Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 11 sierpnia 2013

ISKIERECZKA MRUGA…



Hen tam, gdzie z ochotą kopią czarne złoto, gdzie dudnią maszyny i dymią kominy, gdzie ptak się nie zjawi (bo smog go zadławi), gdzie… O matko suczko, ale mi odpaliło! To przez te upały tak!
W każdym razie… Tyson, pisz!

Historyjka pierwsza. Daleko stąd, na południu, żył sobie amstaf imieniem Maksiu. Miał swoich bezogoniastych i dobrze (chyba) mu było, póki nie zapadł na zapalenie spojówek, którego nikt mu nie leczył. I Maksiu przestał widzieć. A wtedy jego bezogoniaści postanowili go więcej nie oglądać, zabrali go do samochodu  i wywalili gdzieś po drodze – są świadkowie. Pies wałęsał się czas jakiś, póki nie zabrano go do przytułku dla zwierząt, bo prawdziwego schroniska w okolicy nie było. Tam Maksiu zamieszkał w czymś, co chyba było klatką na króliki. Powiadają: niech i ciasne, grunt, że własne!... Można mieć inne zdanie.
                       
Pomieszkał więc tam jakiś czas, a zanim zupełnie oduczył się chodzić, trafili się młodzi bezogoniaści, którzy wypatrzyli go i zabrali do siebie. Na leczenie wzroku było już za późno, ale przynajmniej resztę życia Maksiu spędzi w komfortowych warunkach w domu z podwórzem, ogrodem, we własnym pokoju, wraz…

Historyjka druga. Całkiem niedaleko, bo w naszym mieście, żyła sobie Iskierka. Amstafka. Ślepa. Była w schronisku, ale źle się tu czuła, wycofana, przestraszona… I jej trafili się bezogoniaści, którzy postanowili przygarnąć kalekę. Przygarnęli na dwa lata – a potem się pozbyli. Znaleziona w rowie pod nieodległa wsią Iskierka znów trafiła do nas.
          

Właściciele – ponoć – oddali ją innym ludziom, na wieś. Ale ani nazwiska tych ludzi, ani ich adresu nie mogli sobie przypomnieć! Taaa… Mówili… Zresztą, nieważne, co mówili, ważne, co sąd powie.
Jak by nie było, Iskierka trafiła na stronę www. schroniska i szybko zainteresowano się nią. Zadzwonił bezogoniasty z daleka i zaoferował pomoc. Gotów był przyjechać po Iskierkę już następnego dnia, właśnie szykował się do drogi… Nasza bezogoniasta, z którą rozmawiał, przyhamowała go trochę: wie pan, gdy któryś z naszych psów ma jechać daleko, staramy się wpierw sprawdzić, na jakie warunki jedzie. Tu, w pobliżu, nie ma problemów – zawsze możemy psa odwiedzić, zobaczyć, jak mu się dzieje i interweniować w razie czego. Ale gdy piesek ma żyć daleko… Jak to! – oburzył się bezogoniasty. – Pani mi nie ufa?... Nasza bezogoniasta zażartowała: - Wie pan, ostrożność przede wszystkim. Dla dobra psa! Może mieszka pan w pałacu i jest największym przyjacielem zwierząt, ale może pan żyje w jaskini i jest zarośniętym, wytatuowanym olbrzymem, który amstafy zjada na śniadanie?... No tak, no tak… W takim razie sprawdzajcie! – zamruczał bezogoniasty.
Znajoma bezogoniasta ze stowarzyszenia, które działa w pobliżu miejsca zamieszkania tego bezogoniastego zobowiązała się sprawdzić. No i poszła. Zadzwoniła do bramy i otworzył jej wielki, w dresie, z tatuażami… Tyle, że krótko ostrzyżony! O matko suczko!
Ale okazało się, że i on, i jego żona (maleńka bezogoniasta) są cudowni. A warunki dla psów mają wymarzone. Prowadzą zresztą hotelik dla zwierząt.
A potem odbyły się jeszcze dwie krótkie rozmowy i ci bezogoniaści przyjechali po Iskierkę. Ustalono, że zabiorą ją na dom tymczasowy, będą leczyć, a jeżeli znajdą kogoś odpowiedzialnego, kto zechce wziąć Iskierkę na stałe, to ją temu komuś wydadzą. Ale bez pośpiechu, z rozwagą. Jeśli ktoś taki się nie znajdzie, Iskierka zostanie u nich. Potem pospacerowali z suczką, poznali się, przedstawili naszym bezogoniastym plan, jak będą ją  leczyć – i pojechali.

Historia pierwsza i druga – finał! Bo trzeba dodać, że bezogoniaści, którzy wzięli naszą Iskierkę, to ci sami, którzy zaadoptowali i Maksia! No i teraz oba kalekie psy mieszkają razem w dużym, zielonym pokoju z legowiskami, miskami i czego tam jeszcze psom potrzeba… Okno z żaluzjami, kaloryfery, parkiet na wysoki połysk, hau! I podwórze, i ogród!
           
Psy dogadują się bez problemów. Maksiu jest u siebie już od dłuższego czasu, czuje się więc pewniej. Ale Iskierka też zaczyna się odnajdywać w nowym otoczeniu. Podobno jest bardzo grzeczna. Jedynie wtedy, gdy zbliża się pora codziennego spaceru gdzieś w teren, zaczyna wyć – przypomina, że już czas: rzucajcie wszystko, co tam robicie! Pora na wędrówkę!

Ledwo pamiętam, bo byłam wtedy maleńka i mieszkałam z jakimiś bezogoniastymi… To było jakoś tak, że leżałam wieczorem na kocu, a starsza bezogoniasta mruczała do maleńkiego bezogoniastego, kołysząc go na kolanach:
Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga:
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa…
            A mi się to teraz przerobiło i mruczę sobie, wracając za Most, kiedy schronisko już śpi:
                                   W swoim domu na Maksika
                                   Iskiereczka mruga:
                                   Ot, trafiła nam się bajka!
                                   Oby była długa…

            Od rymów zaczęłam, na rymach kończę. Taki jakiś dzień dzisiaj…

aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz