Właśnie zabierałam się
z Tysonem do pisania tego posta, kiedy w schronisku coś się wydarzyło. Noc,
ciemno, prawie wszystkie psy śpią pochowane po budach, a tu nagle… Gdybym miała
jeszcze sierść, to by mi się zjeżyła na karku. Bo chociaż stara, udomowiona w
zasadzie przez wieloletnie życie wśród bezogoniastych w schronisku, to przecież
stare atawizmy we mnie drzemią i czekają tylko na stosowną chwilę… A to, co
usłyszałam, obudziło we mnie instynkt łowcy. We mnie, w psim duchu! To co
dopiero szczekać o Tysonie! Natychmiast się zjeżył, zaskowyczał i wyprężył
ogon.
Tkwiliśmy dłuższą
chwilę nieruchomo, chociaż dźwięk już się nie powtórzył. Potem Tyson warknął:
- Na co czekasz? Leć, zobacz!
Poleciałam. Nawet nie musiałam szukać długo,
bo od razu wiedziałam, skąd dochodził ten dźwięk. I rzeczywiście. Stara głupia
suka leżała pośrodku kojca i żarła coś łapczywie. A z tego, co żarła, zostały
już właściwie tylko łapki, chyba wątroba i kawałki skóry z kolcami….
- I po coś to zrobiła, ciemna maso? –
spytałam. – Nie mogłaś się powstrzymać?
Próbowała się stawiać:
- A bo wlazło mi paskudztwo do kojca i od
razu do miski. Ale ja nie spałam…
- Zbiedniałabyś, jakby ci zwierzę trochę
chrupek zżarło. Sama przecież nie dojadłaś, miałaś dość. A rano byś dostała
kolejną porcję!
- Co moje, to tego bronię!
- I żresz wtedy wszystko, co podleci? Mało
miałaś kłopotów z żołądkiem? A chcesz, żeby cię adoptowali? Taką agresywną?
- Są tacy bezogoniaści, co to lubią!
- Pewnie! Jeden taki cię już kiedyś wziął. I
co? I znów tu trafiłaś!
- No bo on…
- Co on?
- … Nic.
Siedziałyśmy długo nad resztką tego czegoś.
I tak sobie rozmyślałyśmy niewesoło. W końcu ona się odezwała:
- Napiszesz o tym?
- Napiszę.
- To nie pokazuj mojej fotki, co?
- Pewnie, że nie pokażę... Wracam do Tysona.
Toffin, póki
był w schronisku, sprawiał problemy. Nie to, że agresywny, zły, niemiły, nie.
Ale całkowicie wycofany. Na tym blogu już była o nim nieraz mowa.
Siedział w
kojcu z siostrą, z Melisą i gdyby nie ona, to może wcale nie wyłaziłby z budy.
Przy niej czuł się pewniej. A ona była jak najbardziej spoufalona z
bezogoniastymi.
Tylko że ona
znalazła sobie dom, a Toffin został. To jeden, to drugi bezogoniasty czy
bezogoniasta brali go na kieł i próbowali socjalizować. Bez większych skutków.
Niektórym nie wystarczało cierpliwości. Inni – gdy już osiągnęli pewne wyniki –
rezygnowali z działań w wolontariacie. Pod tym względem psiak nie miał
szczęścia. No i żył sobie tak w schronisku rok i drugi. Prawie cały czas w
kojcu, bo na spacery trzeba go było wyciągać dosłownie na siłę.
Ale wreszcie
trafiła się bezogoniasta, której po pewnym
czasie zaufał. Jak to gadają bezogoniaści, ma dziewczyna rękę do psów. I
nie trwało długo, a wzięła go na dom tymczasowy. Miała tam już jedną schroniskową
suczkę, Astę. Wziętą od nas już dawno, więc słabo ją pamiętamy – taka sobie
dość duża w typie labradora.. a może owczarka… a może… No w każdym razie to
łagodna i pogodna suczka. I Toffin zaczął z nią razem mieszkać. Może jakoś
przypominała mu Melisę, może nie, ale w każdym razie dogadali się. I on się
teraz od niej uczy, jak żyć z bezogoniastymi i nie pozwolić, by weszli psu na
łeb.
Oto osiągi
Toffina:
Gazety służą
do rozszarpywania. Ciuchy też – przynajmniej jak są w zasięgu kłów. Tu
bezogoniaści szybko się zorientowali i
zabrali psu ten powód do radości.
Kable smakują
może nie najbardziej, ale szczęki na nich ćwiczyć można. (A jak bezogoniastym
nie odpowiada, to niech zrobią w domu remont i pochowają te kable w ścianach,
o!).
Firanki –
czemu to właściwie służy? Jak nagle wiatr zawieje i toto zaczyna faflować,
każdy pies się przestraszy! Więc na wszelki wypadek trzeba się trzymać z
daleka.
Dom to nie
kojec – w nim się nie załatwia! To Toffin chwycił od razu.
Schody –
jeszcze jeden wynalazek bez sensu. Początkowo Toffin siadał i ani w te, ani we
wte. Ale zobaczył, że Asta łazi po tych garbach i zaczął sam próbować. Idzie
coraz lepiej. Asta patrzy na niego ze szczytu schodów i cierpliwie czeka, aż
Toffin do niej dołączy.
Winda – coś
podejrzanego. Ale skoro Asta się nie boi…
Siadanie
bezogoniastym na kolanach. Komu to potrzebne? Takie spoufalanie się? No, ale
skoro bezogoniastym zależy… I Toffin robi łaskę.
Spacery, czyli
sam miodzio! Są właśni bezogoniaści, jest Asta, więc inne dwunogi i czworonogi
się nie liczą. Ogon w górę i do przodu! (Ale ja głupi byłem, że nie chciałem
korzystać w schronisku!)
No właśnie,
schronisko. Niedawno Toffin wraz z Astą odwiedzili nas tutaj. Szybko przeleźli
między wiatami i pognali na wybieg. Asta mniej chętnie – jakby straciła tu
pewność siebie, wolała trzymać się swojej bezogoniastej. Ale Toffin korzystał z
rozkoszy otwartej przestrzeni bez skrępowania i strachu. Pomyśleć, że kiedyś na
wybiegu stawał jak słup i zamierał! No, ale teraz on już jest domowy. I z tego,
co wiemy, pobyt tymczasowy zamieni na pobyt stały.
Zasłużył!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz