Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 9 grudnia 2012


Nigdy bym nie pomyślała, że nasza gruba Berta, przetłusty sierściuch, o którym już pisałam, jest taki fotogeniczny. I że bezogoniaści zechcą się z nią fotografować! A tu proszę! Odwiedziły nas kolejne gwiazdy – zespół bezogoniastych – i zaraz postanowili sobie zrobić fotkę z Bertą. Wyszła niezgorzej. Oni sfotografowali się również z innymi zwierzętami, ale to ujęcie z Bertą – prawdziwy hit!
           

Miałam nadzieję, że uwiecznią się na zdjęciu również z Brutusem, bo bardzo by mu się to przydało. Może poczułby się dowartościowany i humor by mu się polepszył… Ale jeszcze nie tym razem…
                       
Brutus to szczególny przypadek. Prosto z domu, w którym mieszkał, znów trafił do schroniska. Owczarek niemiecki, prawie czystej rasy, śliczny! I paskudnie mu się w życiu nie powiodło.
Zapowiadało się różowo. Jako maleńki szczeniak Brutus mieszkał w schronisku, ale nie naszym. Pewna młoda bezogoniasta wzięła go stamtąd i podarowała swojej mamie. I malec dorastał w rodzinie. Żył sobie z tą mamą i tatą i z dochodzącymi dziećmi. Aż nagle zaczęły się kłopoty.
Ta bezogoniasta mama przestała sobie ponoć radzić z psem. Nie ona nim, ale on nią – ponoć – zaczął rządzić. No to psa do schroniska, bo dzieci się wypięły, a taty jakoś nie ma.
Jak wiadomo, schronisko nie przyjmuje psów, które mają domy. W tym wypadku również skierowano bezogoniastą do treserki. Niech popracuje z panią i psem. Zwierzaka należy układać, a nie od razu pozbywać się go. Wtedy okazało się, że – zdaniem treserki - pies jest rzeczywiście trudny, pani sobie z nim nie poradzi. Tym bardziej, że zapadła na zdrowiu i pójdzie do szpitala.
No to nasi zaproponowali, by zacząć szukać Brutusowi innego domu. A póki co – niech psiak trafi do hoteliku dla zwierząt. I tu znów problem – na szukanie domu już czasu nie ma. A na hotelik – pieniędzy!
Cóż, Brutus został z nami. Gmina, w której mieszkał, postanowiła płacić za jego pobyt w schronisku i pies siedzi.
Z początku miał kłopoty. Bał się, był wiecznie zdenerwowany i niepewny. Stroszył się i na widok bezogoniastych, i na widok innych psów. Ale z czasem zaczął się uspokajać. Okazało się, że jest spokojny, zupełnie nieagresywny, nawet najmłodsi i najmniej doświadczeni wolontariusze wyprowadzają go na spacery bez najmniejszych problemów. I z taki psem jego pani nie mogła sobie dać rady??? Hm…

Ale bywa inaczej. Ot, niedawno jedna bezogoniasta z naszego miasta wzięła do siebie, Fajna, jamniczkę szorstkowłosą z sześcioma szczeniakami!!!
                       
Niby tylko na pobyt tymczasowy, ale zawsze! Ilu bezogoniastych zabierze do swego domu siedem psów? Choćby tylko na parę dni? A wiadomo, że zwierzęta mieszkają w tymczasowych domach niekiedy po kilkanaście miesięcy!
I tak to już jest. Jedni oddają, drudzy zabierają.

Może ktoś wreszcie zabierze Arniego? Znamy się z sobą jak łyse konie, bo ten czarny mieszaniec z siwym pyskiem siedzi tu już od 2007 roku. W samym środku lata przywieziono go z niedalekiego miasteczka.
           
Jest dość duży i ma dobre sześć albo siedem lat. Pogodny, inteligentny, kontaktowy pies. Lubię patrzeć, jak gania po wybiegu.  Krótki sprint – i przerwa. Oj, długodystansowcem to on nie jest. Jak go zawołać, zaraz przychodzi. Dobry pies dla jakiegoś starszego, poważnego bezogoniastego.
Że niezbyt ładny? No cóż, przecież i tak najważniejsze jest serce.

A skoro już o bieganiu mowa. Mamy tu takiego jednego psiaka, który ma na imię Proton. Czarno-brązowo-biały nieduży smarkacz. Piszę – smarkacz, bo choć ma już dwa lata i pora byłaby spoważnieć, on zachowuje się jak szczeniak: ciekawski, rozbrykany, rozszczekany, aż rwie się do bezogoniastych, żeby go pieścili i głaskali. Jak już ma iść na spacer, to wprost wariuje! Gotów smycz zerwać, tak ciągnie. Bo chciałby biec od razu w czterech kierunkach…
           
No i narozrabiał. Wzięła go z kojca jedna młoda (stażem) wolontariuszka i poszli. Niedaleko. Proton szarpnął, wierzgnął, pociągnął i wolontariuszka ryms! Jakoś tak nieszczęśliwie padła na kolano, że ledwo się mogła ruszać. Siedziała potem cichutko w domku wolontariuszy, a kolano puchło! Ktoś ze starszych bezogoniastych zauważył wreszcie, że coś się stało i pognali do zjaw, takich dla bezogoniastych. Zrobili jej prześwietlenie i okazało się, że to tylko, na szczęście, stłuczenie.
Ale przez parę dni z chodzenia nici! No więc i z wizyt u nas też!
Oberwało się od nas Protonowi! Przez niego kilka psów mniej będzie w tym tygodniu hasało na spacerach! Smarkacz stulił uszy i ani pisnął!... Za karę nie daliśmy mu obejrzeć następnej bajki-komiksu. Namalowała go suczka o pseudonimie Adam Krysik. Śliczności bajka! Proton zawsze aż piszczał, żeby te bajki oglądać. No to tym razem obejdzie się smakiem!
Może wreszcie spoważnieje!


 aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz