Oczami Bezdomnego Psa

środa, 23 października 2013

TOFFIN



            Właśnie zabierałam się z Tysonem do pisania tego posta, kiedy w schronisku coś się wydarzyło. Noc, ciemno, prawie wszystkie psy śpią pochowane po budach, a tu nagle… Gdybym miała jeszcze sierść, to by mi się zjeżyła na karku. Bo chociaż stara, udomowiona w zasadzie przez wieloletnie życie wśród bezogoniastych w schronisku, to przecież stare atawizmy we mnie drzemią i czekają tylko na stosowną chwilę… A to, co usłyszałam, obudziło we mnie instynkt łowcy. We mnie, w psim duchu! To co dopiero szczekać o Tysonie! Natychmiast się zjeżył, zaskowyczał i wyprężył ogon.
            Tkwiliśmy dłuższą chwilę nieruchomo, chociaż dźwięk już się nie powtórzył. Potem Tyson warknął:
- Na co czekasz? Leć, zobacz!
Poleciałam. Nawet nie musiałam szukać długo, bo od razu wiedziałam, skąd dochodził ten dźwięk. I rzeczywiście. Stara głupia suka leżała pośrodku kojca i żarła coś łapczywie. A z tego, co żarła, zostały już właściwie tylko łapki, chyba wątroba i kawałki skóry z kolcami….
- I po coś to zrobiła, ciemna maso? – spytałam. – Nie mogłaś się powstrzymać?
Próbowała się stawiać:
- A bo wlazło mi paskudztwo do kojca i od razu do miski. Ale ja nie spałam…
- Zbiedniałabyś, jakby ci zwierzę trochę chrupek zżarło. Sama przecież nie dojadłaś, miałaś dość. A rano byś dostała kolejną porcję!
- Co moje, to tego bronię!
- I żresz wtedy wszystko, co podleci? Mało miałaś kłopotów z żołądkiem? A chcesz, żeby cię adoptowali? Taką agresywną?
- Są tacy bezogoniaści, co to lubią!
- Pewnie! Jeden taki cię już kiedyś wziął. I co? I znów tu trafiłaś!
- No bo on…
- Co on?
- … Nic.
Siedziałyśmy długo nad resztką tego czegoś. I tak sobie rozmyślałyśmy niewesoło. W końcu ona się odezwała:
- Napiszesz o tym?
- Napiszę.
- To nie pokazuj mojej fotki, co?
- Pewnie, że nie pokażę... Wracam do Tysona.

Toffin, póki był w schronisku, sprawiał problemy. Nie to, że agresywny, zły, niemiły, nie. Ale całkowicie wycofany. Na tym blogu już była o nim nieraz mowa.
           
Siedział w kojcu z siostrą, z Melisą i gdyby nie ona, to może wcale nie wyłaziłby z budy. Przy niej czuł się pewniej. A ona była jak najbardziej spoufalona z bezogoniastymi.


       

Tylko że ona znalazła sobie dom, a Toffin został. To jeden, to drugi bezogoniasty czy bezogoniasta brali go na kieł i próbowali socjalizować. Bez większych skutków. Niektórym nie wystarczało cierpliwości. Inni – gdy już osiągnęli pewne wyniki – rezygnowali z działań w wolontariacie. Pod tym względem psiak nie miał szczęścia. No i żył sobie tak w schronisku rok i drugi. Prawie cały czas w kojcu, bo na spacery trzeba go było wyciągać dosłownie na siłę.
Ale wreszcie trafiła się bezogoniasta, której po pewnym  czasie zaufał. Jak to gadają bezogoniaści, ma dziewczyna rękę do psów. I nie trwało długo, a wzięła go na dom tymczasowy. Miała tam już jedną schroniskową suczkę, Astę. Wziętą od nas już dawno, więc słabo ją pamiętamy – taka sobie dość duża w typie labradora.. a może owczarka… a może… No w każdym razie to łagodna i pogodna suczka. I Toffin zaczął z nią razem mieszkać. Może jakoś przypominała mu Melisę, może nie, ale w każdym razie dogadali się. I on się teraz od niej uczy, jak żyć z bezogoniastymi i nie pozwolić, by weszli psu na łeb.
Oto osiągi Toffina:
Gazety służą do rozszarpywania. Ciuchy też – przynajmniej jak są w zasięgu kłów. Tu bezogoniaści szybko się zorientowali  i zabrali psu ten powód do radości.
Kable smakują może nie najbardziej, ale szczęki na nich ćwiczyć można. (A jak bezogoniastym nie odpowiada, to niech zrobią w domu remont i pochowają te kable w ścianach, o!).
Firanki – czemu to właściwie służy? Jak nagle wiatr zawieje i toto zaczyna faflować, każdy pies się przestraszy! Więc na wszelki wypadek trzeba się trzymać z daleka.
Dom to nie kojec – w nim się nie załatwia! To Toffin chwycił od razu.
Schody – jeszcze jeden wynalazek bez sensu. Początkowo Toffin siadał i ani w te, ani we wte. Ale zobaczył, że Asta łazi po tych garbach i zaczął sam próbować. Idzie coraz lepiej. Asta patrzy na niego ze szczytu schodów i cierpliwie czeka, aż Toffin do niej dołączy.
Winda – coś podejrzanego. Ale skoro Asta się nie boi…
Siadanie bezogoniastym na kolanach. Komu to potrzebne? Takie spoufalanie się? No, ale skoro bezogoniastym zależy… I Toffin robi łaskę.
Spacery, czyli sam miodzio! Są właśni bezogoniaści, jest Asta, więc inne dwunogi i czworonogi się nie liczą. Ogon w górę i do przodu! (Ale ja głupi byłem, że nie chciałem korzystać w schronisku!)
No właśnie, schronisko. Niedawno Toffin wraz z Astą odwiedzili nas tutaj. Szybko przeleźli między wiatami i pognali na wybieg. Asta mniej chętnie – jakby straciła tu pewność siebie, wolała trzymać się swojej bezogoniastej. Ale Toffin korzystał z rozkoszy otwartej przestrzeni bez skrępowania i strachu. Pomyśleć, że kiedyś na wybiegu stawał jak słup i zamierał! No, ale teraz on już jest domowy. I z tego, co wiemy, pobyt tymczasowy zamieni na pobyt stały.
Zasłużył!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz