Wolno psu zza Mostu mieć zły humor i psioczyć? Wolno! Zwłaszcza, jak jest starą suką! Tyson się przyłącza, ale z innych powodów: bo ostatnio za mało ma spacerów, bo coraz częściej pada, bo buda ma tylko jedno wejście, zamiast trzech, o! Tyle powodów wystarczy aż za! No to psioczymy.
Interwencja.
Wieś tuż za miastem, a może raczej już podmiejska dzielnica. Dom-bliźniak. Po
jednej stronie kojec z siatki rozmiarów dwa na dwa metry. W środku buda. Licha,
nieocieplona, bez śladu słomy w środku… Na budzie piesek. Taka pchełka. Jak
dobrze skoczy z budy, to łbem wyrżnie w siatkę. Jakiś garnek w środku, ale nie
wiadomo, co w nim, bo z daleka nie widać, a wejść na podwórze nie można –
zamknięte. Ale widać, że z kojca nie ma wyjścia. No, chyba, że psina wychodzi
otworem, którym podają mu ten garnek… Jeśli wychodzi… A jeśli biega, to dokoła.
Widać nawet, bo już niezły rowek wydeptał zwierzak dokoła budy.
Ale teraz
siedzi na dachu swojego domku i czeka na bezogoniastych. Pewnie są jeszcze w
pracy… Może, gdy wrócą, podejdą się
przywitać…
A po drugiej
stronie domu kolejna buda. Tym razem bez kojca. Ta też lata świetności ma dawno
za sobą. Taka budowla z gatunku przewiewnych. Oczywiście, wyściółki w środku
ani śladu. Miski też. Za to jest łańcuch. A na nim pies. Spory, włochaty… Jak
ma ochotę się poruszać, to proszę bardzo: cztery kroki w lewo, cztery w prawo,
tyleż do przodu… No, może jeszcze wejść do budy. Jeśli przeciśnie się przez
otwór wejściowy…
Lokatorów tej
części bliźniaka też nie ma.
No, ale na dom
popatrzeć można. Odpicowany, aż miło, obejścia też zadbane: trawniczki,
rabatki, krzewy ozdobne, metalowy płot niczego sobie. Żadna wiejska biedota…
No to dlaczego
warunki, w jakich żyją psy, są rodem z zabitej dechami dziury, z gospodarstwa,
gdzie rządzi chłop równie zaniedbany jak jego chałupa i obejście?
Bezogoniaści
to dziwne stwory… Mawiają: mój dom świadczy o mnie. A naszej strony wygląda to
inaczej. Mój pies świadczy o mnie! A niekiedy świadczy tak, że szkoda szczekać!...
Słoma z hunterów wyłazi!...
Parę miesięcy
temu trafił do schroniska Grafit, młode, potężne psisko, sznaucer olbrzymi.
Przyjechał brudny, skołtuniony i rozlazły jakiś taki… Zaraz wsadzono go do
wody, ostrzyżono z grubsza – zaczął bardziej przypominać psa. Okazał się
wesołym, kontaktowym zwierzakiem, grzecznym i serdecznym…
Odwiedzali nas
już wówczas pewni starsi bezogoniaści wolontariusze. Lubili duże psy, więc
szczególnie takimi się zajmowali i wyprowadzali na spacery. Grafit spodobał się
im ogromnie, więc go wzięli do domu. Na razie na tymczas. Odkarmili, wypieścili,
wygłaskali, wyczesali, a w efekcie – pies nie do poznania. Otóż to! Pokazał
rogi! Ta miła bezkonfliktowa i przymilna psinka zaczęła ich ustawiać: kły,
warczenie, szarpanie, nieposłuszeństwo… Poszli z nim do znajomego tresera, to i
za niego próbował się wziąć. Nie jest najlepiej…
Owszem, kocha
swoich bezogoniastych. Może aż za bardzo – nikomu nie pozwala się do nich
zbliżyć. Broni! I przed obcymi, i przed swoimi. Bezogoniaści boją się zaprosić
kogokolwiek do domu, bo zaraz rzuca się bronić… Jak kto się pojawi, psa trzeba
zamykać w innym pomieszczeniu. Ale jak tu swobodnie rozmawiać, gdy za drzwiami
czai się bestia drapiąca w drzwi i warcząca: niech no ja tylko wyjdę!...
Gościom prędzej czy później słowa zamierały na ustach i wizyta się kończyła…
Na spacerach
czasem nie wiadomo, kto kogo prowadzi. Przechodniów na wszelki wypadek trzeba
omijać szerokim łukiem…
Bezogoniaści
próbują psa socjalizować. Zapisali się do grupy terapeutycznej, w której
spotykają się tacy, którzy mają ze swoimi psami podobne kłopoty. Jak na razie
niewiele to daje…
Tymczasem na
święta ma do nich przyjechać córka – rzadki gość, dla Grafita więc – ktoś
zupełnie obcy. Żeby mogła potem cała wrócić do siebie, pies będzie musiał
spędzić święta w psim hoteliku… Na wszelki wypadek…
Jak przemówić
takiemu psu do rozumu?
Poza tym
trzymamy kciuki za Batona!
I cieszymy
się, że dzięki dwóm wolontariuszkom (jedna go promowała, druga – adoptowała)
biedaczek Pagaj już nie jest biedaczek, ale panisko z własnym domem!
(To taka wieść
z ostatniej chwili – jak chcecie wiedzieć więcej, to zerknijcie do komentarzy
pod poprzednim postem.)
No tak…
Mieliśmy psioczyć, a na koniec i tak pyski się śmieją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz