Jakiś czas temu wśród bezogoniastych panowała moda na kupowanie psów husky. Ale skończyła
się i zaczęli pozbywać się zwierząt. W efekcie sporo ich trafiało do
schroniska, aż trzeba było dla nich osobną wiatę wygospodarować. Teraz już jest
lepiej. Niewiele ich zostało: Zorro, Derda i ze trzy inne, w tym mieszańce…
Była też moda
na amstafy. Ta chyba jeszcze trwa, ale…
No właśnie!
Przez dłuższy czas Tyson był w schronisku jedynym amstafem. Sporo już o nim
pisałam ja, a wcześniej Cygan.
Bo pies jest
charakterny, taki, że lepiej nie podchodź. Jakoś nie ma na niego chętnych. No
to siedzi. Raz, wydawało się, że już-już trafi do własnego domu. Też o tym
pisałam. Ale nie wyszło. Paskudnie… Zaczynamy wątpić, czy jeszcze mu się uda…
Ale ja nie o
nim właściwie, tylko o innych amstafach. Bo zaczynają do nas trafiać coraz
częściej. Przed zimą, niedobrze! Bo te psy nie mają podszerstka, tylko krótką
sierść i na mrozy odporne nie są. W dodatku schronisko, gdzie mieszka wiele
psów nie jest dla nich dobrym miejscem, bo amstafy nie zawsze z innymi psami
dobrze żyją…
Parę miesięcy
temu zjawił się w schronisku Diablo. Z podmiejskiej dzielnicy, gdzie snuł się
po ulicach i straszył bezogoniastych. Bali się na zapas, bo psu akurat wcale do
straszenia nie było. Miał kłopoty z samym sobą. Chorował, miał biegunkę i
jakieś paskudne zmiany skórne.
Dziś jest już
z nim o wiele lepiej. Zaczął całkiem nieźle wyglądać, tylko zranił sobie łapę.
Siedzi w starym kojcu w pierwszej wiacie. A ona się już sypie, siatka
ogrodzeniowa zardzewiała, puściła w paru miejscach i o taki kawałek siatki
Diablo zahaczył łapą. Oczywiście zjawy, opatrunek i te tam rzeczy, i wygoiło
się.
Diablo
bezogoniastych poważa, na spacerach słucha, nie wariuje – do rany przyłóż. Z
powrotami jest gorzej – nie lubi wędrować z powrotem do kojca, między inne psy
w wiacie. Jakoś nie chce się z nimi zadawać. Niech no jakiś odezwie się do
niego, zaraz robi minę, jakby chciał pożreć psiaka na surowo! No to daliśmy
sobie spokój i nie zaczepiamy go. Ja to ledwo cześć mu powiem, gdy łażę po
wiatach. Ale jemu to nie przeszkadza. Chyba nawet tak woli… Leży w kojcu
opatulony ocieplaczem i o czymś tam sobie duma…
Po nim
przyjechała do schroniska Draka. Płowa, młoda, dwuletnia może suczka. Z
niedalekiego miasta nasi ją przywieźli. Jakiś łajdak przywiązał ją do barierki
przy wieży ciśnień i zostawił. Znalazł ją tam jeden bezogoniasty, ulitował się
i postanowił zabrać do domu. Ale na podwórzu miał już swojego psa. I ten pies
pożarł się z Draką na dzień dobry, więc bezogoniasty dał sobie spokój. Chciał
odprowadzić ją na miejsce, gdzie ją znalazł i zawiadomić schronisko. A tu
tymczasem nasi byli na interwencjach i nie było jak po psa pojechać. Na
szczęście jakaś bezogoniasta pracująca w sklepie po sąsiedzku zgodziła się
przetrzymać Drakę przez noc w piwnicy. I następnego dnia rano nasi pojechali po
nią i przywieźli.
Tu okazało
się, że suczka ma paskudne ropiejące rany na szyi. Po kolczatce, na której
prowadzał ja ten jej dawny bezogoniasty. Trochę trwało, zanim się te rany
zagoiły. Ale potem już nie było problemów. Z bezogoniastymi. Bo z psami Draka,
tak jak Diablo, nie za bardzo.
Szczęściem
znalazł się młody bezogoniasty, który postanowił ją adoptować. Chodził do niej,
zabierał na spacery, poznawali się… I po pary tygodniach Draka poszła do nowego
domu…
… na dwie
godziny! Młody bezogoniasty, czerwony ze złości, odprowadził ja z powrotem. Nie
wiedział, gdzie ma oczy podziać. Okazało się, że jego matka przeraziła się
Draki i nie zgodziła się, by suczka zamieszkała w jej domu. Mimo że widziała ją
przedtem na zdjęciach, że rozmawiała z treserem, że wyraziła zgodę… Co innego
mówić o psie, co innego zobaczyć go na własne oczy… Ech…
No i Draka
znów jest w kojcu. Ten młody bezogoniasty ma jeszcze rozmawiać z matką,
przekonać… tak obiecał. Zobaczymy, ale…
Mamy tu
jeszcze Bizona. Niby amstaf jak amstaf, ale nie żyło mu się do tej pory po
różach. Ktoś musiał go mocno skrzywdzić, bo gdy do nas trafił był nastroszony,
spięty, gotów w każdej chwili pokazać kły albo i coś więcej…
Niedawno jeden
z naszych bezogoniastych wszedł rano do jego kojca, żeby posprzątać. Psy w
takich przypadkach witają się, albo odsuwają na bok, żeby nie przeszkadzać. Ale
Bizon warknął coś i przyparł bezogoniastego do ściany. A potem zaczął się
przygotowywać, żeby go zjeść. Bezogoniasty miał telefon i zadzwonił do biura:
przyślijcie tu jakiegoś mężczyznę, bo Bizon szykuje się na mnie i sam nie dam
rady!... Akurat żadnego bezogoniastego nie było w pobliżu, więc nasza główna
bezogoniasta łaps za swoje śniadanie i biegiem do wiaty. Ja za nią, ale nie
podchodziłam blisko – trochę już poznałam Bizona. Bezogoniasta podbiegła pod
kojec Bizona i poczęstowała go kanapką. I gadała do niego, aż się uspokoił,
odszedł od bezogoniastego, podszedł do kraty i wziął poczęstunek. A
bezogoniasty wtedy chyłkiem wymknął się na korytarz…
Na koniec parę
słów o Nico. Ten malec nie jest amstafem, ale zwykłym kundlem. Za to należy do
najstarszych stażem lokatorów schroniska. Jest tu od wczesnej jesieni 2007
roku. Błąkał się po jednej z peryferyjnych ulic miasta tak długo, póki nie
został złapany i odwieziony do nas.
Nico to pies z
charakterem. Suczki traktuje delikatnie i dogaduje się z nimi. Psy natomiast
stara się podporządkować sobie. Niby mały, ale charakterny. Bezogoniastych lubi
i słucha ich bez problemów. Na spacerach jest ponoć wzorowy. Ale urodą nie
grzeszy. I może dlatego siedzi tu już ryle czasu…
I jeszcze
tylko kolejny odcinek „Psichdziejów w piętnastu szczekach”. Niedługo dojedziemy
do połowy!
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz