Szalone to były dni!... Pewnie wiecie, że
jest w naszym mieście takie centrum handlowe „Focus”. To centrum miało niedawno
urodziny i przyszło tam wtedy wielu bezogoniastych. Żeby świętować. Mnie akurat
nie było. Byłam na naszej imprezie w parku. A potem „Focus” zrobił imprezę dla
naszego schroniska. Tam to akurat byłam! I słyszałam, że na tej naszej imprezie
było więcej bezogoniastych niż na tamtych urodzinach! No to się zdziwiłam! Bo wiem,
że bezogoniaści na urodzinach podają zawsze torty do jedzenia. I do picia to,
od czego dostają potem krowich oczu! I ciągną do tego wszystkiego, jak psiaki
do wątróbki. A na naszej imprezie mogli skosztować chyba tylko chrupek! I wody
się napić! A mimo to przyszli. Tłumnie! To chyba znaczy, że lubią zwierzęta!
Okazało się, że rzeczywiście lubią. W czasie
tej imprezy podarowali naszemu schronisku ponad tonę karmy dla zwierzaków! A
poza tym jeszcze kołdry, koce, poduszki, zabawki i inne różności. Bezogoniaści
kupowali to w tym „Focusie” i składali w specjalne pojemniki. Nigdy jeszcze,
jak pamiętam, za jednym razem nie obdarowano schroniska tak bardzo! W zamian
odwiedzający galerię mogli obejrzeć sobie pokazy tresury psów, mogli popatrzeć,
jak się psy strzyże i w ogóle pielęgnuje, mogli spotkać się z naszymi
schroniskowymi lokatorami, posłuchać opowieści o nich i pooglądać fotografie
mieszkańców schroniska.
Ale to jeszcze nie wszystko! Zdarzyła się
rzecz jeszcze ważniejsza! W czasie tej imprezy nasi opowiadali odwiedzającym o
schronisku i o psach, szczególnie o naszych najstarszych, o SMS-ach, czyli
Szukających Miłości Staruszkach. I co? Zaraz po imprezie, w parę dni, trzy
SMS-y znalazły sobie domy! Po latach spędzonych w schronisku wreszcie trafiły
pod własne dachy! A o następnych staruszków bezogoniaści dopytują się
telefonicznie!
To chyba jakaś fokusowa magia zadziałała, bo
nigdy jeszcze nie było takiego zainteresowania najstarszymi psami! Wyglądało to
tak… Tyson, nie rozglądaj się, pisz!
Najpierw na
niedaleką wieś poszła Klusia. Była w „Focusie”, reprezentowała nasze
schronisko. Przygarnęli ją potem niestarzy bezogoniaści mieszkający z dzieckiem
i dziadkiem w dużym domu pod lasem. Suczka będzie miała swoje posłanie w
piwniczce pod kaloryferem, a całe dnie będzie sobie latała po obszernym
podwórzu i chodziła na spacery po polach i łąkach, bo tych w okolicy nie
brakuje. Jej nowym bezogoniastym przysługiwała wyprawka: posłanie, miski,
obroża, smycz, zapas karmy dla staruszki – ale nie wzięli nic. Sami wszystko
wcześniej kupili i powiedzieli, że te gratisy przydadzą się jeszcze innym psom!
Należała się
Klusi taka odmiana! Siedem lat spędziła w schronisku. A trafiła tu z ulicy.
Błąkała się głodna i wycieńczona, z ropiejącą raną po łańcuchu na szyi. Tutaj
szybko doszła do siebie. A rozmiarami samą siebie nawet przeszła. Mimo
paskudnych przeżyć nie zniechęciła się do bezogoniastych, przeciwnie, cały czas
garnęła się do nich. Trudno było o milszego psa. I bardziej chętnego. Tulić się
chciała, spacerować chciała, uczyć się chciała, bawić się chciała… Tylko
schudnąć nie chciała jakoś. A trochę by się przydało. Może teraz, w nowym domu,
gdy będzie miała więcej ruchu, wysmukleje.
Zaraz potem na
swoje poszedł Cyprys. Ni to terier, ni to labrador… Od czterech lat siedział w
schronisku, czyli spędził w nim dokładnie połowę życia. Nie poszczęściło mu
się, choć miał wcześniej swoich własnych bezogoniastych i własny dom. Niestety,
zagustował w drobiu i nijak nie szło go przekonać, że to gdaczące na podwórzu
nie jest do zżerania, tylko do znoszenia jaj. I przez to trafił do nas.
Ale poza tym
jest to spokojny, ułożony pies – do rany przyłóż. Z całą resztą świata chce żyć
w zgodzie. Może nawet jest za bardzo spolegliwy. I ten spokój i uległość o mało
nie stały się przyczyną, by dalej był psem bezdomnym, schroniskowym.
Bezogoniaści, którzy postanowili go adoptować, mają już bowiem jednego psa,
dominanta, który też jakiś czas temu został wzięty ze schroniska. Były obawy, że
ten starszy pies nie zaakceptuje Cyprysa. Trzeba było paru prób. Bezogoniaści
przyjeżdżali parę razy do schroniska ze swoim psem, przywieźli też z sobą
psiego behawiorystę. Chodzili na spacery z obu psami, które poznawały się ze
sobą. I jakoś obeszło się bez awantur. Pełna harmonia. No więc po paru dniach
Cyprys szczeknął nam raźno na pożegnanie i pojechał do nowego domu.
No i wreszcie
Fazi, kolejny SMS, od trzech lat w schronisku. Ma teraz pewnie z siedem, osiem
lat, a w rodowodzie przedstawicieli owczarków niemieckich i husky. Ciekawa
mieszanka. No i oka nie ma. Ale radzi sobie świetnie. Należał do tych psów,
które najczęściej reprezentowały schronisko na zewnątrz, przywykł więc do
chodzenia pośród tłumów bezogoniastych. I wstydu nam nie przynosił. Jest dobrze
ułożony. Na spacerach nieraz spuszczano go ze smyczy, a on wracał na każde
zawołanie. Pieszczoch kochający dzieci, aportowanie, gonitwy i świetnie
dogadujący się z innymi psami.
Do schroniska
zadzwoniła bezogoniasta pytając o najbardziej potrzebującego psa. Potem
przyszła do nas sama i obejrzała zwierzaki. Fazi spodobał się jej i nic
dziwnego, to jeden z najładniejszych psów w schronisku. Ale były obawy, czy
zaaprobuje suczkę, która już wcześniej zamieszkała w domu bezogoniastej i jak
spodoba mu się inna lokatorka – fretka. Trzeba było to sprawdzić. Jedna z
naszych bezogoniastych pojechała więc z Fazim do domu, w którym pies
ewentualnie zamieszkałby. I problemów nie było. Z suczką Fazi obchodził się
nadzwyczaj szarmancko, a na to małe, szczurowate, prawie nie zwrócił uwagi, ot,
tyle tylko, by nie nadepnąć przypadkiem… No więc został. I w tym przypadku
należne Faziemu gratisy pozostały w schronisku.
Być może na
swoje śmieci trafi także George. Przyszła do niego jedna bezogoniasta, która
usłyszała o nim w „Focusie” i widziała tam jego zdjęcie. Pospacerowali razem,
poznali się, ale George to pies specyficzny, jedno spotkanie nie wystarczy.
Będą więc następne. Póki co jednak wszystko wygląda obiecująco!
Czyli jedna impreza w handlowym centrum – i
tyle dobra! Naszym psim zdaniem ten „Focus” mógłby obchodzić urodziny co
miesiąc a zaraz potem robić imprezy dla schroniska…
Ech, rozmarzyłam się…
Zobaczymy, jak to dalej będzie. A na razie
„Focusowi” dziękujemy baaardzo! Hau!
Kluska w Focusie nie mogła sobie zrobić lepszej reklamy! Przecież wlazła na scenę i zaczęła się tarzać na plecach, machając łapami na wszystkie strony. Podchodziła do wolontariuszy i się tuliła, mokrym nosem trącała w brody. I dzięki temu też Ktoś mógł tym Bezogoniastym reklamować Kluskę tak bardzo aż się zdecydowali ją wziąć :D
OdpowiedzUsuńJeszcze Sara poszła! Też duża i czarna i starsza! Oj szczęści się, oby jak najdłużej, oby nam tych długo siedzących psiaków zabrakło...
Dobrze, że Pani zainteresowana Georgem wie, że jego się da do siebie przekonać :) Wie, że musi do niego poprzychodzić trochę, na pewno George z czasem jej zaufa. Trzeba trzymać kciuki... Majka, weź mu tam szczeknij, że nie może się opierać za długo ;)
No proszę! Tego, że Klusia tarzała się po scenie nawet nie zauważyłam. Pewnie poleciałam wtedy oglądać stoisko z karmą dla psów. Tak czy inaczej suczka umiała się sprzedać lepiej niż niejedna gwiazda estrady! I doskonale. W ogóle naxszym psom przydałoby się trochę szkoleń z autoprezentacji...
UsuńO tym, że Sara poszła, wiedziałam oczywiście, ale nie pisałam, bo już mi się w poście nie zmieściło. Chciałam kiedy indziej. Ale skoro już Ty to oznajmiłaś, to sobie daruję.
A George... Od dawna mu już powtarzamy, żeby chował te swoje krzywe zębiska i zrobił się wylewniejszy. I on o tym wie, ale jakoś mu nie idzie. No właśnie, szkoleń mu brakuje! Ze swoimi, schroniskowymi bezogoniastymi - do rany przyłóż, a jak ktoś obcy się pokaże, to już gorzej... Ale może tym razem mu się uda. Bezogoniasta jest cierpliwa i przychodzi. dzisiaj była z Georgem na spacerze. Jak szedł, to machał ogonem. Tylko nie bardzo wiemy, czy to był objaw przyjaźni, czy też z nerwów mu ten chwost tak latał...