maksiu przestał widzieć. A wtedy jego
bezogoniaści postanowili go więcej nie oglądać, zabrali go do samochodu i wywalili gdzieś po drodze – są świadkowie.
Pies wałęsał się czas jakiś, póki nie zabrano go do przytułku dla zwierząt, bo
prawdziwego schroniska w okolicy nie było. Tam Maksiu zamieszkał w czymś, co
chyba było klatką na króliki. Powiadają: niech i ciasne, grunt, że własne!...
Można mieć inne zdanie.
Pomieszkał
więc tam jakiś czas, a zanim zupełnie oduczył się chodzić, trafili się młodzi
bezogoniaści, którzy wypatrzyli go i zabrali do siebie. Na leczenie wzroku było
już za późno, ale przynajmniej resztę życia Maksiu spędzi w komfortowych
warunkach w domu z podwórzem, ogrodem, we własnym pokoju, wraz…
Historyjka
druga. Całkiem niedaleko, bo w naszym mieście, żyła sobie Iskierka. Amstafka.
Ślepa. Była w schronisku, ale źle się tu czuła, wycofana, przestraszona… I jej
trafili się bezogoniaści, którzy postanowili przygarnąć kalekę. Przygarnęli na
dwa lata – a potem się pozbyli. Znaleziona w rowie pod nieodległa wsią Iskierka
znów trafiła do nas.
Właściciele –
ponoć – oddali ją innym ludziom, na wieś. Ale ani nazwiska tych ludzi, ani ich
adresu nie mogli sobie przypomnieć! Taaa… Mówili… Zresztą, nieważne, co mówili,
ważne, co sąd powie.
Jak by nie
było, Iskierka trafiła na stronę www. schroniska i szybko zainteresowano się
nią. Zadzwonił bezogoniasty z daleka i zaoferował pomoc. Gotów był przyjechać
po Iskierkę już następnego dnia, właśnie szykował się do drogi… Nasza
bezogoniasta, z którą rozmawiał, przyhamowała go trochę: wie pan, gdy któryś z
naszych psów ma jechać daleko, staramy się wpierw sprawdzić, na jakie warunki
jedzie. Tu, w pobliżu, nie ma problemów – zawsze możemy psa odwiedzić,
zobaczyć, jak mu się dzieje i interweniować w razie czego. Ale gdy piesek ma
żyć daleko… Jak to! – oburzył się bezogoniasty. – Pani mi nie ufa?... Nasza
bezogoniasta zażartowała: - Wie pan, ostrożność przede wszystkim. Dla dobra
psa! Może mieszka pan w pałacu i jest największym przyjacielem zwierząt, ale
może pan żyje w jaskini i jest zarośniętym, wytatuowanym olbrzymem, który
amstafy zjada na śniadanie?... No tak, no tak… W takim razie sprawdzajcie! –
zamruczał bezogoniasty.
Znajoma
bezogoniasta ze stowarzyszenia, które działa w pobliżu miejsca zamieszkania
tego bezogoniastego zobowiązała się sprawdzić. No i poszła. Zadzwoniła do bramy
i otworzył jej wielki, w dresie, z tatuażami… Tyle, że krótko ostrzyżony! O
matko suczko!
Ale okazało
się, że i on, i jego żona (maleńka bezogoniasta) są cudowni. A warunki dla psów
mają wymarzone. Prowadzą zresztą hotelik dla zwierząt.
A potem odbyły
się jeszcze dwie krótkie rozmowy i ci bezogoniaści przyjechali po Iskierkę. Ustalono,
że zabiorą ją na dom tymczasowy, będą leczyć, a jeżeli znajdą kogoś
odpowiedzialnego, kto zechce wziąć Iskierkę na stałe, to ją temu komuś wydadzą.
Ale bez pośpiechu, z rozwagą. Jeśli ktoś taki się nie znajdzie, Iskierka
zostanie u nich. Potem pospacerowali z suczką, poznali się, przedstawili naszym
bezogoniastym plan, jak będą ją leczyć –
i pojechali.
Historia
pierwsza i druga – finał! Bo trzeba dodać, że bezogoniaści, którzy wzięli naszą
Iskierkę, to ci sami, którzy zaadoptowali i Maksia! No i teraz oba kalekie psy
mieszkają razem w dużym, zielonym pokoju z legowiskami, miskami i czego tam
jeszcze psom potrzeba… Okno z żaluzjami, kaloryfery, parkiet na wysoki połysk,
hau! I podwórze, i ogród!
Psy dogadują
się bez problemów. Maksiu jest u siebie już od dłuższego czasu, czuje się więc
pewniej. Ale Iskierka też zaczyna się odnajdywać w nowym otoczeniu. Podobno
jest bardzo grzeczna. Jedynie wtedy, gdy zbliża się pora codziennego spaceru
gdzieś w teren, zaczyna wyć – przypomina, że już czas: rzucajcie wszystko, co
tam robicie! Pora na wędrówkę!
Ledwo pamiętam, bo byłam wtedy maleńka i
mieszkałam z jakimiś bezogoniastymi… To było jakoś tak, że leżałam wieczorem na
kocu, a starsza bezogoniasta mruczała do maleńkiego bezogoniastego, kołysząc go
na kolanach:
Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga:
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa…
A mi się to teraz
przerobiło i mruczę sobie, wracając za Most, kiedy schronisko już śpi:
W
swoim domu na Maksika
Iskiereczka
mruga:
Ot,
trafiła nam się bajka!
Oby
była długa…
Od rymów zaczęłam, na
rymach kończę. Taki jakiś dzień dzisiaj…
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz