środa, 2 lipca 2014
Z okazji Dnia Psa życzę spełnienia psich marzeń
Siedzą zwierzaki w Schronisku i marzą... Żeby wychodzić na spacery częściej, żeby były głaski na żądanie, żeby częściej może gotowanego kurczaczka dostać...
Tymczasem przybywają czasem psy, które po kilku dniach mówią:
- ale u was faaajnieee! Spacery są, głaszczą mnie tak często, jedzenie codziennie i świeża woda! Na głowę nie kapie, w budzie ciepło...
Niektóre do listy mogą dodać - wreszcie nic nie swędzi, nie skrobie, nie potrzebuję wydrapać się do kości... Tak może powiedzieć Mila.
Kiedyś śliczna kulka, pewnie w typie husky, rudawo-biała. Pocieszna. Nie wiadomo co było pierwsze - czy przestała być urocza, czy potrzebowała więcej uwagi, czy się drapała, więc myśleli, że pchły, a w domu więcej zwierząt nie trzeba? Wylądowała na łańcuchu. Z czasem straciła sporo pięknej sierści, w tych miejscach skóra paliła, swędziała koszmarnie...
Właściciel widocznie karmił Milę po nocy, że tego nie widział... W dzień może go słońce oślepiało? Na szczęście obcy ludzie mieli lepsze oczy i wezwali naszych. "Opiekunowie" dostali krótki termin, mieli zabrać psa do psiego szpitala, mieli zacząć go leczyć. Nasi by pomogli, ale wymagali odrobiny dobrej woli... Niestety życie Mili nie zaczęło się u odpowiednich ludzi i właściciele ani pół złotówki nie chcieli wydać na psa.
U nas suczka powoli dochodzi do siebie, pięknieje w oczach, ma ciepłe miejsce do spania, spaceruje regularnie do lasu i przede wszystkim - skóra wraca do normy i sierść odrasta...
Niech tylko pozbędzie się wszystkich żyjątek ze skóry... Będą kolejki chętnych chcących ją wziąć do domu!
Inny pies może dodać "jednak jestem ważny, jednak zwracają na mnie uwagę i mnie lubią, może nawet jestem potrzebny?". Takim czworonogiem jest między innymi Czarek.
Może miał swoją rodzinę, która o niego dbała. Może był kochany. Niestety z jakiegoś powodu został sam, stracił "swoich" ludzi. Nikt nie chciał go przygarnąć, Czarek sypiał przy opuszczonym domu, na brudnym kawałku CZEGOŚ, bo już nie można było rozeznać co to było.Jakby tego było mało, miał chyba nie po drodze z jakimiś psami, bo jego szczęka była dziurawa jak sito do odcedzania kurczaka... W dodatku coś już zaczynało się z tym robić niedobrego, bo w takich warunkach to nic się goić nie będzie...
Smutny, z krzywymi łapkami i paprającymi się dziurami w brodzie. U nas odżył! Broda wróciła do zdrowia, Czarek też już jest weselszy! Mieszka na balkonie (to takie miejsce z niskimi barierkami), więc jest chyba najczęściej głaskany ze wszystkich psów. Kiedy ktoś przechodzi, on zaraz uszy nadstawia, ogonem merda, wspina się na barierki, domaga się, a co! Nacierpiał się, więc mu się należy!
Może i łapki ma dalej krzywe, ale to tylko dodaje uroku (jakby w tej zadowolonej paszczy z nietoperzowymi uszami było jej za mało)! Na spacery chodzi z radością wielką, z dorosłymi i w towarzystwie dzieci. Drepta wtedy dumnie, zamiatając ogonem na wszystkie strony i drąc się na wszystkie strony "PAAATRZCIE! Idę na spacer! Nie jestem taki koszmarny i do niczego!!"
Czasami psy marzą o własnym domu i czekają na właściciela... Któregoś pięknego dnia przychodzi ktoś, wyszukuje dla siebie czworonoga i po podpisaniu umowy oboje jadą "do siebie". Psiak z nadzieją, żegnany życzeniami dobrego domu i szczęśliwego życia... I tylko właściciel wie jaka będzie prawda... Bo przecież zabranie psa ze schroniska to jest najlepsze co się może psu przytrafić i każde warunki poza schroniskiem są super, prawda? Bo najważniejsze, że nie można powiedzieć, że ten pies żyje w schronisku. Nie jest schroniskowy, ma dom. A to, że ten dom nie można nazwać ani domem, ani budą, ani schronieniem, ani nawet po cichu nie można powiedzieć, że warunki są niezłe, bo by się minęło z prawdą tak, że nawet zapachu prawdy by nie było...
Bija. Zabrana do "domu", kiedy jeszcze była szczeniakiem. Jak długo cieszyła się dobrą opieką i uwagą? Podrosła i miała za dużo energii, czy zawsze miała skończyć tak?:
Jej "domem" była komórka. Myślicie, że w komórce miała fotel, dywanik, poduszeczkę? Może chociaż kawałek wykładziny...? Niestety nie było kawałka miejsca na którym można by było się położyć. Jakkolwiek, nie pisząc o wygodzie... W umowie zapis o zakazie trzymania psa na uwięzi chyba się poplamił, bo Bija była przywiązana do ściany na stałe. Nikt też nie widział "gorącego uczynku", ale po powrocie do nas, psina bardzo bała się ludzi, szczególnie panów... Przez jakiś czas była cicha i wystraszona. Na szczęście szybko przekonała się, że u nas nikt jej nie skrzywdzi.
Takiej uwielbiającej zabawy, bieganie i wygłupy suczce, potrzebny jest ktoś, z kim będzie szaleć codziennie, a nie sznurek na stałe przyczepiony do ściany... Trzeba wierzyć, że się doczeka.
Z okazji pierwszolipcowego Dnia Psa życzę, żeby każdy zwierzak trafi dobrze, żeby głasków mu nie zabrakło, żeby spacery były długie, żeby nie było nudno... I żeby ludzi takich jak opiekunowie Mili czy Biji było coraz mniej, albo chociaż żeby ruszyło ich sumienie... I żeby było coraz mniej psów, które będą się zastanawiać czy w ogóle komukolwiek na nich zależy...
- Hedar! Rusz zad! Idziemy się gapić, czy gwiazdka z nieba spada, gdzieś trzeba życzenie wypowiedzieć, bo jeszcze się nie spełni...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz