- Majka, gdzieś ty była, jak ciebie nie
było?
- A gdzie mogłam być? Za Mostem!
- No właśnie! Ty sobie zamostujesz, a u nas
aż huczy. Starzy znajomi wracają!
- Jacy znajomi?
- No, chociażby ja, nie wystarczy? Znów na
starych śmieciach! W schroniseczku!
- I humor ci, widzę, dopisuje!
- A co mam robić? Widać mam tu jeszcze parę
kości do ogryzienia. I może jeszcze jakaś podróż się przytrafi. Wiedzieli
bezogoniaści, jak mnie nazwać – Orbis!
- Wiesz, co to znaczy?
- Dowiedziałem się od pana stróża. I pasuje
jak ulał! Całe życie w drodze! Wpierw miałem dom – jaki był, taki był… A potem
podróż na ulicę. Kawałek świata zwiedziłem. A potem podróż do schroniska – znów
nowe widoki. A potem podróż do nowego domu. Byle jakiego, na marginesie, więc
się cieszyłem, jak mnie stamtąd zabrali do drugiego domu. I tam pańcia mnie
kochała, póki wszystko dobrze było. A jak się popsuło, to kochać przestała. I
znów jestem w schronisku. Jeszcze jedna podróż… Wiesz, bezogoniaści zazdroszczą
podróżnikom!
- My jakby mniej…
- Taa… A co ma taki Pagaj sądzić? Z nim
poszczekaj!
- Wrócił???
- Ano wrócił…
- Czemu?
- Wiesz, spytaj o to jego. Albo jeszcze lepiej
Tysona. Pagaj jest trochę zdołowany. A ja, rozumiesz, muszę dbać o stosunki
wewnątrzkojcowe! Znaczy, z Dedrą muszę się lepiej poznać. Właśnie mi ją
dokwaterowali. No, spadaj…
Jakoś tak rok
temu jedna bezogoniasta poinformowała naszych, że całkiem niedaleko ktoś
przywiązał do płotu dwa psy i zniknął. I one stoją już tak od dłuższego czasu.
Nasi pojechali
i znaleźli. I od razu nimi zatrzęsło, bo oba psy były ślepe. Jednym z nich był
Pagaj, starszy już psiak, w dodatku z dużym guzem na plecach i chorobą skóry.
Jakoś się z tego wykaraskał w schronisku, ale ślepota, oczywiście, została.
Nauczył się kojca, poruszał się w nim swobodnie, trafiał do miski i do budy,
nawet na spacerach, które kochał, nie rozbijał sobie nosa o każde drzewo…
Ten drugi,
Lotos, był o wiele młodszy i ślepy od niedawna, oczy mu jeszcze nie całkiem
zaszły bielmem, ale za to był bardziej schorowany. I już go nie ma…
Nasi
kombinowali, że ktoś trzymał te psy, póki nie oślepły, a później się ich
pozbył. Może któryś z właścicieli działek, przy których zostały znalezione? Ale
zaraz pomyśleli: jak to? Zdarza się, że ktoś ma psa, ten pies straci wzrok i
właściciel go wyrzuca – byli już tacy nieszczęśnicy w schronisku. Ale kto mógł
mieć takiego pecha, żeby oślepły mu dwa psy? Owszem, są bezogoniaści, którzy
mają i dwa, i więcej ślepych psów. To tacy, którzy specjalnie ich szukają,
biorą do siebie i pomagają zwierzakom szczególnie pokrzywdzonym przez los. Ale
tacy bezogoniaści nie przywiązują swoich podopiecznych do płotów!
No więc nasi
zaczęli szukać. Tu pojeździli, tam pochodzili i trochę znaleźli: ktoś coś
widział, ktoś gdzieś był, a jeszcze ktoś napisał…
Pagaj mieszkał
bardzo daleko stąd. Pewnie w jakimś domu, bo przecież ślepy pies nie przetrwa
na swobodzie. A jak zaniewidział, to się go pozbyto i trafił do paskudnego
przytuliska dla zwierząt. A stamtąd go zabrano do naszego miasta.
Tak dokładnie
nie piszemy, bo w tej sprawie musi się wypowiedzieć sąd, a to jeszcze trochę
potrwa. No i nie chcemy, żeby gadano, że schroniskowe psy nie tylko
obszczekują, ale i oczerniają bezogoniastych. Póki co więc – pysk w kubeł! A
lepiej jeszcze w michę z suchą karmą!
Tak czy
inaczej Pagaj zamieszkał w schronisku, aż wreszcie trafiła się okazja do
adopcji. Przyszedł młody bezogoniasty i bez wahania wybrał sobie Pagaja.
Zaczęła się nowa podróż ślepego psiaka. Trwała trzy miesiące i skończyła się
kolejną podróżą, do innego młodego bezogoniastego. Naszych o tym nie
poinformowano.
Ten drugi był
kiedyś schroniskowym wolontariuszem, ale z różnych przyczyn już nie jest. Wziął
Pagaja. Na parę miesięcy. Niedawno zadzwoniła do schroniska jego babcia:
wnuczek wyjeżdża, a ona psem nie będzie się zajmowała – zabierzcie go. Nie
pomogły tłumaczenia, propozycje wspólnego szukania domu dla Pagaja,
dostarczania karmy… Nie bo nie!
Pagaj pojawił
się w schronisku. Opiekun prowadził go na kolczatce. Ślepego psa! Wyjaśnił, że
poprzedni pan Pagaja musiał wyjechać, więc oddał mu zwierzaka. A teraz on sam
pakuje walizki… No to nasi łaps za telefon i dzwonią do tego pierwszego
młodzieńca. Odebrał. Ale gdy się dowiedział, z kim mówi, stwierdził, że on to
nie on, tylko kuzyn, a właściwego onego nie ma, bo gdzieś akurat wyszedł. Nasi
w samochód i gnają do tego młodzieńca, czy kuzyna młodzieńca, czy nie wiadomo
co… Okazało się, że już tam nie mieszka. A na następne telefony nie odpowiadał…
Tymczasem
wnuczek-były wolontariusz-obecny opiekun Pagaja obiecał, że porozmawia z kimś z
rodziny, może przygarną psiaka. Poszli. Po godzinie byli z powrotem.
Kara? Sąd?...
Dotychczasowe
podróże Pagaja skończyły się w schronisku. Jak na razie…
Bezogoniaści,
gdy podróżują, to oglądają sobie świat…
Majka, to ostatnie zdanie takie wzruszające.......
OdpowiedzUsuńPagaj jest taki radosny! Na spacerze skacze jak wiewiórka, bryka jak tygrysek, jest świetny! Oj brak mu kogoś, kto mu jednak będzie mógł pokazać mu wiele dobrych rzeczy...
Bo takie i miało być to zdanie...
UsuńJak zobaczyłam Pagaja zaraz po jego powrocie do schroniska, to... No, ale już się otrząsnął i to jest ten Pagaj, którego pamiętam. A dobrzy bezogoniaści w naszym mieście jeszcze są. Naliczyłam ich chyba siedmiu, z tego troje bez psów, więc może któryś... Jest nadzieja.
To prawda, Pagaj się na szczęście otrząsnął po tym przeżyciu... Jutro zabieram go na zdjęcia :) Może wtedy wypatrzy go jakiś dobry bezogoniasty i zabierze go do domu... Oby.
OdpowiedzUsuńTo słuchaj, Paulina, jak zrobisz już te foty, to podeślij je do mnie. Ze dwie, trzy... Zaraz jakąś umieścimy na blogu, może komuś wpadnie w oko! Czekamy! I ja, i Tyson, i reszta...
UsuńBardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń