Aha, pewnie któryś bezogoniasty przechodził
właśnie obok kojca, w którym siedzi Agri, bo wrzask na całe schronisko!... Taki
zły wrzask… Bo Agri to pies łańcuchowy, który prawdopodobnie zerwał się z
łańcucha i zwiał. Długo się swobodą nie nacieszył, bo nasi złapali go niedaleko
schroniska. Teraz siedzi i ma za złe. I pewnie ma swoje powody. Za
bezogoniastymi nie przepada, stąd te wrzaski, gdy któregoś widzi. A że jest
silny i dość duży, w kwiecie wieku, to wrażenie robi… No cóż, w końcu się
wyciszy. Ale na razie…
No nie, myśli zebrać
nie można przy tym wyciu i szczekaniu… Skoczę do lasu. Popatrzę, jak się
sprawuje Henna na spacerze, a Tyson niech opowiada dalej…
Poleciała…
A ty się, psie, męcz i opowiadaj! Ale o Hennie, to akurat mogę, bo to amstafka,
jak ja. I w schronisku jest chyba tylko jedno zwierzę fajniejsze od niej… No
dobra, wystarczy. Jeszcze ktoś sobie pomyśli, że się przechwalam.
No
to było tak. Henna, duża i silna dwulatka, trafiła do nas jakieś pół roku temu.
Ktoś ją przywiązał do drzewa przy drodze, niedaleko miasta. Była w dobrej
kondycji, zadbana – domowa bez dwóch zdań. Wykonywała polecenia, bezogoniastych
lubiła. Jakoś się do schroniska przyzwyczaiła. A ja pomagałem, jak mogłem.
I
niedawno zaczęli ją odwiedzać tacy dojrzali bezogoniaści. Wyglądali i pachnieli
całkiem nieźle. Mieli jeszcze syna, na moje oko dwunastoletniego. Też w
porządku. Upatrzyli sobie Hennę i powoli się do siebie przyzwyczajali: spacery,
czesania, wiecie, takie tam… I któregoś dnia zabrali ją do domu, na próbę. A
tam czekała na suczkę jeszcze jedna bezogoniasta, najmłodsza, córeczka…
Z
tej próby Henna wróciła całkiem nie w sosie. Nawet zbytnio szczekać nie chciała
o tym, co się stało. A stało się to, że wszystko zapowiadało się dobrze. Nowe
miejsce jej się spodobało, ta mała też – ze wzajemnością. Pełna harmonia. Do
momentu, w którym starsi bezogoniaści dali córeczce coś w jednej miseczce, a
Hennie coś innego w drugiej. I doszło do różnicy zdań, która miseczka jest
czyja…
Gryzienia
żadnego nie było, ale warczenie i pokazywanie kłów – owszem. I płaczu trochę
chyba też… I strachu w ogóle… Wiecie, w nowym miejscu, w nowych
okolicznościach, suczka trochę się pogubiła. Za wiele tego nowego było na jeden
raz…
No
i Henna wróciła do schroniska.
Ale
ci bezogoniaści nie zamierzają rezygnować. Dalej ją odwiedzają, spacerują, a po
świętach mają spotkać się z naszym zaprzyjaźnionym treserem i rozpocząć z nim
pracę. I oni nie tracą nadziei, i Henna. I ja…
Przychodzą
tu ostatnio jeszcze inni fajni bezogoniaści. Na przykład taka jedna para
młodych. Ona gada tak, że ją tu wszyscy dobrze rozumiemy, ale on jakoś inaczej.
Bo jest tym no, jak mu tam… nooo… Aha – Anglikiem. I zabierają na spacery różne
psiaki, głównie te starsze. Jak rozmawiają z naszymi bezogoniastymi, to niczego
nie obiecują, ale jak wejdą między kojce i mówią ze sobą, to można zrozumieć –
psy nie głupie, uszy mają i swój rozum też – że chcieliby adoptować kogoś z
naszych… Tylko się boją, bo to duży kłopot. Żeby wywieźć psa z naszego kraju do
innego, zwłaszcza do tej Anglii, to kupy badań trzeba, papierów, paszportów,
zezwoleń, wrr…
No,
ale może coś… Zobaczymy po świętach…
A
trochę wcześniej był u nas starszy bezogoniasty z takiego kraju, co się nazywa
Austria. Przyszedł, bo dawno temu, ładnych kilka lat minęło, adoptował z
naszego schroniska psiaka. Coś pamiętam jak przez mgłę, ale imienia tego
zwierzaka sobie teraz nie przypomnę… No i ten starszy bezogoniasty opowiadał,
że żyją sobie tam gdzieś daleko, że im dobrze, że pies ma się doskonale,
chociaż już starusieńki jest… A ten bezogoniasty, jak znowu przyjechał do
naszego kraju, to przyszedł o nim opowiedzieć. I podziękować jeszcze raz. I
zostawił nam w darze trochę tego, co nie śmierdzi. (Wpierw, mówił, chciał coś
kupić, ale nie wiedział, co się nam tutaj najbardziej przyda, więc zdecydował
się dać te papierki. Nie za dużo, nie za mało – w sam raz!) Dobrą godzinę
opowiadał, a potem się pożegnał i poszedł. Obiecał, że przyśle fotki…
Potem…
Aha, nasza bezogoniasta woła Imbira i Hedara. Odpaliło staruszkom, zakochali
się. Jest tak, że starych psów się nie kastruje, bo to może im zaszkodzić: wiek
nie ten, zdrowie nie to na takie zabiegi… A właśnie do schroniska trafiły nowe
suczki. Za krótko są, żeby im zrobić sterylizację. No i dostały cieczki, a
kundle stare – małpiego rozumu. I gdy tylko mogą, wyskakują z biura, gdzie
mieszkają i lecą do tych nowych. I siedzą pod kojcami, i robią maślane oczy, i
prężą się i czasem szczeknie który… Zimno? A co tam!... Pada? Nie szkodzi, my
młodzi! Taaa… Hedar wariuje na punkcie Błogiej, a Imbir – widząc Witkę.
Proszę
bardzo – oto Hedar absztyfikant:
A
to jego wybranka Błoga:
Tu
natomiast zakochany Imbir –
A
poniżej obiekt weschnień Imbira – Witka.
Niezłe
pary, co?
Suczki
jakoś niekoniecznie podzielają zapędy staruszków. No więc obaj po pewnym czasie
tracą nieco wigoru. A gdy jeszcze nasi bezogoniaści ich zawołają do michy,
dyrdają, gdzie dają. Cóż, w pewnym wieku racja brzucha jest silniejsza niż
racja ducha!...
Potem
nażarte stare samce leżą między biurkami i powarkują do siebie: „Ech, panie, za
naszych czasów…” Albo: „Jak dziś pamiętam – za śmietnikiem spotkałem…”. Albo…
I
tak dalej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz