...po prostu MUSZĄ...
Buszek do schroniska przyjechał, jak już wszystkie liście z drzew spadły. Na początku jakoś się trzymał!
...ale potem tak posmutniał...
Coraz samotniej, coraz smutniej... Mimo spacerów, mimo głasków, wolontariusze zauważali, że na przechadzkach to pewnie, że łapkami przebierał, ale poza nimi to żal było patrzeć... Buszek marzył o kimś, kto go zabierze tam, gdzie jest spokojniej... I to nie na taki krótki spacer, ale żeby już nie trzeba było wracać...
Aż pewnego dnia... do schroniska przyszła pewna dwunożna. Powiedziała, że niedawno pożegnała takiego długiego, krótkołapego psiaczka i chciałaby dać dom innemu zwierzakowi. Młodego to nieeee, bo przecież mają większe szanse. Takiego starszego, co nikt się za nim nie ogląda, chętnie przygarnie!
Kogo wybrała?? Buszka!! Czy mógł trafić na fajniejszy dom...?
Buszek teraz jest Toffikiem....
Buszkowo-Toffikowa pańcia napisała też nam kilka słów:
Dzień dobry, przesyłam kilka zdjęć Buszka. Buszek aktualnie nazywa się Toffik. Jest bardzo grzeczny, szybko zaaklimatyzował się w nowym domu. Na początku miałam mały problem z lękiem separacyjnym ale małymi krokami udało się go przezwyciężyć. Toffik najchętniej cały dzień siedziałby na dworze, pewnie kiedyś pilnował podwórka. Nie pogardzi jednak ciepłym łóżkiem i miękką kołderką do której przyzwyczaił się już pierwszego dnia. Toffik nie przepada za jeziorami ani "większą woda" z trudem można go namówić żeby zamoczył łapki, kąpiele w wannie znosi jednak dzielnie i cierpliwie. Do ludzi jest przyjazny, ma jednak problem z zaakceptowaniem mniejszych psów, które znajdą się w zasięgu jego wzroku.
Jak to jest spełniać czyjeś marzenia...?
Przeczytane?? Już??? Bo skoro było niedawno, to nie chcę się powtarzać, a to ważne dla przypomnienia.
Dla porządku wstawię samo zdjęcie:
A teraz historia... Przechadzam się między biurem a kuchnią dni temu kilka... I wchodzi trzech... troje dwunożnych. I powiadają, że chcieliby adoptować psa i podoba im się teen albo teeeen... I nie wiedzą, którego wybrać...
Ciężka sprawa, bo jeden ma nieugeru...niegeneru...n i e u r e g u l o w a n ą sytuację prawną, a drugi przeskakuje dwumetrowe płoty, chociaż sięga do kolana!
I ta dwunożna stwierdziła, że to kiepsko, bo jak weźmie psa, to nie po to, żeby potem oddawać, jak ktoś zarządzi, a po drugie ma domek z ogródkiem i wiadomo, że pies będzie sobie hasał!
Bo ona by chciała takiego piesia na kolanka, na kanapę, co to będzie z nią w ogródku siedział i do lasu na spacery chodził, któremu ona da najszczęśliwsze lata i którego będzie kochać na zabój! Miała teraz psa od szczeniaka, ale odszedł... a nie chce kolejnego od szczeniaka brać, bo przecież to potem kilkanaście lat przed nim, a ona się młodsza nie robi, to chce takiego starszego!
Nasz Kiero posłuchał... w głowę się podrapał... Po piesek malutki ma być i taki idealny... I mówi do tej dwunożnej: Pani pójdzie ze mną!
I zaprowadził przez korytarz do kuchni, z kuchni do szatni, gdzie drzemał Murzyn.... Dwunożna jak nie krzyknie! Że idealny! Że już go kocha! Że go chce i ten ma być! Że cudowny i ona z nim wychodzi!!
Poszli jeszcze na krótką przechadzkę, tak na wszelki wypadek.... A kiedy wrócili do biura, to usłyszeliśmy tylko: BIERZEMY!!!
Nikt się nie kłócił! Wywiad wypełniony, umowa podpisana, papierki do puszki wrzucone.... Nasi uprzedzili, że psiaka trzeba będzie może uczyć czystości... "Ależ to żaden problem! Przecież to normalne! Szczeniaka się uczy, to i tego się nauczy!"... Nasi też powiedzieli nieśmiało, że Murzyn kocha piłeczki... "Dostanie! Dostanie niejedną!".... A co z wakacjami? "Jak to co?! No przecież z nami! Psa nie zostawię!"...
Ech... tak mi się słuchało miło i też się rozmarzyłem na chwilkę... Wróćmy jednak do historii!
Wszystko wypełnione i podpisane, można wychodzić! ...ale co będzie ze smyczą? Nasi mogą pożyczyć i potem najwyżej ktoś odwiezie może...? Dwunożna jednak stwierdziła, że to tylko problem i inaczej to załatwią... Po czym zawołała MURZYYNEEEK, IDZIEEMYY! Znalazła psa, porwała na ręce, wycałowała kudłaty łepek... I Murzyn majtając girkami w górze został poniesiony do samochodu i odjechał żyć lepszym życiem...
Z zardzewiałego garnka...
...na kanapę... Będę czekał na wieści! Jak tylko przyjdą, to zaraz pokażę!
I tyle, jeśli chodzi o spełnione marzenia...
...a jeśli chodzi o te, które MUSZĄ się spełnić...?
O Merry pewnie było kiedyś już coś...
Tutaj może wyglądać na jakiegoś labieradora! Tymczasem Merry bliżej do jamnika... Taka jest nieduża. I schodząca z drogi, kulturalna, nieznacząca terenu, taka psiolaska z niej wytworna.
Od wczoraj mieszka w biurze. Jak Murzynek wyfrunął, to ona przyfrunęła. Nasi mieli powody, żeby ją do nas dołączyć...Wszystko przez to, co powiedziała Tabletkowa... A powiedziała tak... "Zakładamy zbiórkę na eNTeeS, Merry ma przerzuty"....
Tylko nie myślcie, jak ja, że Merry się skakać zachciało! Tak pomyślałem i się ucieszyłem, że taka radosna, a to nie o to chodziło, wiecie...?
Merry miała jakiś czas temu guziki na podwoziu. Wycięli! Tylko potem coś ich tknęło i zrobili dodatkowe badanie jakieś. Obejrzeli psiolaskę od środka bardziej... I wyszło, że te guziki to nie tylko na podwoziu...... Merry jest chora... Jak Hepi, jak Larsi....... I nasi nie wiedzą, ile jeszcze... no ile jeszcze będzie dreptać po świecie... Psioweci też nie wiedzą...
I to jest to marzenie, które MUSI się spełnić. Merry MUSI znaleźć dom... Na ile? Nie wiemy. Na kilka miesięcy? Lat? Tygodni...? Nikt tego nie wie... Dlatego tak ważne jest, żeby zdążyć... Żeby nie powiedzieć potem, że za późno...
Wcale a wcale po niej nie widać, że coś jej dolega. Na spacerki chodzi...
...ciałka ma sporo tu i ówdzie, grzeczna jest, nie konfliktuje się wcale z nikim... Do mich nam nie zagląda, a kiedy my jej zaglądamy, to się nie denerwuje wcale! Złoto, nie psiolaska! Jeszcze się nie zadomowiła w biurze, jeszcze nie wie, co gdzie jest, ale nauczy się....
...niech znajdzie Merry dom... Taki na zawsze... w którym poczuje się spokojnie i bezpiecznie... w który się wtopi i w którym stanie się dla kogoś całym światem...
...zdążysz ją adoptować...?
---------
Takie mi długie wyszło... ale my, schroniskowce, o marzeniach możemy długo rozprawiać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz